FOR ALL MANKIND – SEZON DRUGI. Historia alternatywna o gwiezdnych wojnach w czasach zimnej wojny
UWAGA! Tekst zawiera szczegóły zdradzające istotne elementy fabuły serialu!
Co by się stało, gdyby to stopa obywatela Związku Radzieckiego, a nie Amerykanina Neila Armstronga, jako pierwsza stanęła na powierzchni księżyca? Czy porażka Stanów Zjednoczonych w prestiżowych gwiezdnych wojnach oznaczałaby klęskę kapitalistycznego, prodemokratycznego modelu życia w starciu z komunistyczną agendą? A może klęska byłaby matką sukcesu i pchnęłaby kosmiczny wyścig zbrojeń w nowe rejony z jeszcze większą siłą?
Między innymi na powyższe pytania w ciągu dotychczasowych dwóch sezonów serialu For All Mankind próbują odpowiedzieć twórcy Ronald D. Moore, Matt Wolpert i Ben Nedivi. Kultura pozwala na tworzenie obrazów alternatywnych historii, których autorzy badają, co by było, gdyby tylko jeden klocek został przestawiony w inne miejsce. Często tego typu narracje opierają się na domniemaniach, mniej lub bardziej wydumanych hipotezach, a przede wszystkim fantazji, przy pomocy której próbuje się stworzyć możliwie jak najbardziej widowiskową i wciągającą widza wizję losów ludzkości. W przypadku For All Mankind jest oczywiście podobnie, z tą różnicą, że zaprezentowane wyobrażenie jest bardzo niepokojąco prawdziwe i łudząco przypominające to, co właśnie się dzieje na oczach opinii publicznej, z tym że w innym aspekcie polityki.
Tytuł Apple TV+ jest zaskakująco zręcznie skonstruowaną historią, w której obok siebie mogą funkcjonować zarówno odrobinę rewizjonistyczne poglądy na amerykański program kosmiczny oraz sposób funkcjonowania USA na arenie międzynarodowej, jak i patetyczne wątki, w których astronauci okazują się nie tylko ludźmi z krwi i kości, ale także herosami wyznaczającymi kierunki rozwoju, poświęcającymi życie w zmaganiach z bezdusznym kosmosem. Elementy ckliwe przeplatają się z odważnymi tezami, co produkcji wychodzi na dobre – nie dość, że każdy widz odnajdzie w produkcji coś dla siebie (albo politologiczną analizę czasów zimnej wojny, albo rodzinną dramę), to w dodatku wszystkie, pozornie sprzeczne, części łączą się w całość gwarantującą doświadczenie emocjonalnego rollercoastera.
Zacznijmy od kwestii podstawowej: Amerykanie przegrywają wyścig na Księżyc, co oznacza, że Rosjanie jeszcze bardziej chcą eksplorować kosmos i rywalizować z USA nie tylko na ziemi, ale i w niebie. Wywołana porażką trauma zaczyna napędzać działania obserwowanych bohaterów (bo oczywiście narracja jest prowadzona li tylko z jankeskiej perspektywy), przez co podejmują oni jeszcze większe ryzyko, byle tylko nie odpuścić rywalom. W końcu nie chodzi tylko o pokojowe przemierzanie kosmosu. To także walka o to, który ustrój polityczny i społeczny jest silniejszy oraz skuteczniejszy. Wystrzeliwane w niebo rakiety to istotna część serialu, ale również pretekst do przedstawienia walki dwóch imperiów, której efekty przynoszą ludzkości wiele pożytku, związanego choćby z przyspieszonym rozwojem techniki, ale także stawiają ją na skraju zagłady. W końcu nikt nie chce odpuścić, więc niemalże w każdym odcinku wyczuwalna jest atmosfera niebywałego napięcia, wystarczy bowiem tylko iskra, nierozważnie wykonany krok, by rozpętała się trzecia wojna światowa.
For All Mankind wpisuje się w popularny sposób opowiadania o astronautach, znany chociażby z Pierwszego człowieka lub Proximy. Scenarzyści przedstawiają podbój kosmosu z perspektywy osób wysyłanych do góry, z tym że środek ciężkości bardzo mocno jest ulokowany nie tylko na wykonywanej przez nich pracy, ale także sferze rodzinnej. Tyczy się to Eda Baldwina (Joel Kinnaman) i jego żony Karen (Shantel VanSanten), początkowo modelowej patriarchalnej rodziny (on w pracy, ona w domu), później rozbitej przez domową tragedię i zachodzące zmiany na niwie społecznej, dzięki którym kobieta zaczyna się realizować także poza domem; tyczy się to również małżeństwa Stevensów, Gordo (Michael Dorman) i Tracy (Sarah Jones), których relacja została zaprezentowana wprost fenomenalnie. Zaczyna się ona w tym samym punkcie, co związek Baldwinów, by później Tracy również została astronautką, Gordo zaś pogrążył się w trudnych emocjach po traumatycznej wyprawie na Księżyc, aż w końcu oboje, już rozwiedzeni, ale nadal siebie kochający, uratowali stację kosmiczną i za całą jej załogę oddali swoje życie. Ich koniec to bez wątpienia jeden z najbardziej wzruszających momentów For All Mankind, których jest zresztą znacznie więcej.
Od dramatów rodzinnych twórcy bardzo płynnie przechodzą do spraw politycznych. W ich wersji historii lądowanie Rosjan na Księżycu rozpętało gwiezdne wojny, jakich nasza rzeczywistość nigdy nie widziała. Od samych lądowań naukowcy szybko przeszli do konstruowania baz na Księżycu, w których można byłoby się osiedlać, badać tajemnicze ciało niebieskie, a nawet z którego można byłoby planować podróże dalej w głąb Układu Słonecznego.
Zastosowane w serialu efekty specjalne nie są zachwycające, co nie wpływa na to, że dobrze ogląda się podróżowanie po kosmosie oraz spacery astronautów po Księżycu. Nie zawsze chodzi o jakość obrazu, czasami lepiej, tak jak to robią twórcy For All Mankind, postawić na możliwie jak najskuteczniejsze oddanie atmosfery kosmosu i uczuć, jakie mogą towarzyszyć „gwiezdnym zdobywcom”. Poczucie samotności, izolacji, oddalenia od „prawdziwego”, ziemskiego życia, ale też poczucie zdobywania gwiazd, przekraczania kolejnych ludzkich barier – oto uczucia i stany, jakich widzowie mogą doświadczyć w trakcie oglądania tych lunarnych wojaży.
Zdobywanie kosmosu wpływa na kwestie społeczne – szybszą emancypację kobiet, szybciej postępujące równouprawnienie, niestety nadal z wyłączeniem członków społeczności LGBT, ale także na pogłębiającą się przepaść między USA a Związkiem Radzieckim. Gwiezdne wojny generują kolejne napięcia po dwóch stronach żelaznej kurtyny, które wprawdzie próbuje się rozwiązać poprzez wspólną misję (w którą zaangażowany jest rosyjski inżynier grany przez Piotra Adamczyka), lecz to nic nie daje. Wprawdzie między zwaśnionymi narodami dochodzi do symbolicznego pojednania w kosmosie, a groźba wojny nuklearnej zostaje w ostatnim momencie zażegnana, niemniej jednak nadal pozostaje wrażenie, że wystarczy iskra, by stało się nieuniknione. W tym aspekcie warto przypomnieć genialnie zainscenizowane sekwencje strzelanin w Jamestown (amerykańskiej bazie księżycowej), które oprócz dramatyzmu wywołanego niewiedzą co do tego, który z bohaterów może zginąć, tworzą także poczucie, że oto cudem jako współczesne społeczeństwa uniknęliśmy konfliktów, o jakich nam się śniło tylko za sprawą popkulturowych obrazów.
Bo najważniejszy wątek For All Mankind dotyczy historii alternatywnej, w której Związek Radziecki nie poddaje się, lecz nadal gra pierwsze skrzypce w koncercie mocarstw. Polska „Solidarność”, jak mówi telewizyjny spiker na początku drugiego sezonu, zostaje brutalnie ujarzmiona, a komunistyczny system ma się dobrze. Oglądamy zatem na małym ekranie świat, w którym Stany Zjednoczone nie posiadają jednoznacznej dominacji. W przeciwieństwie do tego, co się naprawdę wydarzyło, w serialu nadal polityczne status quo może w każdym momencie zostać rozchwiane przez imperialne ambicje wschodniego giganta. W tym aspekcie For All Mankind, być może w niezamierzony sposób, nawiązuje do zmian zachodzących obecnie na arenie międzynarodowej. W takim właśnie momencie dziejowym przyszło nam funkcjonować – dominujący gracz, czyli USA, zostaje powoli spychany na margines przez rosnące na znaczeniu Chiny, dla których demokracja i prawa człowieka niewiele znaczą. Produkcja Apple TV+, choć ufundowana na fantazji i rozwijaniu historii alternatywnej, opisuje także naszą rzeczywistość. Na wielu płaszczyznach dochodzi bowiem do konfliktów na linii Waszyngton–Pekin, wskutek rozwoju technologii oraz zaangażowania miliarderów pokroju Elona Muska, Jeffa Bezosa i Richarda Bransona za chwilę rozgorzeje konflikt o przestrzeń kosmiczną oraz prawa do jej eksploatacji, tak że uczmy się z serialowej fikcji, do czego to wszystko może prowadzić. For All Mankind mówi bowiem o wymyślonej przeszłości, a czasami miałem wrażenie, że dotyczy czegoś, czego niebawem mogę być świadkiem.
Propozycja platformy streamingowej Apple odznacza się perfekcyjnie skonstruowaną fabułą, skrupulatnie rozbudowanymi portretami psychologicznymi bohaterów, a także rozmachem, którego można tylko pozazdrościć. Scenarzyści nie boją się prezentować zgubnej polityki amerykańskiej, ich przeświadczenia o własnej wyjątkowości, ale także nie lękają się sięgania po patos, gdy to konieczne i usprawiedliwione. Szeroko zakrojona fabuła, rozciągnięta wzdłuż wielu dekad, kończy się w drugim sezonie widokiem stopy kroczącej po powierzchni Marsa. Bardzo się cieszę, że twórcom nie brak odwagi w przedstawianiu tak galopującego postępu w dziedzinie podbijania kosmosu, toteż nie mogę się doczekać tego, co zafundują widzom w trzecim sezonie, który już na szczęście został zamówiony przez Apple TV+.