search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

HOMAR

Tekst gościnny

25 lutego 2016

REKLAMA

Autorką recenzji jest Patrycja Paczyńska-Jasińska.

„Brzydka ona, brzydki on
a taka ładna miłość.”

Tadeusz Gadacz powiedział kiedyś, że życie jest jak wiosna – rozkwita. Kiedy nas nie będzie to nic się nie stanie, ale nasz świat zniknie. Mądre głowy mówią, że TY powinno być zawsze pierwsze niż JA. Jest w tym sporo racji. W końcu mądry lis z „Małego księcia” mawiał: „Musisz być odpowiedzialny za to, co oswoiłeś.” Skąd zatem pojawia się samotność? Ma kilka etapów i nie bierze się znikąd. Brak zaufania do siebie i innych, brak poczucia własnej wartości, aż w końcu obawa i wycofanie. Jak w tym przypadku wrócić i na nowo zaufać drugiej osobie? O tych emocjach i uczuciach jest Homar.

Giorgos Lanthimos pojawił się w europejskim kinie znienacka i z miejsca zdobył uwagę widzów. Jego Kieł z 2009 podzielił widownię. Narracją przypominał dokonania Michaela Hanekego, a do Bunuela zbliżała duża dawka absurdu i surrealizmu. Najbardziej przeraża jednak perwersja, z jaką rodzice kształtują postacie swoich dzieci według własnego scenariusza. To film trudny i niejednoznaczny. Grecki reżyser sprawia, że widz wchodzi w ten chory i zachwiany świat niejako na siłę i – co najciekawsze – nie chce go opuścić. Podobne wrażenia wywoływały Alpy z 2011 roku, które niejako ugruntowały pozycję Lanthimosa jako jednego z najoryginalniejszych reżyserów starego kontynentu.

IMG_2135.CR2

Tym razem Grek bierze się za obnażanie powszechnie funkcjonujących norm i celnie punktuje słabości współczesnego społeczeństwa. Lanthimos zaprosił do współpracy hollywoodzkie towarzystwo, które bawi do łez i przeraża jednocześnie. Colin Farrell niczym feniks z popiołów odradza się z w skórze przerażająco wiarygodnego samotnika, panicznie bojącego się kontaktu z drugim człowiekiem. Niewinna Rachel Wiesz z kolei to osoba po przejściach, która w pewnym momencie się zatraciła. Oboje znakomicie się uzupełniają, jest między nimi odpowiednia chemia, a całość wzmocniono obecnością Johna C. Reilly’ego, Lei Seydoux i Bena Whishawa.

Akcja Homara rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, ale, jak się dobrze przyjrzymy, to odczuwamy chłód naszych czasów. Podobnie jak w poprzednich filmach Lanthimosa widzimy laboratoryjną i sterylną sytuację, przyglądamy się precyzyjnie skonstruowanemu światu. Brakuje nam powietrza – dusimy się! Dlaczego? Bo nie czujemy nic… Wraz z bohaterami jesteśmy zamknięci w czterech ścianach i jak pacynki prowadzeni do jadalni, na basen czy pola golfowe. Nasz czas jest ograniczonym, walczymy o przetrwanie. W końcu pozostało 45 dni. Na co? Na znalezienie drugiej osoby i rozkochania jej w sobie. A co, jak skończy się czas? Trudno… Zostaniemy zmienieni w wybrane przez siebie zwierzę. Ok! Mamy jeszcze szansę ustrzelić w pobliskim lesie innych samotnych obdarciuchów. Wtedy jak w grze Mario… przybywa mi żyć. Smutne? Ja skłaniam się ku słowu – prawdziwe.

“Homar” stanowi precyzyjnie skonstruowany labirynt, z którego nie ma wyjścia. W pewnym momencie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, reżyser o 180 stopni odwraca obraz i buduje własny, maniakalnie spójny system bez luk. Jakby Lanthimos raz po raz wrzucał bohaterów do wrzątku i obserwował reakcje. Z tego powodu Homar z perwersyjnego dramatu science-fiction płynnie przechodzi w bolesny obraz o fascynacji bólem, a chwilę potem zamienia się w czarną komedię. Fabuła wymyka się sztywnym regułom, wszelkim zasadom – dlatego też jest trudna do pojęcia, nie do uwierzenia. W filmie możemy doszukiwać się przykładów różnych stadiów i rodzajów miłości. Co prawda brakuje różnorodnych, mniej oczywistych postaw, ale poprzez takie rozwiązanie wydźwięk jest mocniejszy.

Homar to  inteligentna karykatura, której w dzisiejszym kinie brakuje. Grek gra na najczulszych emocjach widza, sprytnie manewrując między zaskoczeniem, rozbawieniem, przerażeniem, zdziwieniem i smutkiem. Ta tragikomedia bezlitośnie punktuje sposób, w jaki podporządkujemy się kulturowym normom, popędom i budującym nasze wyobrażenia o szczęśliwym (tylko z pozoru) życiu. Czy to śmiech przez łzy? Przekonajcie się sami.

https://www.youtube.com/watch?v=bemcHBqng4o

 

REKLAMA