HELLBOUND. Korea udowadnia, że umie robić wybitnie dobre seriale
Po nowej serialowej produkcji made in Korea nie oczekiwałam praktycznie niczego. Tymczasem okazało się, że to absolutna perełka, która świetnie punktuje fanatyzm religijny. Można ją także odnieść do obecnej sytuacji na świecie oraz różnych „antysystemowych” ruchów, które robią dzieciakom wodę z mózgu. Czy warto więc sięgnąć po tę sześcioodcinkową produkcję na podstawie komiksu internetowego? Bez dwóch zdań.
Jestem przekonana, że to dużo lepszy serial od innego koreańskiego hitu ostatnich tygodni – Squid Game. Niezwykle podoba mi się sposób prowadzenia historii. Co mam na myśli? Produkcja dzieli się na dwie części, których fabuła ma charakter zamknięty; postacią niejako spinającą obie połowy serialu jest prawniczka Min Hye-jin. Uważam, że był to zabieg niezwykle błyskotliwy i – co ważniejsze – nieobciążający dla widza. Nie musimy przywiązywać zbyt dużej uwagi do szczegółów, jak to bywa w przypadku innych tego typu produkcji, bo może się okazać, że obie linie fabularne są ze sobą w jakiś tajemniczy sposób skorelowane. Bohaterowie nie pojawiają się ni stąd, ni zowąd, wszystko jest bowiem poukładane od początku do końca.
Historia przedstawia wydarzenia z niedalekiej przyszłości. Mieszkańcy Korei otrzymują tajemnicze przepowiednie na temat daty swojej śmierci. Ogłaszający je posłaniec dodaje przy tym, że każda z osób, która otrzymała taką wiadomość, pójdzie prosto do piekła. Okazuje się, że w sytuację uwikłana jest tajemnicza organizacja religijna Nowa Prawda, która tropi tego typu zdarzenia, twierdząc, że w ten sposób grzesznicy są karani przez Boga. Gdy telewizja pokazuje transmisję „demonstracji”, w trakcie której „grzesznica” zostaje spalona żywcem przez tajemnicze stwory, cały świat wpada w szaleństwo. Czy to faktycznie głos niezadowolonego z ludzi Boga, czy może sprytna manipulacja organizacji, która przez dekadę głosi, że nikt bez winy nie stanie się podmiotem potępienia?
Podoba mi się, w jaki sposób twórcy podnoszą temat grzechu i bycia sprawiedliwym, pokazując, że dość łatwo możemy popaść w totalną skrajność i fanatyzm. Stąd wiedzie już prosta droga do wymierzania sprawiedliwości na własną rękę. Idealnym tego przykładem jest radykalna organizacja Grot, powiązana z Nową Prawdą. O ile początkowo jej działalność opierała się na ujawnianiu danych groźnych przestępców, by ludzie dokonali samosądu, o tyle później w imię religijnej doktryny jej członkowie zaczęli brutalnie karać każdego, kto w ich mniemaniu sprzeciwił się organizacji – czyli de facto samemu Bogu. Bez względu na to, czy czyjąś jedyną winą jest wychowywanie nieślubnego dziecka, czy zabójstwo, Grot znajdzie taką osobę i sprawi, że każdy, kto ma z nią cokolwiek wspólnego, pożałuje. Pobicia, morderstwa i groźby to dla tej organizacji chleb powszedni, gdyż jej członkowie mają poczucie, że realizują boski plan, któremu nikt nie może się przeciwstawić.
Serial twórcy Zombie Express idealnie uchwycił grozę całej sytuacji. Najmniej straszne są tu bowiem istoty zabierające „grzesznika” do piekła. Najbardziej przerażające ma dopiero nadejść pod postacią masowej histerii i wydawania najbliższych osób na pastwę fanatyków, w tym denuncjowania własnych rodziców niczym Pawka Morozow. Żeby uniknąć piekła, trzeba być przecież sprawiedliwym. Okazuje się, że tak naprawdę nie powinniśmy się bać samego tajemniczego zdarzenia, ale ludzi, którzy nas otaczają. Reżyser pokazuje, jak część społeczeństwa powodowana strachem zaczyna wyrzekać się swojego człowieczeństwa, byleby tylko zasłużyć na zbawienie, przez co terroryzuje, zastrasza i niszczy najbliższe osoby w imię wymyślonej sprawiedliwości. Jest to dość niecodzienne podejście do gatunku, a także coś, czego absolutnie się nie spodziewałam. Cieszy mnie, iż hektolitry krwi zostały zastąpione teologicznymi dywagacjami o ludzkich grzechach i rozważaniami, czy powinniśmy potępiać rodziny i bliskich „grzeszników”, bo przecież ignorancja to także grzech. Choć oczywiście hektolitry krwi w serialu też się leją.
Hellbound to produkcja, która rozkręca się z każdym kolejnym odcinkiem, dlatego radzę wam przetrwać pierwsze dwa, gdyż później robi się coraz ciekawiej. Finałowy odcinek to absolutny majstersztyk, pokazujący, że jedno wydarzenie może sprawić, iż ludzkość pogrąży się w chaosie, a inne – przywrócić pokój i zdrowy rozsądek. Myślę, że w dzisiejszych czasach, gdzie takie organizacje jak QAnon (zwolennicy teorii spiskowych) zyskują coraz większą popularność i nabierają na znaczeniu, może to być przestroga pokazująca, do czego prowadzi fanatyzm, nie tylko religijny.