search
REKLAMA
Recenzje

CZWARTY STOPIEŃ. Ale obciachowy science fiction horror

We wdeptanym przeze mnie w ziemię Paranormal Activity (polecam moją recenzję) straszył duch, który się nie nagrywał na kamerę…

Rafał Donica

10 grudnia 2023

CZWARTY STOPIEŃ. Ale obciachowy science fiction horror
REKLAMA

…, więc mieliśmy bać się jego tupania, mącznych śladów stóp na podłodze i niewidzialnej ręki, którą ściągał bohaterów z łóżek. Według szumnych zapowiedzi polskiego dystrybutora, Czwarty stopień miał być z kolei filmem- uwaga – jeszcze bardziej przerażającym od Paranormal Activity, brrr… strach się bać! Tylko tak sobie myślę, skoro PA nie przeraził mnie nic a nic, to mówienie o większym przerażaniu w kontekście tego właśnie filmu średnio do mnie trafia, bo, jeśli coś ma być bardziej niż zero, to choćby się zes…, to znaczy, jakby się nie starało, zerem pozostanie. I nie pomyliłem się, gdyż okazało się ni mniej ni więcej, że niczego bardziej przerażającego od PA w Czwartym stopniu nie ma, a jedyne, co jest bardziej, to… że bardziej nic nie widać.

Żeby Czwarty stopień powodował gęsią skórkę od pierwszych minut seansu, twórcy ogłosili w gromkopierdnym słowie wstępnym, że sceny aktorskie z udziałem Milli Jovovich, Willa Pattona, Eliasa Koteasa (rym niezamierzony) i innych, będą przeplatane scenami zarejestrowanymi przez kamery VHS, na których widzieć będziemy równolegle te same wydarzenia, tylko z prawdziwymi (choć to w rzeczywistości też nagrania stworzone na potrzeby filmu) ich uczestnikami. I tu zaczyna się niezła komedia, bo na pewno nie żaden dreszczowiec sci-fi. Po jednej stronie ekranu zahipnotyzowany aktor odtwarza, nie wiadomo, po jaką cholerę, to, co po drugiej stronie ekranu widzimy w niby-oryginale. Gdy coś traumatycznego zahipnotyzowana osoba sobie przypomina – krzyczy wniebogłosy i aktor, i niby-autentyczny bohater wydarzeń. Aby nie było nużąco, ekran w tych scenach jest podzielony, a to w pionie, a to w poziomie, a to na 4 małe ekrany, a to na “24”. Miało to zapewne dodać wydarzeniom realizmu, a robi tylko niepotrzebne zamieszanie. Najbardziej jednak irytowało mnie, jak za każdym razem, gdy bohaterowie zaczynali lewitować albo byli szarpani przez jakieś pozaziemskie siły, obraz zarejestrowany przez kamerę zaczynał śnieżyć i nic nie było widać. Czułem się tak, jakby podczas oglądania meczu w piłkę nożną w TV, podczas akcji pod bramką, ktoś mi przekrzywiał antenę.

Czwarty stopień

Za to w warstwie dźwiękowej czeka nas prawdziwa uczta… o ile ktoś lubi słuchać pijackiego bełkotu, szumnie nazywanego w filmie Czwarty stopień najstarszym językiem świata. Dramaturgii wydarzeniom próbuje dodać szybki montaż, dynamiczna praca kamery oraz jakieś migawki Biblii, starożytnych rzeźb rakiet kosmicznych i innych mistycznych pierdół, które zamiast dodawać filmowi jakiejś aury tajemniczości, kojarzą się z tandetnymi odkryciami “Strefy 11” w TVN. Najbardziej jednak razi pewien upierdliwie wałkowany motyw, który przewija się przez cały film. Otóż osoby poddane hipnozie, zanim zabiją kogoś ze swojej rodziny, z przerażeniem opowiadają, że za oknem widywali – uwaga, napięcie sięga zenitu albo i lekko ponad – sowę, która zresztą według nich sową nie była. W dodatku się uśmiechała, ale co znaczy ten uśmiech, już nie potrafią powiedzieć, bo, jak sami mówią, nie chcą wiedzieć, co mają na myśli, mówiąc, że sowa się uśmiechała (sic!). Ci to mają problemy. Zamiast wyjść na ganek i pieprznąć puchacza miotłą, tudzież sprawdzić czymże owa sowa jest, skoro sową nie jest, wolą popadać w paranoję i mordować bliskich.

CZWARTY STOPIEŃ

Kiedyś widziałem u siebie w domu nietoperza. To znaczy, mam nadzieję, że to był nietoperz, bo jak nie był, to pewnie sięgnę po broń i zacznę mordować. Całe szczęście, nietoperz się nie uśmiechał. Reasumując, tak sowie, tzn. sobie myślę, że skoro głównie takie zabawne przemyślenia mnie po filmie Czwarty stopień nachodzą, oznacza to, że film został po prostu źle zrobiony. Wszystkie sceny hipnozy są nużące, niestraszne, zbyt chaotycznie nakręcone, a materiał kinowy zmontowany z materiałem archiwalnym stanowi wielkie nieporozumienie. Jedynie wychudzona bohaterka niby-prawdziwych wydarzeń sprawia trochę niepokojące wrażenie, reszta jest miałka, nudna i nijaka, a wszystko to obok reklamowanego “przerażenia” nawet chyba nie stało. Na początku i końcu filmu aktorzy mówią do kamery, zwracając się do widzów: “Wy zdecydujecie, w co wierzyć”. Ja po seansie wierzę w to, że przestaną wreszcie powstawać filmy wykorzystujące maksymalnie wyeksploatowany motyw z Blair Witch Project z niby-autentycznymi taśmami grozy.

CZWARTY STOPIEŃ

Twórcy filmu Czwarty stopień prawdopodobnie (tak sobie strzelam, bo nie wiem) próbowali osnuć fabułę swojego dreszczowca wokół słynnej kwestii z Miasteczka Twin Peaks: “Sowy nie są tym, czym się wydają”, i wyłożyli się na temacie jak Kiler na skórce od banana. W dodatku zbyt dosłownie potraktowali regułę mówiącą, że “bardziej przeraża to, czego nie widać” i myśleli, że jak nie pokażą nic, widzowie posrają się ze strachu. Spodziewali się po prostu, że wyjdzie dramatycznie, a wyszło niezamierzenie zabawnie. W kolejnym filmie z cyklu “rejestrujemy prywatną kamerą niezwykłe zdarzenia” będziemy pewnie obserwować czarny ekran i słuchać przerażającej ciszy – drugi zawał serca u przelęknionej młodzieży (pierwszy zaliczyła przy okazji Paranormal Activity) i wysoka kinowa frekwencja gwarantowane.

Tekst z archiwum film.org.pl (30.06.2010).

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA