search
REKLAMA
Recenzje

COLUMBO. Śledztwa upartego porucznika będzie się dobrze oglądać i za sto lat

Co ciekawe, po roku 2000 nastąpił renesans popularności „Columbo” wśród kolejnego pokolenia widzów. Doskonale pokazuje to ponadczasowość serialu.

Tekst gościnny

19 maja 2025

columbo
REKLAMA

Autorem tekstu jest Piotr Żymełka.

Zazwyczaj, kiedy myśli się o kryminale i związanych z nim kliszach, w głowie pojawiają się konkretne skojarzenia: znaleziony w dziwnych okolicznościach nieboszczyk, krąg podejrzanych i twardy, nierzadko zniszczony życiem, prowadzący śledztwo detektyw, który mozolnie szuka śladów oraz przesłuchuje świadków, by w końcu przedstawić ciąg dowodów i wskazać winnego. Czasem uważny widz (lub czytelnik) jest w stanie, na podstawie poszlak, znaleźć rozwiązanie zagadki zanim zrobi to bohater lub równolegle z nim (jak na przykład w powieściach Joe Aleksa), czasem nie, jak w przypadku przygód Sherlocka Holmesa. Ale zdarzają się też odstępstwa od tej formuły i dziś przyjrzymy się właśnie jednemu z nich – „Columbo”, którego tytułowym bohaterem jest sympatyczny, choć nieco namolny porucznik wydziału zabójstw policji Los Angeles.

Postać Columbo, fantastycznie odgrywaną przez Petera Falka, wymyślili pod koniec lat sześćdziesiątych Richard Levinson i William Link. Ich założenie było niezwykle proste i zakładało odwrócenie konwencji typowego kryminału, określanego przez Anglosasów mianem „whodunit”. Twórcy nigdy nie ukrywali, kto jest winien. Przeciwnie, w każdym odcinku pierwsza, długa sekwencja przedstawiała przygotowania do morderstwa, a następnie sam czyn i widz od początku znał sprawcę. Natomiast cała zagadka polegała na tym, że obserwowaliśmy subtelną grę między detektywem, a przestępcą i zastanawialiśmy się nie czy zbrodniarz zostanie złapany, tylko w jaki sposób to nastąpi. I zawsze okazywało się, że diabeł tkwi w szczegółach, a złoczyńcę pogrążały detale i drobne nieścisłości, bezbłędnie wychwytywane przez Columbo. Winnym najczęściej był jakiś wysoko postawiony członek elity, śmietanki finansowej lub towarzyskiej. Bohater demaskował więc polityków, aktorów, lekarzy, prawników, biznesmenów, naukowców itp. Schemat każdego odcinka wyglądał właściwie tak samo, jednak oglądało się to świetnie i nigdy nie nużyło, nawet w dużej dawce.

Drugą sprawą, odróżniającą produkcję od typowych policyjnych procedurali (seriali, w których każdy odcinek opowiadał osobną historię) stanowiła sama tytułowa postać Columbo. Porucznik, lekko przygarbiony, w wymiętych i poplamionych ubraniach, z nieodłącznym tanim cygarem, wyglądał raczej na bezrobotnego i staczającego się po równi pochyłej nieudacznika niż na genialnego detektywa o ostrym jak brzytwa umyśle, którym w istocie był. Jego zachowanie, pełne manieryzmów (szukanie rzeczy po kieszeniach), niechlujny wygląd i moja ulubiona zagrywka, czyli pozorne odejście, a potem udawanie, że coś sobie przypomniał („Just one more thing…”) oraz zanudzanie wszystkich opowieściami o żonie (która nigdy nie pojawia się na ekranie!) sprawiało, że przestępcy go nie doceniali i uznawali Columbo za denerwującego abnegata, wpadając tym samym w zastawione przez niego sidła.

Każdy odcinek, a właściwie film telewizyjny, ponieważ czas trwania wahał się od siedemdziesięciu kilku minut, aż do ponad półtorej godziny, przedstawiał jedno, powoli rozwijające się śledztwo. Im bardziej Columbo zbliżał się do prawdy, tym mocniej sprawca zbrodni się denerwował i popełniał kolejne błędy. A widzowie z uwielbieniem obserwowali tę grę pozorów zawsze spokojnego i uprzejmego porucznika. Bohater tracił nad sobą panowanie bardzo rzadko i tylko wtedy, gdy zagrożone było życie kolejnych ofiar. Często w role morderców wcielały się ówczesne gwiazdy małego i dużego ekranu, by przywołać tu choćby Dicka Van Dyke’a, Donalda Plesance’a, Leonarda Nimoya, Patricka McGoohana, Martina Landau, Johnny’ego Casha i Leslie Nielsena. A to tylko wierzchołek góry lodowej! Ponadto, pierwszy odcinek właściwej serii (wcześniej pojawiły się jeszcze dwa piloty), wyreżyserował niejaki Steven Spielberg.

Serial święcił tryumfy w latach siedemdziesiątych, zebrał wiele znaczących nagród, między innymi Emmy dla Petera Falka za rolę tytułową (i to kilka razy). Później stacja skasowała produkcję, ale wrócono do niej w latach dziewięćdziesiątych i powstało jeszcze kilkanaście odcinków. Co ciekawe, po roku 2000 nastąpił renesans popularności „Columbo” wśród kolejnego pokolenia widzów. Doskonale pokazuje to ponadczasowość serialu. Bo choć zmieniają się realia, zmienia się technologia, a kryminalistyka rozwija, to natura ludzka pozostaje taka sama. Dlatego śledztwa upartego porucznika będzie się dobrze oglądać i za sto lat. W sumie przeprowadził ich sześćdziesiąt siedem (plus dwa wspomniane piloty).

W 1979 roku zrealizowano spin off serialu, zatytułowany „Mrs. Columbo”. Główną bohaterką uczyniono żonę porucznika, która również rozwiązywała zagadki kryminalne. Jednak ani widzom, ani twórcom oryginalnej produkcji nie spodobał się ten pomysł, w efekcie czego najpierw ucięto wszelkie powiazania z „Columbo” i przechrzczono protagonistkę na Callahan, a potem skasowano całość.

Dziś, po ponad pięćdziesięciu latach od premiery, zdecydowanie warto wrócić do serialu, a może obejrzeć go po raz pierwszy? Nadal daje on sporo frajdy, a rola porucznika Columbo unieśmiertelniła Petera Falka. Tyle ode mnie.

A nie, jeszcze jedna sprawa.

W serialu nie pada imię Columbo, ale można je dostrzec w kadrze, gdy pojawiają się zbliżenia na odznakę bohatera i brzmi ono Frank.

REKLAMA