search
REKLAMA
Recenzje

DANNY BOYLE I JEGO FILMY – 127 godzin (2010)

REDAKCJA

18 listopada 2015

REKLAMA

Filip Jalowski

127 godzin to ciekawy punkt w filmografii Boyle’a. Przed jego premierą wszystkie sukcesy reżysera opierały się na filmach operujących szybkim montażem, niespokojnym rytmem, ruchem wewnątrz kadru. Jego kinowe historie opowiadały zazwyczaj o grupach ludzi i relacjach pomiędzy nimi. 127 godzin to całkowite przeciwieństwo. Jeden bohater uwięziony w skalnej rozpadlinie, a więc brak możliwości ruchu, konieczność tkwienia w jednym miejscu. Całkowicie nowe doświadczenie dla brytyjskiego reżysera i, trzeba zaznaczyć to od razu, doświadczenie bardzo udane.

Ten typ kina wymaga od reżysera i scenarzystów ogromnej precyzji. Dzisiejsze czasy zdecydowanie nie sprzyjają długim ujęciom oraz milczeniu. Widzowie wymagają zazwyczaj ciągłego ruchu, nieustającej akcji. Boyle doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Jego 127 godzin, mimo pozornego tkwienia w martwym punkcie, jest filmem niezwykle dynamicznym, trzymającym w napięciu. Dzięki utrzymaniu odpowiedniego rytmu opowieści oraz bardzo dobrej roli Jamesa Franco, Boyle jest w stanie utrzymać uwagę widza niezależnie od tego, że jego bohater nie rusza się z miejsca, tkwiąc samotnie gdzieś pośrodku niczego. Kolejny dowód na to, że Brytyjczyk wie, jak robić filmy. 7/10

127-3

Maciej Niedźwiedzki

127 godzin to po pierwsze reżyserska wizytówka Danny’ego Boyle’a, po drugie aktorski popis Jamesa Franco. Ciągłe zmiany perspektyw, dynamiczny montaż wewnątrzkadrowy, daleko idąca estetyzacja przestrzeni i kreatywne wykorzystanie, często agresywnego, koloru to znaki rozpoznawcze kina Boyle’a końca pierwszej dekady XXI wieku. W 127 godzinach Boyle jawi się jako radykalny konceptualista obdarzony ponadprzeciętnym warsztatem. Najważniejsza jest forma: w niej uwięziony jest główny bohater, to nią reżyser chce osaczyć swojego widza. To głównie strona wizualna filmu ma dostarczać kinomanom przeżyć, to ona jest nośnikiem treści. Boyle’owi chodzi przede wszystkim  o obraz i formalną ekspresję. Na tym polu 127 godzin jest niewątpliwym osiągnięciem i filmem jedynym w swoim rodzaju. 8/10

127-2

Krzysztof Walecki

Po gigantycznym sukcesie Slumdoga, Boyle postanowił nakręcić coś nie mniej ambitnego, lecz mniejszego. Autentyczna historia Arona Ralstona (rola życia Jamesa Franco), który podczas wycieczki rowerowej zaklinował się w szczelinie kanionu w Utah i przez następne 127 godzin próbował uwolnić się z pułapki, wydawała się dziwnie przyziemna jak na reżysera Trainspotting. Ale nawet tak klaustrofobiczny projekt nie był w stanie powstrzymać Boyle’a przed szaleńczym wykorzystaniem zdjęć, montażu, a nawet dźwięku (widok przecinania nerwów jeszcze nigdy nie był tak bolesny dla… uszu). I nagle ta mała historia, z praktycznie tylko jednym bohaterem przez większą część filmu, urosła do rozmiarów szarpiącego nerwy widowiska. Angielski twórca wędruje przez pamięć i wyobraźnię Ralstona, koncentrując się na jego zmysłach, raz wyostrzonych, raz otępiałych, każąc nam przeżywać ten sam ból, zmęczenie, strach i zwątpienie co on. Ale przede wszystkim utrzymującą go przy życiu nadzieję.

Reżyser wycisnął z materiału ostatnie soki, ale to nie wystarczyło, aby powtórzyć sukces swojego poprzedniego filmu. Sześć nominacji do Oskara nie zamieniło się w ani jedną statuetkę, choć filmografia Boyle’a wzbogaciła się o jeszcze jeden pamiętny zastrzyk adrenaliny. 8/10

korekta: Kornelia Farynowska

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA