search
REKLAMA
Recenzje

EMIGRACJA XD. Śmiechom nie było końca, czyli o adaptacji doskonałej. Recenzja 4 odcinków serialu Canal+ Polska

„Śmiechom nie…” to prześmiewcze określenie puenty średniego dowcipu. W tym wypadku – najszczersza prawda. Oglądając „Emigrację”, będziecie śmiać się co półtorej minuty.

Michał Kaczoń

6 marca 2023

REKLAMA

„Myślałem, że to był najgorszy dzień w moim życiu. A to był dopiero początek” – mniej więcej tymi słowami rozpoczyna się serialowa Emigracja. Najnowszy serial oryginalny Canal+, bazujący na prozie Malcolma XD, enigmatycznego twórcy internetowych past i pisarza okrzykniętego kilkakrotnie „głosem pokolenia”. W scenie otwierającej widzimy zakrwawionego (?) Malcolma (dobry Tomasz Włosok), który z przerażeniem malującym się na twarzy próbuje odnaleźć się wśród kordonu policji.

Start z grubej rury zapowiada prawdziwą jazdę bez trzymanki, jaką zapewni nam serialowa Emigracja. Pierwsze cztery odcinki, które miałem szansę zobaczyć na specjalnym pokazie prasowym, dość wiernie podążały za książkowymi wydarzeniami. Nic dziwnego – Malcolm XD jest współautorem scenariusza, dzieli swoje umiejętności z Łukaszem Kośmickim, najlepiej znanym z Ukrytej gry i Domu złego. Autor umiejętnie uwspółcześnił swoją książkę i podrasował niektóre dowcipy i puenty, by dać nam dzieło, które wielokrotnie zaskakuje swoim tempem, podbitym absurdem sytuacji oraz plejadą nieszablonowych bohaterów.

REKLAMA

„Emigracja”: w różnorodności siła

Siłą Emigracji – zarówno w wersji książkowej, jak i tej przełożonej na ekran – jest jej różnorodność. W każdym rozdziale/odcinku dostajemy bowiem nową nietuzinkową i nietypową sytuację, w której bohaterowie spotykają na swojej drodze ludzi o zaskakującym sposobie bycia i myślenia. Malcolm XD bardzo umiejętnie bawi się też stereotypami, nakreślając swoje postaci grubymi kreskami. Ten zabieg równocześnie podbija stereotypowe myślenie odbiorcy, a w tym samym czasie mocno go piętnuje. Świetnie widać to w szczególności w wątku Szukiego (świetny Marcin Miodek) i Wano (dobry Mikołaj Chroboczek) – dwójki Romów, którzy zgarniają Malcolma z autostrady, czy później w epizodzie Piotra Trojana. Napotkani bohaterowie wydają się Malcolmowi, a także samym widzom, osobami o określonych cechach charakteru, ale z końcem ich występu nasze wyobrażenie zostanie całkowicie postawione na głowie. W przypadku postaci Trojana ciekawa jest w szczególności zmiana, jaka zachodzi w bohaterze pod wpływem zabawy kolejką. Mężczyzna staje się wtedy jakby inną osobą, bardziej opanowaną, stateczną i radosną, co silnie kontrastuje z jego groźnym wyglądem i dość krótkim lontem, przez który jest w stanie wybuchnąć lada sekunda.

Emigracja to także ciekawa mieszanka stylistyczna, która raz za razem wyrywa nas z humorystycznego trzonu. Świetnie się bawimy, a nagle oglądamy, jak bohater Trojana w wyniku szału kopie kumpla w głowę z natarczywością Ryana Goslinga w Drive, co zostaje zresztą pokazane w sporym detalu. Moment ten mrozi krew w żyłach. Jest to wielka sztuka, biorąc pod uwagę, że sekwencja ta poprzedzona i kontynuowana jest sceną humorystyczną, przez którą nie możemy przestać się śmiać. Zmiana tonu i nastroju to kolejny efekt kontrastu, dla którego nigdy do końca nie wiemy, co jeszcze może wydarzyć się na ekranie. Emigracja ciągle nas zaskakuje i stale pobudza, dzięki czemu ogląda się ją z takim zaangażowaniem.

„Emigracja”: Obserwator i Agent Chaosu

Podczas sesji pytań i odpowiedzi, które poprzedzały pokaz czterech odcinków, Tomasz Włosok wiele mówił o tym, że jego zdaniem Malcolm i jego przyjaciel Stomil (brawurowy Michał Balicki) są niejako jedną postacią rozbitą na dwie. Producentka serialu dość mocno się z tym nie zgadzała, ale obejrzawszy cztery pierwsze odcinki serialu, nietrudno zauważyć, o co aktorowi chodziło. Malcolm i Stomil, choć znacząco różnią się temperamentem i charakterem, zdają się wielokrotnie działać niczym ego i id.

Pchany popędami, zachciankami i chęcią „dziania się” Stomil jest często prowodyrem wydarzeń i „agentem chaosu”, przez którego akcja toczy się do przodu; a spokojny, niemal wycofany Malcolm wielokrotnie najpierw trawi sytuację, próbując wyciągnąć z niej jakieś wnioski i mocne strony, a dopiero potem podejmuje działanie. Co jest o tyle ciekawe, że w pierwszych czterech odcinkach można przez to Malcolma określić niemal jako „przychlasta”. Zwłaszcza z tą jego nieszczęsną fryzurą. Jest to oczywiście zagranie celowe i wynikające ze scenariusza, ale zaintrygowało mnie, że podczas lektury w ogóle nie zwróciłem na to uwagi, a w serialu dość mocno rzuca się to w oczy. Pewnie dlatego, że powieść pisana jest w pierwszej osobie, a w serialu jednak ten obserwacyjny charakter bohatera i fakt, że „dziwne rzeczy jakoś same dzieją się wokół niego”, widoczny jest bardziej.

Być może też taka charakterystyka serialowego Malcolma wynika z tego, że w porównaniu z energetycznym i roztrzepanym Stomilem, w brawurowy sposób zagranym przez Michała Balickiego, każda postać blednie. Ten bohater i sam aktor wytwarzają bowiem jakąś magnetyczną energię na ekranie, że aż trudno oderwać od niego wzrok. Nie przeszkadzają też wyśmienite stylóweczki Stomila czy nawet fakt, że ma na klacie pięknego wytatuowanego tygrysa.

Świetny duet, który pięknie uzupełnia się na ekranie i nie mogę doczekać się kolejnych zwariowanych przygód Malcolma i Stomila, a także całej rzeszy pobocznych bohaterów, którzy na pewno pojawią się w kolejnych odcinkach. (Absolutnie nie mogę się doczekać tego z zasadami mieszkania na squacie i akcji z sejfem).

„Emigracja”: żywa tkanka językowa

Emigracja stoi nie tylko świetnymi historiami o przezabawnych puentach i nietuzinkowymi bohaterami, którzy zaskakują nas swoim sposobem myślenia, ale także żywym, naturalnym i pełnym mięsa językiem (zarówno w warstwie przekleństw, jak i samej mięsistości, pełności użytych sformułowań). Dialogi brzmią wiarygodnie, niczym z życia wzięte, a sposób ich wypowiadania dodaje im prawdy. Teksty Malcolma i Łukasza Kośmickiego są odwrotnością scenariuszowego „szeleszczenia papierem”. Możemy sobie łatwo wyobrazić, że tacy ludzie chodzą po tym świecie, żyją w ten sposób i w podobny sposób się wypowiadają. Malcolm XD ma doskonałe ucho do dialogów i wyłapywania pięknych powiedzonek, które od razu wpadają w ucho. Emigracja aż prosi się o to, by ją potem wielokrotnie cytować.

Z przyjemnością oznajmiam też, że zabawa słowem, która tak świetnie wybrzmiewała na kartach powieści, równie znakomicie sprawdza się wypowiedziana z ekranu. Zwyczajnie chce się to oglądać i tego słuchać. (Choć nie mogę odżałować, że do sceny, w której Malcolm biegnie do wywróconego samochodu, nie dopisano: „O, k**wa, jesteście cali?”, o które aż się samo przecież prosiło).

„Emigracja”: oceniam premierowe odcinki serialu

Emigracja to dzieło świetnie napisane, doskonale zagrane i niejednokrotnie wkładające widzowi uśmiech na usta. Niemal każda sytuacja jest tu powodem do zgrywy, żartu czy „kręcenia beczki”, przez co niemal wcale nie przestajemy się śmiać. Emigracja jest bowiem jak rozpędzony kamper, jadący po autostradzie, który mija kolejne miasteczka: „Śmiech”, „Humor”, „Zaskoczenie” czy „Przesada”. Jestem bardzo ciekawy, na jakie jeszcze stacje zajedzie przed końcem sezonu. Po czterech odcinkach jestem szczerze zachwycony i biję gromkie brawo dla ekipy twórczej. Nie mogę się też doczekać kolejnych epizodów i już zacieram ręce, że produkcja ma ich aż dziesięć.

Serial „Emigracja” zadebiutuje na antenie Canal+ i Canal+ Online już w piątek 17 marca.

PS Canal+ po raz kolejny dokonało rzeczy znakomitej – zapraszając dziennikarzy na pokaz prasowy swojego serialu, zapewnia widzom dodatkowe bodźce. Humor jest rzeczą subiektywną i każdego bawi co innego. Zebranie wielu osób o różnych temperamentach i poczuciu humoru w jednym miejscu skutkuje więc tym, że niemal wszyscy śmieją się podczas seansu prawie non stop. Tak było podczas pokazu „The Office PL”, tak było teraz. Jak bowiem źle się bawić na sali wypełnionej roześmianymi koleżankami i kolegami po fachu, z których każdy śmieje się w nieco innym momencie, a wszyscy razem wybuchają gromkim rechotem, gdy przyjdzie najlepsza puenta?

„Emigracja” zresztą jest tak zabawna i wciągająca, że wręcz naturalnie chcemy się dzielić radością z jej oglądania z innymi. Uważam zresztą, że można to przyrównać do doświadczenia obcowania z oryginalnymi pastami Malcolma. Przecież je też rozsyłało się wszystkim swoim najbliższym znajomym, by doświadczenie obcowania z jego dziełami było doznaniem grupowym. Canal+ zapewniając nam więc właśnie takie warunki pokazu, po raz kolejny strzelił w dziesiątkę.

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez @kaczy_film

Michał Kaczoń

Michał Kaczoń

Dziennikarz kulturalny i fan popkultury w różnych jej odmianach. Wielbiciel festiwali filmowych i muzycznych, których jest częstym i chętnym uczestnikiem. Salę kinową traktuje czasem jak drugi dom.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA