search
REKLAMA
Recenzje

CZYSTA FORMALNOŚĆ. Brudne sprawy

Kryminał metafizyczny Giuseppe Tornatore z 1994 roku.

Maciej Kaczmarski

29 września 2023

REKLAMA

Rozpadający się posterunek policji gdzieś na prowincji. Dociekliwy komisarz, który prowadzi śledztwo w sprawie morderstwa. Cierpiący na amnezję podejrzany w zakrwawionej koszuli. Zabłocony rewolwer i zwłoki w plastikowym worku. Sprawa wydaje się prosta. Ale w tym znakomitym filmie nic nie jest takie, jakie się wydaje.

Burzliwa noc, ulewny deszcz. Nagle pada strzał z rewolweru. Ktoś biegnie na oślep przez las i trafia na drogę, gdzie zostaje zatrzymany przez patrol policji. Mężczyzna nie ma przy sobie dokumentów, więc policjanci zabierają go na pobliski posterunek. Położony na pustkowiu stary budynek sprawia wrażenie, jakby miał się rozpaść: zagrzybione ściany pękają, sufit przecieka, podłoga tonie w wodzie mimo mis zbierających deszczówkę, ze ściennego zegara odpadły obydwie wskazówki, telefon nie działa, szwankuje elektryczność, a dookoła biegają myszy. Funkcjonariusze są dziwnie milczący, każą mężczyźnie oczekiwać na przybycie komisarza. Gdy ten wreszcie przybywa, wychodzi na jaw, że w okolicy doszło do morderstwa, mężczyzna jest zaś głównym podejrzanym. Okazuje się, że to słynny pisarz-odludek Onoff. Traf chce, że komisarz jest wielbicielem twórczości Onoffa. I choć policjant zapewnia pisarza, że jego przesłuchanie to tylko formalność, rozmowa przeradza się w spowiedź z całego życia.

Dziwny posterunek policji

Czysta formalność to czwarty film Giuseppe Tornatore, którego Kino Paradiso (1988) zapoczątkowało światowy renesans kina włoskiego. Trudno sobie wyobrazić dwa bardziej różne filmy, ale gatunkowy eklektyzm jest charakterystyczny dla dokonań Tornatore, który lubi łączyć ze sobą elementy komedii, dramatu, kryminału, thrillera i romansu – nierzadko w obrębie jednego tytułu. To samo dotyczy Czystej formalności, która rozpoczyna się niczym rasowy kryminał, by zmienić się w metaforyczną, niemal metafizyczną przypowieść o życiu i śmierci. „Każdy mój film nie przypomina poprzednich, ponieważ nie znoszę żadnych form tzw. dalszego ciągu lub remake’u tematu lub formuły, które sprawdziły się kasowo. Podczas realizacji Czystej formalności odczuwałem odświeżające podniecenie w związku z odmianą i nowym tematem. Ten film nie ma nic wspólnego z Sycylią albo południem Włoch, co było elementem łączącym moje trzy poprzednie filmy. Nie ma tu klimatu nostalgii” – wyjaśniał reżyser.

Roman Polański jako komisarz

Jest natomiast klimat absurdu, osaczenia i sytuacji bez wyjścia – atmosfera sennego koszmaru, której blisko do literatury Franza Kafki. Policyjny komisarz, brawurowo zagrany przez Romana Polańskiego, to ktoś żywcem wyjęty z prozy autora Zamku: na poły przeciętny urzędnik w ciemnoszarym garniturze, na poły karykaturalny biurokrata z przylizanymi do tyłu włosami, który nie ma nic do roboty na prowincji, więc łapczywie pochłania książki. Z kolei Onoff w nerwowej kreacji Gérarda Depardieu przypomina Józefa K. z Procesu: utrzymuje, że jest niewinny, nie rozumie swego położenia i nie wie, dlaczego jest przesłuchiwany. Podwładni komisarza – równie enigmatyczni, co ich przełożony – zazwyczaj milczą, wymieniając wymowne spojrzenia; przypominają widma snujące się po posterunku. Ten zaś to zapomniana przez samego Boga rudera, swoista przestrzeń poza czasem (zegar bez wskazówek!). Miejsce, z którego nie tylko nie można nigdzie się dodzwonić, ale i z którego nie można uciec.

Gerard Depardieu jako pisarz Onoff

Onoff nie ma zatem wyjścia – musi odpowiadać na kolejne pytania komisarza. Zresztą początkowo przesłuchanie nie odbiega od standardowych procedur: nazwisko, zawód, wiek, stan cywilny itd. Ale stopniowo na wierzch wypływają brudne sprawy z przeszłości pisarza. Komisarz – a z nim widz – dowiaduje się coraz więcej o przesłuchiwanym człowieku. O jego blokadzie twórczej, niepowodzeniach w życiu prywatnym, rodzinnej tragedii, alkoholizmie i nienawiści do samego siebie. O wielkiej tajemnicy, jaką przez lata w sobie nosił. Na taką ingerencję w swoje prywatne życie Onoff reaguje najpierw agresją, lecz w końcu otwiera się przed komisarzem, a cała rozmowa staje się dla niego czymś w rodzaju zbawienia. Oto bowiem jasnym staje się, że nie było morderstwa – pisarz popełnił samobójstwo i trafił do swego rodzaju czyśćca, gdzie ważą się losy jego zgnębionej duszy. Onoff będzie mógł opuścić to miejsce dopiero wówczas, gdy pogodzi się z samym sobą i wybaczy sobie wszystkie grzechy.

Maciej Kaczmarski

Maciej Kaczmarski

Autor książek „Bóg w sprayu. Filozofia według Philipa K. Dicka” (2012) i „SoundLab. Rozmowy” (2017) oraz opowiadań zamieszczanych w magazynach literackich „Czas Kultury” i „Akcent”. Publikował m.in. na łamach „Gazety Wyborczej”, „Trans/wizji” i „Gazety Magnetofonowej” oraz na portalach Czaskultury.pl i Dwutygodnik.com.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA