GŁĘBIA STRACHU. Horror science fiction z Kristen Stewart
Smutne to czasy, w których połączenie grozy i science fiction nawiedza kina tak rzadko, że człowiek jest podekscytowany nawet potencjalnymi średniakami. Tak było ze mną i Głębią strachu, której odbiór za oceanem nie zapowiadał niczego nadzwyczajnego, a jednak na seans wybierałem się z ostrożną nadzieją. Ta została poddana ciężkiej próbie już w pierwszych minutach filmu. Twórcy dosłownie rzucają w widza ekspozycją ułożoną z nagłówków gazet (choć lepsze to i bardziej złowieszcze niż fragmenty wiadomości telewizyjnych), po których następuje prezentacja głównej bohaterki i narracja z offu. Ta cholerna, przeklęta narracja z offu. To być może najbardziej irytująca plaga współczesnego kina, ale na całe szczęście wewnętrzny monolog Kristen Stewart nakreśla tylko stan ducha protagonistki, serwuje widzowi kilka banałów i znika. Dopiero wtedy tak naprawdę zaczyna się film.
Przedstawienie głównej bohaterki w łazience, z dala od jakiejkolwiek żywej duszy, umiejętnie nakreśla jej charakter i zbliża nas do niej, zwłaszcza że to niepokojąca cisza przed burzą i szaleńczym chaosem, który wybucha chwilę później. Obserwując, jak żywioł miota kobietą (i kamerą, która wydaje się przesadnie rozedrgana w postprodukcji) na wszystkie strony, rozumiemy jej desperację i trzymamy za nią kciuki. Szkoda, że nie jest nam dane spędzić więcej czasu z samą protagonistką, zwłaszcza że Kristen Stewart ewidentnie wkłada sporo serca w tę rolę i mogłaby samotnie pociągnąć sporą część filmu. Szybko jednak natrafia ona na kolejnych ocalałych, formując wraz z nimi małą grupkę stojącą w obliczu nadciągającej śmierci. Stacja wiertnicza, na której znajdują się bohaterowie, spoczywa bowiem na dnie oceanu, ponad 10 tysięcy metrów poniżej poziomu morza. Szczęśliwców oszczędzonych przez implozję i destrukcję większości stacji otaczają mroczne oceaniczne odmęty, zabójcze ciśnienie i tajemnicze zagrożenie.
Podobne wpisy
Zagrożenie, które być może jest odpowiedzialne za całą katastrofę i co do którego nie pozostawiają wiele wątpliwości ani początkowa ekspozycja, ani zwiastuny, ani nawet jeden z plakatów. Trochę więcej tajemniczości nie zaszkodziłoby budowaniu napięcia – to cierpi przez nadmiar wiedzy na temat kulisów ekranowych wydarzeń, ale tak czy inaczej potrafi skutecznie przerazić. Momenty eksploracji oceanicznego mroku i ruin stacji fantastycznie budują poczucie klaustrofobii, a pomysłowe wykorzystanie oświetlenia uatrakcyjnia całość. Znacznie gorzej wygląda kwestia samego straszenia, polegającego niestety na bardzo przewidywalnych jump scare’ach i chaotycznej szamotaninie. Niektóre sceny zyskują na nerwowej pracy kamery i zamazanym obrazie (w końcu jesteśmy na piaszczystym dnie oceanu, a dookoła pływa pełno rozmaitego syfu), ale zdarza się też, że nieczytelność akcji poważnie frustruje. Czasem można odnieść wrażenie, że pewne wybory miały więcej wspólnego z kwestiami budżetowymi niż z wizją artystyczną, a najlepsze porównanie, po jakie można sięgnąć, to zeszłoroczna Godzilla.
Pomimo tych problemów zarówno groza, jak i akcja potrafią zaangażować, zwłaszcza w zaczynającym się bardzo dobrze, ale niestety zbyt krótkim finale. Finale, w którym z jednej strony kibicujemy bohaterom, a z drugiej dobrze wiemy, jak to wszystko się skończy, na czym cierpi napięcie i obawa o sukces protagonistki. Postaci są natomiast dostatecznie rozbudowane, by budzić sympatię, ale nie na tyle, żeby oglądać kulminację filmu na krawędzi fotela. Kiedy na ekranie pojawiają się napisy końcowe, trudno nie pokręcić głową z poczuciem, że to wszystko mogło być o wiele lepsze. Głębia strachu oferuje trochę nieźle nakręconej i porządnie udźwiękowionej rozrywki i dobre występy aktorów umiejętnie sprzedających beznadziejność sytuacji ich bohaterów, ale całości brakuje pazura. Film skorzystałby na rozbudowie i przepisaniu scenariusza (może jakaś intryga albo konflikt dotyczący któregoś z bohaterów?) lub przynajmniej na bardziej kreatywnym reżyserze. Tymczasem jednak dostaliśmy dość kompetentnie zrealizowany podwodny straszak, który nie zagwarantuje niezapomnianego seansu, ale będzie bardzo przyjemnym sposobem na spędzenie półtorej godziny.