HARRY I MEGHAN na własnych zasadach. Wrażenia po seansie mocnego dokumentu Netflixa
Altruiści czy egoiści? Gwiazdy żądne nieustannej uwagi kamer czy dwójka skromnych ludzi zmuszonych do życia na świeczniku? Outsiderzy walczący w obronie dobra korony czy własnej reputacji? Od roku 2016, czyli momentu upublicznienia związku księcia Harry’ego z Meghan Markle, tabloidy na całym świecie wymieniały się coraz to bardziej pikantnymi przeciwstawnymi nagłówkami i doniesieniami, które niemal równo podzieliły opinię publiczną na bezsprzecznych zwolenników i zjadliwych krytyków książęcej pary. Nawet w Polsce mieliśmy wrażenie, że wiemy o nich wszystko, a mimo to, żyjąc w miejscu kulturowo i światopoglądowo tak znacznie oddalonym od Wysp Brytyjskich, z całego tworzonego w Zjednoczonym Królestwie boomu na książęcy duet docierały do nas jedynie szczątki gorących plotek, ⅓ tego, jak głośnym i powszechnym były one tematem dla brytyjskiego zjadacza chleba.
Wejście Harry’ego i Meghan już jako pary do sztywnego i poukładanego świata brytyjskiej monarchii wywołało potężne wstrząśnięcie we współczesnym wizerunku rodziny królewskiej, podobnie jak ich ucieczka po wielu miesiącach walki, o której opowiadają w najnowszym dokumencie poświęconym ich drodze do tego, co z dzisiejszej perspektywy nazywają spokojem. To ich historia, opowiedziana ze smakiem i wyczuciem, obnażająca panujące w rodzinie królewskiej uprzedzenia i rzucająca cień na kwestie nietolerancji rasowej, mizoginii i znęcania psychicznego, jakie do tej pory dla tej innej niż wszystkie instytucji stanowiły niemożliwy do publicznego poruszania temat tabu. Harry i Meghan nie mieli wyjścia, musieli stamtąd odejść. I o tym bez ogródek i charakterystycznego dla monarchii upiększania, mówią w dokumencie Harry & Meghan.
Gorący temat
Dokument Harry & Meghan, jak zapowiadał Netflix, to jedna z najważniejszych premier, na jakie kiedykolwiek zdecydowała się platforma. Już teraz bije rekordy popularności, a to przecież dopiero początek medialnego szumu, jaki miała na celu wywołać. Premiera ta okazała się również jedną z najmniej spodziewanych – w końcu po tym, jak echo mocno kontrowersyjnego i dyskusyjnego wywiadu dla Oprah nieco przycichło, myśleliśmy, że konflikt reprezentantów hrabstwa Sussex z resztą rodziny królewskiej pozostanie ich własnym biznesem, który może kiedyś jeszcze powróci na świecznik, przy okazji innych ważnych dla Królestwa wydarzeń. Dziś, po ukazaniu się dokumentu-sensacji, wiemy jednak, że ich głos dla opinii publicznej był niezwykle ważny. Jakiekolwiek zdanie mieliśmy o tej parze dotychczas, seans głośnej produkcji z ich udziałem i na ich zasadach z pewnością zmieni nasze postrzeganie nie tylko ich, ale i całego systemu brytyjskiej monarchii. Wreszcie usłyszeliśmy bowiem całą, lub prawie całą, prawdę. Jak ujął to Harry – ich prawdę.
Dajcie im czas, pokażą wiele
Zaczynamy niemalże od samych słodkości – elementu zauroczenia, który przeradza się w zakochanie, stawiania pierwszych kroków Meghan jako aspirującej członkini rodziny królewskiej i planowania najpiękniejszego ślubu, jaki widział świat. Wszystko po to, by w drugiej części dokumentu, upublicznionej 15 grudnia, wyrzucić na światło dzienne największe brudy, niedoskonałości, ból, rozpacz, psychiczną agonię spowodowaną przez działania prasy i członków rodziny królewskiej, jakie niemalże doprowadziły Harry’ego i Meghan do ruiny. Na przełomie sześciu odcinków obserwujemy nie tylko ewolucję miłosnej historii, ale przede wszystkim skupiamy się na kwestiach najważniejszych dla głównych bohaterów tej opowieści, tych, które jako rojalsi tak bardzo chcieli społecznie nagłaśniać – chociażby nietolerancji rasowej zakorzenionej od wieków w mentalności Brytyjczyków i tak bardzo wzmożonej po pojawieniu się przyszłej księżnej na pierwszych stronach gazet. Kto po trzech początkowych odcinkach odczuwał jednak niedosyt tych wielkich kontrowersji, jakie zapowiadał nam zwiastun, do granic możliwości przepełniony cukrem miłosnym księcia i księżniczki z bajki, po prostu musi kontynuować seans, by nie dać się zwieść wstępnej fazie gry, zgoda, momentami nieco nudnawej i przewidywalnej, lecz finalnie – niesłychanie nam wszystkim potrzebnej. Większość z nas, już od pierwszych chwil, kiedy Harry’ego i Meghan publicznie widziano razem, obserwowała ich bijącą po oczach czułość względem siebie, oddanie i pasję, z jaką poświęcają się zarówno sobie, jak i reprezentowaniu kraju Harry’ego, dlatego czasem część pierwsza może nam się wydawać trikiem mocno przegadanym, przereklamowanym i nastawionym jedynie na zysk, a zapowiadane bomby – mrzonką i pokarmem dla mediów i potencjalnych kliknięć. Nic z tych rzeczy, dajcie im czas – bomby dopiero wystartują.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Harry & Meghan to tylko z pozoru dokument o miłości i sile w związku. Niemało zaskoczył mnie tak prywatny wydźwięk tego dzieła, w sporej części bazowanego na rodzinnych nagraniach, zdjęciach, jakie z oficjalnej i zdystansowanej książęcej pary stworzyły ludzi bliskich nam – tak samo cierpiących i odczuwających, jak wszyscy przed ekranami. Nie dajmy się jednak zwieść tym ramkom. To otwarte wypowiedzenie wojny Pałacowi Buckingham i członkom rodziny królewskiej, szczególnie Williamowi i Karolowi, którym książę i księżna Sussex zarzucają donoszenie prasie o ich tajnych rezydencjach, rasizm i celowe wykluczenie Meghan w celu jej psychicznego wyniszczenia i eliminacji zagrożenia, jakim stała się m.in. dla starszego syna Diany wraz z małżonką. W dokumencie zrealizowanym genialnie, czego zresztą mogliśmy się spodziewać po twórcach nagrodzonych Emmy, zbierają się najbliżsi Meghan i Harry’ego, przeprowadzając nas od dzieciństwa obojga, poprzez wspomnienia o śmierci Diany i wpływie, jaki miała ona na dorastającego Harry’ego oraz samotne dzieciństwo Meghan Markle, aż do niedalekiej przeszłości, kiedy młoda, piękna, energiczna i pełna inspiracji kobieta stała się niezaprzeczalną konkurencją dla dystyngowanej, sztywnej monarchii, w jakiej dotychczas nie było miejsca chociażby na rozmowy o prawach mniejszości rasowych. Do czasu, gdy na scenę wkroczyła amerykańska aktorka, z uśmiechem na twarzy pragnąca zmieniać świat. Przyczynowo-skutkowość narracji i liczba faktów potwierdzających wersję Harry’ego i Meghan szokuje i słusznie już teraz, na kilkadziesiąt godzin po finalnej publikacji, bulwersuje opinię publiczną, w której kto wie, może nawet w tej chwili kiełkują oczekiwane od dziesięcioleci światopoglądowe zmiany. Harry & Meghan studiuje współczesną definicję rasizmu, jaka odrodziła się po wstąpieniu czarnej kobiety w szeregi brytyjskich monarchów. Komentarze odnoszące się do rzekomego egoizmu i narcyzmu książęcej pary po publikacji pierwszej części dokumentu teatralnie możemy wrzucić do kosza po tym, co zobaczyliśmy w ostatnich trzech odcinkach. Wnikamy w niezwykle intymne, bolesne, traumatyczne przeżycia pary – ten miniserial mimo pozorów nie miał bowiem za zadanie oczernić najbliższych krewnych księcia, a co więcej, po seansie powracając myślami do słynnego wywiadu u Oprah, zdajemy sobie sprawę, jak bardzo powściągliwie i delikatnie małżonkowie wypowiadali się wówczas o wzajemnych relacjach między członkami monarchii. Harry & Meghan miał nam uświadomić, do czego zmierza poniżanie, hejt, błędne wyciąganie wniosków niepoparte niczym więcej, jak żerującymi na czyimś nieszczęściu tabloidami. Zatrważające jest bowiem śledzenie niemal identycznego mechanizmu, który księżną Dianę doprowadził do śmierci, a księżnej Meghan odebrał nie tylko szansę zreformowania rodziny królewskiej, lecz przede wszystkim – wywołał myśli samobójcze, spowodował poronienie i wielomiesięczny strach o własne życie. To dokument o tym, co duża część globalnego społeczeństwa robi codziennie, używając podprogowego rasizmu, ksenofobii, mizoginii, homofobii. Na przykładzie Meghan i Harry’ego dowiadujemy się, do czego prowadzi wszelkiego rodzaju agresywna fobia i stopniowe wyniszczanie. To dokument mocny, lecz nie za mocny. Poruszający, lecz nie ckliwy. Zdradzający dużo, lecz nie zbyt wiele i nie zbyt brutalnie. Dokładnie w taki sposób, jaki najbardziej powinien zadziałać na naszą percepcję i niektórych z nas; zachęcić do zmiany.
Po co nam to było?
Czy książęca para lubi być w centrum uwagi? Co do tego nie ma wątpliwości, obydwoje przyzwyczajeni są do tego od wczesnego dzieciństwa. Czy nie idą jednak za daleko i nie kreują się przypadkiem na największe ofiary systemu, o którym wielu zapewne cicho marzy? Nawet jeśli takie sprawiają wrażenie, sumując wszystko to, przez co przeszli – nie dziwię się takiemu przedstawieniu sprawy. Podobne emocje dało się wyczuć w trakcie wywiadu u Oprah, gdzie dwójka była niezwykle spięta, wciąż czuła się związana protokołem i wewnętrznymi blokadami – tym razem jest jednak odrobinę inaczej, lżej, prawdziwiej. Harry & Meghan dał im przestrzeń na wyjawienie trosk i wreszcie, upragnione bycie sobą. Sama, podchodząc do pierwszych odcinków, nie czułam się pewnie z tym, co widzę – czyżby ktoś znowu starał się wmówić nam przesłodzoną, a ostatecznie bardziej wymuszoną niż dramatyczną historyjkę? Nie tym razem. Im dalej w las, tym pogłębiamy kwestie rasy, praw kobiet; kreuje się przed nami obraz pary, która miała szansę zrewolucjonizować świat, a z krótkiej przygody królowania pozostał jedynie niesmak i rodzinne niesnaski, które już w tej chwili szturmem ogarniają cały świat.
Harry & Meghan to nie tylko efektownie zrealizowana historia o ludziach, którym dokopało skomplikowane życie. To przede wszystkim dobitne studium szerzonej wzajemnie nienawiści, która prowadzi ostatecznie do tragicznych w skutkach, nieodwracalnych rozwiązań. To dokument o nas samych, co w większości przypadków spotka się pewnie z oporem i odrzuceniem. To jednak prawda, brutalna i przykra, ale prawda, która na skraj doprowadziła kogoś, kto na ten skraj nigdy nie zasługiwał.
Czy to stronniczy dokument? Jak najbardziej. Czy wzbudzi zainteresowanie i dyskusje jeszcze potężniejsze niż w przypadku wywiadu u Oprah? Zapewne również tak. Czy w odbiciu przeżyć Meghan i Harry’ego zobaczymy siebie samych, manewrujących hejtem, wzajemną niechęcią, strachem przed odmiennością i przywiązanych do przestarzałego, stereotypowego wzorca myślenia odrzucającego tolerancję i inność? Niestety, ale tak. Harry & Meghan uderzy mocno. Ale sprowokuje do myślenia, tak jak zamierzał.