search
REKLAMA
Nowości kinowe

Hardkor Disko

Krzysztof Połaski

4 kwietnia 2014

Filmorg - grafika zastępcza - logo portalu.
REKLAMA

plakat_mPrzesadą chyba nie będzie stwierdzenie, że „Hardkor Disko”, od momentu pierwszej zapowiedzi, stał się jedną z najbardziej oczekiwanych polskich produkcji filmowych tego roku. Nie bez przyczyny, bowiem obraz ten jest pełnometrażowym debiutem Krzysztofa Skoniecznego, czyli człowieka, który dał się poznać publiczności jako twórca nagradzanych i przepięknie wyglądających teledysków. Kręcił m.in. dla Jamala, Projektu Warszawiak, Myslovitz czy ostatnio Doroty Masłowskiej. Szkoda, że jego pierwsza fabuła również wygląda jak teledysk, taki rozciągnięty do prawie 90 minut.

Krzysztof Skonieczny nie ukończył szkoły filmowej, za to skończył wydział aktorski Akademii Teatralnej w Warszawie. Chociaż jako aktor pracuje do dzisiaj, to wyraźnie zafascynowała go druga strona kamery, co zaowocowało powstaniem konglomeratu artystycznego głębokiOFF, parającego się od 2009 roku tworzeniem teledysków.

Ścieżka kariery większości polskich reżyserów zazwyczaj wygląda bardzo podobnie – najpierw szkoła filmowa, w jej trakcie realizacja etiud, a następnie fabularny debiut. Skonieczny postanowił iść na skróty; po co kręcić fabularne krótkometrażówki, skoro od razu można zrobić prawdziwy film? Oczywiście można, lecz należy liczyć się z tym, że kinowa publiczność będzie bezwzględna i nie wybaczy błędów. Etiudy mają to do siebie, iż są doskonałym poligonem doświadczalnym, gdzie twórca może szlifować swój styl oraz próbować różnych rozwiązań. W przypadku wpadki, bo złych etiud studenckich jest naprawdę wiele, nie ma specjalnie powodów do zmartwień, ponieważ odbiór tych produkcji jest dość ograniczony – zazwyczaj funkcjonują one w ramach festiwali, archiwów szkolnych, a w nielicznych przypadkach zostają wydane na DVD lub trafiają do nocnego pasma telewizyjnego. „Hardkor Disko” jest niestety dowodem, że nie zawsze droga na skróty jest dobrym rozwiązaniem.

1

Głównym bohaterem dzieła jest tajemniczy Marcin (bardzo dobry Marcin Kowalczyk). Wiele o nim powiedzieć nie można, oprócz tego, że jest charakterny i nikogo się nie boi. Nikt mu nie podskoczy, ani wkurwiony dresiarz (świetny epizod samego Skoniecznego), ani modnie ubrany laluś. Marcin działa instynktownie, w przypadku zagrożenia wiele nie myśli, tylko chwyta za nóż i jest gotowy z mordy oponenta zrobić puzzle. Do tego uwielbia dominować, czego wyraz daje nawet podczas seksu, uprawianego wyłącznie w pozycji od tyłu.

Marcin jest oszczędny w słowach, mówi tylko wtedy, gdy musi. Nic o nim nie wiemy, poza tym, że przyjechał do dużego miasta w konkretnym celu – zemścić się. Jeszcze mniej o nim wie Ola (ciekawa Jaśmina Polak), którą spotyka w drzwiach mieszkania będącego celem jego podróży. Ta, pochodząca jakby z dwóch różnych światów, dwójka wyraźnie zainteresowała się sobą. Dziewczynę pociąga enigmatyczność chłopaka, jawiącego się niczym przybysz z innej planety w artystyczno-hipstersko-imprezowym środowisku Oli. Marcin odwzajemnia zainteresowanie, lecz w zupełnie inny sposób, traktując dziewczynę jako osobę, którą nie tylko musi ochronić, ale wręcz za wszelką cenę wyrwać z otaczającej ją rzeczywistości.

2

Ola to doskonały przykład tego, do czego prowadzi bezstresowe wychowanie. Mówiąc krótko, to rozwydrzona gówniara. Wszystko co ma, to efekt pracy jej rodziców. Sama nie musiała nigdy pracować, rodziciele zapewnili jej życie w dobrobycie oraz wymarzone studia. Córeczka mamusi i tatusia, do tego stopnia, iż rodzice nie mają nic przeciwko temu, że ćpa na imprezach oraz puszcza się z nowo poznanym gościem, w dodatku pod ich dachem. O ile matce można się nie dziwić (dobra Agnieszka Wosińska), bo sprawia wrażenie po prostu starszej wersji swojej córki, a jej wzrok zdradza, że sama chętnie dobrałaby się Marcinowi do rozporka, to bardziej zastanawiająca jest postawa ojca (Janusz Chabior). Jest on architektem, który własne ideały i marzenia zaprzedał na rzecz grubych plików pieniędzy. Wygląda bardziej na zaprogramowaną i żyjącą według utartych schematów kukłę, aniżeli osobę z krwi i kości, więc być może dlatego obojętnym jest wobec tego co, gdzie i z kim robi jego latorośl. Żadna z postaci nie ma czystego sumienia, dlatego symboliczne wydają się być sceny kąpieli, gdzie bohaterowie próbują zmyć swoje winy oraz grzechy.

Świat wykreowany przez Skoniecznego jest zimny i niebezpieczny, lecz przy tym także niezwykle niewiarygodny. Historia, której współautorem jest Robert Bolesto, to nic innego, jak zwykła wydmuszka. Do tego całość po kilku minutach staje się przewidywalna, więc zakończenie nie jest żadną niespodzianką. Za działaniami głównego bohatera nie stoi żadna wyraźnie zarysowana motywacja. Wiemy tylko tyle, że Marcin pragnie zemsty i zrobi wszystko, aby swój plan wykonać. To niestety za mało. Twórcy co prawda podrzucają widzowi pewne tropy, ale jeżeli dobrze ułożyłem elementy układanki – niestety powiedzenie czegokolwiek więcej byłoby zbyt dużym spojlerem – to absurdalność całości można chyba skwitować wyłącznie w jeden sposób – śmiechem.

3

Autorzy obrazu na swojej oficjalnej stronie internetowej opisują tę produkcję jako „próbę portretu współczesnego młodego pokolenia” oraz „obserwację i wypowiedź na temat rzeczywistości, która otacza nas tu i teraz – jest próbą wiarygodnego przekazu o świecie, w którym wszelkie zasady zostały odrzucone i wszystko dryfuje w pustkę”. Naprawdę? Serio? To nie jest żart? Nie wiem w którym miejscu mamy do czynienia z wiarygodnym przekazem o współczesnym świecie lub z portretem młodego pokolenia. Fakt, obserwujemy imprezujące stado naćpanych i nachlanych małolatów, ale przypisywanie im łatki reprezentantów dzisiejszej młodzieży jest zbyt daleko idące. To już dzieciaki z przerysowanego „Bejbi blues” Katarzyny Rosłaniec były autentyczniejsze.

Kacper Fertacz – zapamiętajcie dobrze to imię i nazwisko, ponieważ ten, niemający jeszcze „trzydziestki” na karku, facet w najbliższych latach ma szansę dołączyć do grona najzdolniejszych polskich operatorów. Jego zdjęcia zachwycały już w „Facecie (nie)potrzebnym od zaraz”, stanowiącym jego pierwszy pełnometrażowy film, jednak robota jaką wykonał w „Hardkor Disko” jest jeszcze lepsza. Fertacz i Skonieczny doskonale się rozumieją i to widać na ekranie, jedynie nieliczne polskie filmy mogą pochwalić się tak dobrymi oraz przemyślanymi kadrami. Obraz jest wizualną ucztą i jeżeli coś go ratuje przed kompletną porażką, to właśnie forma oraz zdjęcia. Szkoda, że treści brak.

4

Produkcja broni się też pod względem aktorskim. Janusz Chabior, stały współpracownik głębokiegoOFFu, oczywiście nie zawodzi, podobnie jak uwodzicielska Agnieszka Wosińska, jednak to młode pokolenie aktorskie gra tu pierwsze skrzypce. Marcin Kowalczyk potwierdził, że ciekawa kreacja w „Jesteś Bogiem” nie była dziełem przypadku, a o Jaśminie Polak, debiutującej na wielkim ekranie, można mówić w kategoriach odkrycia. Urodzona w 1990 roku aktorka swój talent miała okazję zaprezentować już w ubiegłym roku, za sprawą teatru telewizji i doskonałej kreacji Hesi w „Moralności pani Dulskiej” Marcina Wrony, i myślę, że jeszcze nie raz o niej usłyszymy.

„Hardkor Disko” to niestety świetny przykład przerostu formy nad treścią. Co z tego, że podziwiamy przepiękne zdjęcia, skoro fabularnie dzieło nic sobą nie reprezentuje? Fabuła zdaje się sprawiać wrażenie dodanej na siłę, przez co oglądamy nie film z prawdziwego zdarzenia, a bardzo długi teledysk. Ciężko w tej produkcji znaleźć treść, co w połączeniu z imponującymi kadrami daje nam jedno – filmową wydmuszkę.

Trudno uznać „Hardkor Disko” za udane dzieło, niemniej jednak warto zapamiętać ten tytuł, bo przez sposób realizacji wyróżnia się na tle polskiego kina. Chociaż Krzysztof Skonieczny tym razem nie sprawdził się w roli scenarzysty, to już jako reżyser jest raczej odpowiednią osobą na właściwym miejscu. Wraz ze swoim operatorem tworzy duet mający warsztat wizualny opanowany do perfekcji, więc gdy w ręku urodzonego w Ząbkowicach Śląskich twórcy pojawi się lepszy scenariusz to, kolokwialnie mówiąc, będzie się działo.

REKLAMA