search
REKLAMA
Recenzje

FIREWALL. Gwiazdorski thriller, ale jakiś taki niedopieczony

Od jakiegoś czasu można w kinie amerykańskim zauważyć dość niepokojącą tendencję.

Darek Kuźma

24 lutego 2024

FIREWALL. Gwiazdorski thriller, ale jakiś taki niedopieczony
REKLAMA

Otóż wielu świetnych i znanych aktorów grywa z coraz gorszym skutkiem w produkcjach, które eufemistycznie można nazwać średnimi. Fakt, że wielu grywa w tzw. mało ambitnych produkcjach byłby jeszcze do przełknięcia, ale problem jest taki, że coraz częściej tych obrazów nie można nazwać nawet dobrą rozrywką tylko najnormalniejszym w świecie przeciętniactwem, albo i gorzej.

Nikt nie wymaga od każdego co lepszego aktora grania co chwilę w jakimś hicie czy egzystencjalnym traktacie o Wszechświecie, ale tacy panowie jak Robert de Niro czy Samuel L. Jackson nie mieli dobrej passy w ostatnich latach. Do tej niechlubnej grupy dołączył ostatnio także sam Han Solo czyli Harrison Ford, który pomimo tego, że występuje w jednym tylko filmie na dwa-trzy lata to wygląda na to, że robi to jedynie w celu zainkasowania pokaźnego czeku i utrzymania twarzy na hollywoodzkim firmamencie. Poza tym Forda od jakiegoś już czasu bardziej od fanów interesuje Calista “Ally McBeal” Flockhart, co przekłada się na jego filmowy dorobek dość boleśnie. Ostatnim niezłym filmem aktora było K-19: The Widowmaker z 2002 roku… Firewall

firewall

Wprawdzie jest szansa na świetne kino z Harrisonem w roli głównej – mowa tu oczywiście o Indiana Jones 4, który ma triumfalnie opanować kina w przyszłym roku, ale tak szczerze, czy są gdzieś ludzie, którzy nie obawiają się dziadziusia Forda w kinie akcji? Kaskaderzy z pewnością będą mogli udowodnić, że są warci swoich zarobków. W każdym razie tematem tej recenzji jest najnowszy produkt aktora pt. Firewall, gdzie nasz staruszek gra speca od sieci komputerowych (sic!), a nawet w pewnym momencie genialnego hakera (SIC!!!). Film, co tu dużo pisać, jest niestety kolejną “średnio udaną” produkcją w filmografii aktora, z której zadowolony być nie powinien. Jest to obraz nieznośnie schematyczny, oparty na pomysłach thrillerów sprzed kilkunastu lat co najmniej, co byłoby jeszcze zjadliwe, gdyby tylko było zrobione z jakimś pomysłem i polotem. Ból w tym, że reżyser Richard Loncraine (twórca średniego kom-roma Wimbledon) nie miał chyba zamiaru zrobić czegoś lepszego, tylko wypromować na gorącym jeszcze nazwisku Forda swoje własne. Przez to mamy produkt całkowicie odtwórczy i całkowicie pozbawiony filmowej magii…

Firewall

Całość opiera się na znanym wszystkim schemacie dobrego i złego, gdzie nasz główny bohater zostaje rzucony znienacka w wir akcji i wydarzeń, których sam do końca nie rozumie. Musi walczyć z nieznanym, by w miarę czasu trwania filmu poznawać powoli kolejne elementy układanki. Dlaczego to wszystko akurat jemu, biedakowi, musiało się przytrafić. Nasz bohater musi być z założenia oczywiście normalnym człowiekiem, bez żadnych bohaterskich skłonności a’la John McClane. Powinien być też przykładnym ojcem i mężem, który postawiony pod murem ujawni swoją ukrytą charyzmę i zdolności survivalowe. Tak więc, idąc tym tokiem rozumowania, w Firewall mamy osobnika pt. Jack Stanfield (Harrison Ford). Jack to idealne odzwierciedlenie przedstawionego powyżej opisu – to człowiek odpowiedzialny za elektroniczną ochronę sieci wielkich banków, facet poczciwy, którego z miejsca idzie polubić i co najważniejsze – to oddany mąż Beth (Virginia Madsen) oraz kochający tatuś Sary (Carly Schroeder) i Andy’ego (Jimmy Bennett). Ma wprawdzie przejściowe problemy z nowym szefem (Robert Patrick), który zwalił mu się na głowę po fuzji z konglomeratem bankowym, ale to nic, z czym nasz schemat bohatera nie mógłby sobie poradzić.

Firewall

Nagle jednak coś się zmienia – w ciągu kilku minut jego świat wali się w gruzy. Człowiek podający się za niejakiego Billa Coxa (Paul Bettany – gwiazda Wimbledonu – wcześniejszego filmu reżysera) w jakimś bliżej nieokreślonym celu oświadcza mu, że więzi jego rodzinę w jego własnym domu – jak nasz bohater nie będzie się stawiał i wykonywał polecenia, to nikomu nic się nie stanie. Oś fabularna nabiera rozpędu. Start! Kręcimy! Każdy komu powyższy tekst przypomina coś, co widział wcześniej, może z dokładnością do 99% przewidzieć co się będzie działo do końca filmu. Cox zdaje się kontrolować całą sytuację -> Stanfield wydaje się bezbronny w obliczu czegoś, co go przerasta -> Cox rozpoczyna wprowadzanie swego niecnego planu -> Stanfield zaczyna się buntować -> Cox popełnia błąd czym wkurza Stanfielda itp., itd., etc.

firewall

Atutami Firewall mieli być niewątpliwie Ford i Bettany – starcie dwóch różnych pokoleń aktorskich i różnych szkół grania, oraz rozgrywka, jaką nasi dwaj protagoniści mieli między sobą toczyć. Co wyszło? Jedynie to, co mogło wyjść, czyli jedna wielka filmowa kupa. Ford niestety zdziadział ostatnimi laty, tak przenośnie jak i dosłownie i nie nadaje się do takich filmów (przepraszam dr Jones), poza tym Jack Stanfield to praktycznie kalka prezydenta Stanów Zjednoczonych Jamesa Marshalla z Air Force One – ta sama zawzięta mina w sytuacji zagrożenia, te same gesty, ta sama mimika… Paul Bettany miał natomiast idealną wprawkę przed zbliżającym się wielkimi krokami Kodem Leonarda da Vinci. Mógł w Firewall przećwiczyć sobie wszystkie “złe” miny, podnoszenie złowieszczego głosu, oraz generalnie bycie badguyem. Dodatkowo obaj aktorzy, ślamazarnie poprowadzeni przez reżysera, wyglądają jakby oczekiwali kolejnej sceny – mowy nie ma o jakiejś dramaturgii. No może jest w jednej scenie (najlepszej w całym filmie rzecz jasna) – mowa tu o całej akcji w banku – tam ta cała psychologiczna rozgrywka pomiędzy dobrym i złym zarysowuje się na tyle, że przeciętny widz (czyli taki, który nic o filmie wcześniej nie wiedział) może ją zauważyć. Co z tego, skoro trwa to max 5-10 minut? Sama rozgrywka w przekroju całego filmu jest niestety mało interesująca, bo nudna jak flaki z olejem i niemiłosiernie przewidywalna.

Firewall

Po raz kolejny okazało się, że nawet do sprawdzonej formułki trzeba kogoś więcej niż przeciętnego rzemieślnika. Po raz kolejny okazało się, że odgrzewany kotlet, nieważne czym przyprawiony, jest o wiele mniej smaczny niż świeży. Nie wiem co więcej o filmie Firewall napisać poza powtórzeniem, że jest to ten sam scenariusz co kiedyś, tyle że z innymi aktorami i lokalizacjami. Ja osobiście niesamowicie się na takich produkcjach nudzę i uważam ten czas za bezpowrotnie stracony – już nie wiem czy oglądanie jakichś gniotów nie bywa czasami przyjemniejsze, bo tam przeważnie jest się z czego pośmiać. Jedyne, co mogę poradzić, to wybór innego filmu.

Tekst z archiwum film.org.pl.

REKLAMA