search
REKLAMA
Recenzje

GRAN TURISMO. Od gracza do ścigacza [RECENZJA]

Zaskakująca prawdziwa historia.

Michał Kaczoń

10 sierpnia 2023

REKLAMA

Gran Turismo Neilla Blomkampa nie jest adaptacją słynnej gry na konsole PlayStation, jak można by przypuszczać po tytule. To zaskakująca prawdziwa historia Janna Mardenborougha – zawodnika, który dzięki spędzeniu tysięcy godzin z padem PlayStation w ręku, grając w Gran Turismo, mógł z łatwością przesiąść się do prawdziwego bullita wyścigowego, gdy nadarzyła się ku temu nietypowa okazja. Ba! Mardenborough doczekał się niezwykle owocnej kariery. Sposób, w jaki tego dokonał, stał się motorem napędowym rozpędzonej filmowej opowieści, a reżyser Dystryktu 9 i Chappiego umiejętnie wplótł w swoją historię przemowy motywacyjne, które mają dopingować bohatera, jak i samych widzów.

„Gran Turismo”: Z padem po sukces

Siłą nowego filmu Blomkampa jest sama nieprawdopodobna historia człowieka, który ze zwykłego gracza, zajaranego ulubioną grą komputerową, przemienił się w profesjonalnego kierowcę rajdowego, którego perspektywa znacząco różniła się od osób, które „zjadły zęby”, jeżdżąc latami po prawdziwych trasach.

To także film o pasji jednego człowieka, którą następnie zaraża innych. Mowa o wspomnianym na samym początku dzieła twórcy gry Gran Turismo – Kazunorim Yamauchim, który stworzył swój produkt nie jako „grę komputerową” a jako „symulator wyścigów”. Jego przywiązanie do detalu i celowe działanie na rzecz jak najwierniejszego, najprawdziwszego i najbardziej realistycznego oddania rzeczywistości przyczyniła się do niezwykłej popularności tytułu. Pozwoliła też na rzecz niezwykłą, widoczną w jednej z najlepszych scen obrazu – pomogła bohaterowi podczas realnego wyścigu spojrzeć na tor z innej perspektywy niż pozostali zawodnicy i… (tu celowo postawię trzy kropki).

Co jednak ważne – o ile filmowe Gran Turismo zaskakuje pomysłem wyjściowym, o tyle sam film poprowadzony jest już wedle starych i znanych prawideł. Po nitce do kłębka – fabuła w dość prostolinijny sposób prezentuje kolejne wydarzenia. Wszystko znajduje się tu na odpowiednim miejscu – każde zawahanie i punkt zwrotny, każda przeszkoda i jej późniejsze przezwyciężenie. Gran Turismo jest zwyczajnie sprawne, żwawe i angażujące. Choć nie przysparza niezapomnianych emocji, o których będziemy pamiętać miesiącami (ba! raczej dość szybko wypadnie nam z głowy, bo nie zawiera w sobie nic, co by szczególnie wyróżniało go na tle podobnych produkcji sprzed lat), to jednak nowy film Blomkampa zwyczajnie działa. Bawi, wzbudza emocje i pozwala zapomnieć o otaczającym świecie na czas trwania seansu.

„Gran Turismo”: „Definiuje Cię reakcja na porażki”

Drugą siłą napędową filmu jest intrygująca relacja głównego bohatera z trenerem, który zgodził się wziąć udział w szalonym przedsięwzięciu, bo nie miał nic do stracenia. David Harbour całkiem ciekawie zarysowuje motywacje swojego bohatera oraz jego rodzącą się sympatię skierowaną w stronę Janna Mardenborougha. Zresztą jedną z najciekawszych rzeczy w filmie Blomkampa jest sekwencja monologu Harboura, w której udziela życiowej rady głównemu bohaterowi. Mówiąc mu, że „definiuje go reakcja na porażkę”, a nie sama porażka, wyraźnie przyczynia się do zmiany, jaka zachodzi w Jannie, a przy okazji nadaje ton oglądanego filmu. (Zastanawia wprawdzie kontekst udzielanej rady, nieco zbyt powierzchownie przechodzący nad sprawami życia i śmierci jako czymś na porządku dziennym, ale ogólny wydźwięk tej wymiany zdań jest jak najbardziej pozytywny).

„Gran Turismo” – recenzja. Sprawna historia

Gran Turismo trwa ponad dwie godziny i momentami rzeczywiście czuć ten metraż. Z drugiej strony historia tak płynie do przodu, że dajemy się jej ponieść, choć jest to raczej stateczny bieg niż porywający wir, przez który nie możemy złapać oddechu. Ze świecą szukać tu emocji, jakie rodził w nas Ron Howard ze swoim genialnym Wyścigiem opierającym się na rywalizacji dwóch uznanych rajdowców.  Blomkamp zdaje się jednak nawet nie mieć takich ambicji. Jego film jest raczej opowieścią „od zera do bohatera”, umiejętnie upstrzoną sloganami o spełnianiu marzeń. Zagraniczni recenzenci okrzyknęli już Gran Turismo „najdroższym product placementem w historii”, ze względu na sposób, w jaki historia podchodzi do produktu (gry konsolowej), który był zalążkiem pomysłu na ten film. Z drugiej strony wszystko zostaje wybaczone, bo filmowe Gran Turismo zwyczajnie sprawdza się jako niezobowiązujące kino rozrywkowe.  

„Gran Turismo”: oceniam nowy film Neilla Blomkampa

Świetnie chodzi się na filmy „w ciemno”, niewiele wiedząc o nich przed seansem. Zwłaszcza wtedy, gdy okazują się tak miłą niespodzianką jak najnowszy film Neilla Blomkampa. Niby nic szczególnie nas tu nie zaskakuje, bo fabuła i sposób jej prezentacji są znane, a reżyser umiejętnie korzysta z utartych rozwiązań kina sportowego, w którym często pojawia się motyw przezwyciężania własnych słabości w celu osiągnięcia sukcesu. Film jest więc niby oklepany, a jednak zwyczajnie działa i oddziałuje na widza. Jest to jednak kino letnie – ani gorące, ani zimne, a zwyczajnie miłe i przyjemne. Niezobowiązujące. Ale że mamy lato, to takie filmy też wchodzą idealnie. Gran Turismo to film prosty, fajny, dobry. Na dodatek sprawny, żwawy i wyważony. Czasem tyle wystarczy, by dobrze się bawić. Niezła rzecz. Polecam. Nawet mimo tego, że za tydzień pewnie nie będę o nim już w ogóle pamiętać.

Michał Kaczoń

Michał Kaczoń

Dziennikarz kulturalny i fan popkultury w różnych jej odmianach. Wielbiciel festiwali filmowych i muzycznych, których jest częstym i chętnym uczestnikiem. Salę kinową traktuje czasem jak drugi dom.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA