CZAS APOKALIPSY
Kurtz i jego Cień
Marlow-Willard dociera do swojego celu. Wędrówka – okupiona u Conrada życiem czarnoskórego sternika, a u Coppoli jego odpowiednika, kapitana łodzi (w książce i filmie postać ta ginie w identyczny sposób przeszyta oszczepem rzuconym przez jednego z dzikich wojowników) i najmłodszego z żołnierzy, zwanego Panem Czyściochem – kończy się w miejscu, gdzie Kurtz stworzył własne plemienne państwo i uznał siebie, albo co najmniej pozwolił uznać siebie, za istotę boską.
I w literackim oryginale, i w kinowej interpretacji Kurtz jawi się od początku jako ktoś, kto góruje nad innymi intelektem, charyzmą i siłą charakteru. U Conrada aż do momentu spotkania z nim Marlow jest przekonany, że tajemniczy agent to także człowiek wysoce moralny, szlachetny idealista, u Coppoli Willard dowiaduje się, że pułkownik przynajmniej był taką osobą zanim oszalał i zaczął “działać poza normami ludzkiego zachowania”. Ani marynarz, ani żołnierz nie są idealistami, dlatego obaj chcą poznać kogoś, kto jest, albo przynajmniej był, idealistą zdolnym do wprowadzania swoich ideałów w życie. Kurtz sam staje się dla nich bardziej ideą niż żywym człowiekiem. Pierwszy zna tylko jego nazwisko, drugi także głos, których, jak mówią, nie są w stanie połączyć z realną osobą. właśnie to zafascynowanie “ideą Kurtza” jest siłą pchającą Marlowa-Willarda naprzód, drogą, która okazuje się bardzo podobna do tej, którą przebył sam agent-pułkownik.
Dwoistość ludzkiej natury, tkwiące w człowieku szaleństwo i kłamstwo. Świadomość, pełna i autentyczna świadomość tych faktów doprowadziła Kurtza do dokonania pewnego wyboru, wyboru, który uczynił go postrachem, władcą dżungli i władcą wojny. Uczynił go nim w oczach wszystkich poza jego własnymi.
Żeby zrozumieć przed jakim wyborem stanął Kurtz, konieczne jest przywołanie jungowskiego pojęcia Cienia, pojęcia, którego Conrad nie mógł znać, ale, które, jak się przekonamy, w jakiś sposób przeczuwał. Cień to zwierzęca i pierwotna część naszej natury, ale to także negatyw naszych świadomych pragnień i myśli, przestrzeń odrzuconych możliwości i potencjalności czekających na możliwość ziszczenia się. To coś, co jest, a jednocześnie nie jest nami. Cienia nie da się usunąć, definitywnie pokonać, a najgorsze co można zrobić to udawać, że nie istnieje – wtedy najłatwiej zostać przez niego opanowanym, nie zdając sobie z tego sprawy. W psychoanalizie Junga możliwe jest jednak zrównoważenie Cienia, może on też pełnić bardzo pożyteczną funkcję samopoznawczą, pozwolić na rzeczywiste samookreślenie i samoukształtowanie. Dżungla w Jądrze ciemności i wojna w Czasie apokalipsy odsłaniają Cień, stawiają z nim człowieka twarzą w twarz. Ale też same są Cieniem, nie są czymś poza i obok człowieka, ale nim samym. Nie można uciec od konieczności ustosunkowania się do nich.
Kurtz pojął te konieczność, ale jego odniesienie się do niej jest inne w książce niż w filmie. Kurtz Conrada to człowiek, który poddał się swojemu Cieniowi, oddał mu całą swoją charyzmę i elokwencję, zatracił się w nim bez reszty. Wskazuje na to jego absolutna pewność siebie i rozpierająca go wręcz kabotyńska pycha, która chwilami przesuwa tę postać w stronę wyjątkowo mrocznej groteski. Kurtz u Coppoli, fenomenalnie zagrany przez Marlona Brando, chciał nie tyle poddać się Cieniowi, co zawrzeć z nim pakt:
“Groza. Groza ma twarz … i musisz sprawić, by stała ci się przyjacielem. Groza i paniczny strach są twymi przyjaciółmi. W przeciwnym razie stają się wrogami, których należy się bać. Prawdziwymi wrogami. Pamiętam jak byłem w Siłach Specjalnych. To było, wydaje się, wieki temu. Poszliśmy do wioski by zaszczepić kilkoro dzieci. Gdy już odeszliśmy … po tym jak zaszczepiliśmy dzieci przeciwko polio, pewien starszy człowiek pobiegł za nami, płacząc. Nie mógł mówić … Więc wróciłem. Oni przyszli i odrąbali każde zaszczepione ramię. Zebrali je na kupce, kupce … małych rączek, i pamiętam … ja … ja … ja … płakałem. Łkałem jak.., jakaś … baba. Chciałem wyrwać sobie zęby. Nie wiem, co chciałem zrobić. I pragnę to pamiętać. Nie chcę nigdy zapomnieć. Nie chcę nigdy zapomnieć. I wtedy uświadomiłem sobie … jakbym został trafiony, jakbym został trafiony diamentem … diamentową kulą prosto w czoło. Pomyślałem, “Mój Boże! Geniusz tego, geniusz … pragnienie, by to zrobić.” Doskonałe, prawdziwe, kompletne, krystalicznie czyste. Potem uświadomiłem sobie, że byli mocniejsi ode mnie, gdyż potrafili to znieść. To nie były potwory. To byli ludzie, wyszkolone kadry. Ci ludzie walczyli z sercem, mieli rodziny, mieli dzieci, byli przepełnieni miłością, ale byli silni, mieli siłę … by to zrobić”.
Kurtz chciał mieć taką samą siłę, umieć postępować zgodnie z naturą wojny, bez oceniania własnych czynów, bez wahania i litości, a jednocześnie umieć pozostać prawym. Chciał wyważyć te dwa aspekty człowieczeństwa, być jednocześnie tym, który zabija i tym, który kocha. Jego upadek jest jeszcze bardziej tragiczny niż upadek Kurtza z książki.
Z Cieniem nie da się zawierać układów, Kurtz-pułkownik zostaje przez niego opętany tak samo jak Kurtz-agent. Tyle że pułkownik zaczyna zdawać sobie z tego sprawę, a więc niewyobrażalnie cierpieć. Obaj zostają zabici przez żywioł, z którym paktowali, tyle że wojskowy sam wybiera śmierć, sam chce zostać unicestwiony przez wojnę wcieloną na chwilę w Wiliarda, a agent nie chce umierać, podejmuje nawet symboliczną próbę ucieczki przed wyniszczającą go chorobą.
Podobne wpisy
Scena zabicia Kurtza jest odpowiednikiem ciężkiego ataku febry, którego doświadcza Marlow. W tym momencie Marlow-Willard zostaje porwany przez Cień, zanurza się w prawdziwej naturze dżungli, która w powieści od samego początku kojarzona jest z chorobą i prawdziwej naturze wojny, którą jest mrok i żądza mordu. Przeplatanie przygotowań Willarda do zabójstwa z obrazami pogańskiego rytuału poddanych Kurtza (podczas którego zabita zostaje zresztą prawdziwa krowa) pokazuje, że dżungla i wojna są tym samym, sam Willard mówi: “Nawet dżungla chciała jego śmierci”. Fascynujące, pociągające, upajające śmierć, ciemność, dzikość, irracjonalizm i instynkt ukazują się w swojej najczystszej postaci, niemożliwej do wyrażenia słowami. Chociaż nie do końca, bo istnieje słowo oddające ich bezmiar i siłę. “Groza!”. To słowo, wypowiedziane dwukrotnie przez umierającego Kurtza, także ma nieco inny wymiar u Conrada i u Coppoli. Dla agenta moment śmierci to zarazem moment, kiedy odzyskuje własną świadomość, dostrzega, że był tylko niewolnikiem Cienia, dostrzega tragizm tego zniewolenia. Dla pułkownika to wyzwolenie, ale i chwila, w której robi coś, czego ze wszystkich sił chciał nie robić – osądza.
To przejrzenie i osąd mogą odnosić się do ich własnego życia, ale także sytuacji wyboru, przed którym zostali postawieni. Zdobywając dżunglę i prowadząc wojnę, mogli kłamać i udawać, że nie znają prawdy o dżungli i wojnie, i starać się zachować spokój albo przyjąć i zastosować reguły dżungli i reguły wojny, i dzięki temu być w stanie żyć w dżungli i wygrać wojnę, ale jednocześnie przestać być tym, kim byli.
Mogą się też jednak odnosić do tych, którzy wybrali kłamstwo, do ludzi takich jak przełożeni Willarda albo “pielgrzymi”. Udawanie, że wojna i dżungla nas nie dotyczą, nie tylko czyni człowieka oszustem wobec samego siebie, ale wcale go przed nimi nie chroni, wręcz potęguje ich oddziaływanie. Idee wykorzystane do maskowania Cienia stają się iluzją i zaczynają przechodzić w swoje przeciwieństwo, skażone nicością i pustką rozszerzają tę pustkę na całą duszę człowieka, zmieniając go w jedną z istot, o których pisał T.S. Eliot w wierszu inspirowanym fragmentami “Jądra ciemności”, wierszu, który filmowy Kurtz czyta na krótko przed swoją śmiercią:
My, wydrążeni ludzie
My, chochołowi ludzie
Razem się kołyszemy
Głowy napełnia nam słoma
Nie znaczy nic nasza mowa
Kiedy do siebie szepczemy
Głos nasz jak suchej trawy
Przez którą wiatr dmie
Jak chrobot szczurzej łapy
Na rozbitym szkle…
Alternatywa kłamstwo – poddanie byłaby ostateczna, gdyby nie przypadek Marlowa-Willarda, który staje twarzą w twarz z Cieniem i poddaje mu się na chwile, ale potem jest w stanie mu się przeciwstawić. Wydaje się więc, że obaj autorzy pozostawiają czytelnikowi i widzowi pewną nadzieję, jeśli się przyjrzeć okazuje się jednak, że jest to nadzieja wyjątkowo płonna. Tak naprawdę, bowiem marynarz-żołnierz po prostu przechyla się w stronę kłamstwa. Jest to podkreślone w końcówce powieści, kiedy mówi narzeczonej Kurtza, że ostatnimi słowami agenta było jej imię. Mówi to prawie automatycznie, z jednej strony wyrażając przerażenie, jakie budzi w nim nieświadomość dziewczyny, nieświadomość, która jest nieuświadomionym zakłamaniem. Z drugiej – zwyczajnie okłamując ją, a więc robiąc coś, czego nienawidzi najbardziej na świecie. Na swoje usprawiedliwienie ma tylko jedno: “Nie mogłem jej powiedzieć. Zrobiłoby się zbyt ciemno … tragicznie ciemno …” [3]
Wyłaniająca się z dzieł Conrada i Coppoli pełna wizja może się wydawać skrajna swoim pesymizmie, przesadna, zbyt ciemna. Ale w cywilizacji i kulturze, która odrzuca metafizyczne osłony dające jakąkolwiek szansę poradzenia sobie z tkwiącym w nas złem, taka wizja jest absolutnie niezbędna.
Przypisy:
1. J. Conrad, „Jądro ciemności”, Kraków 2004, s. 11.
2. Wszystkie kwestie bohaterów pochodzą z polskiej listy dialogowej filmu.
3. J. Conrad, „Jądro ciemności”, Kraków 2004, s. 81.
Tekst z archiwum film.org.pl.