CODA. Gdy większość jest mniejszością w mniejszości
Tytuł tej recenzji może się wydać nieco zagmatwany, ale już kilka pierwszych minut seansu filmu CODA Sian Heder rozwieje wszelkie wątpliwości, jakie moglibyście mieć. Główną bohaterką jest tu bowiem obdarzona talentem wokalnym Ruby (Emilia Jones), która jest jedyną słyszącą osobą w rodzinie niesłyszących, a więc pomimo braku niepełnosprawności, która dotknęła jej rodziców i starszego brata, czuje się w swojej rodzinie odmieńcem.
CODA to skrót oznaczający Child of Deaf Adults, a więc: dziecko głuchych dorosłych. Już sam fakt, że ukuto taki termin, świadczy o wyjątkowości sytuacji, w jakiej znajdują się słyszący potomkowie osób niesłyszących. Nie tylko nie mogą porozumiewać się z bliskimi bez przeszkód, nie tylko muszą nauczyć się języka migowego, by móc komunikować się z rodzicami, ale też automatycznie stają się dla nich pierwszymi łącznikami ze światem zewnętrznym. Pomimo młodego wieku i niewielkiego doświadczenia życiowego często muszą dorastać szybciej, z poświęceniem wielu tych rzeczy, które przeżywa się po raz pierwszy w okresie dojrzewania. Tak właśnie dzieje się z Ruby Rossi, która wraz z ojcem i bratem zajmuje się rybołówstwem – codziennie skoro świt wyrusza w morze, by tuż po pracy biec na zajęcia w liceum, usiłując nie przegapić własnej młodości. I kto wie, czy nie trwałaby tak jeszcze wiele lat, gdyby niesiona odruchem serca nie zapisała się na zajęcia z chóru, na które uczęszcza obiekt jej westchnień, Miles (znany z Sing Street Ferdia Walsh-Peelo). Tam jej talent wokalny zostaje doceniony przez wymagającego nauczyciela (Eugenio Derbez), który namawia Ruby do aplikowania do elitarnej szkoły muzycznej Berklee. Dziewczyna staje przed klasycznym dylematem: wybrać dobro własne czy poświęcić je dla dobra rodziny?
Znana z dostępnego na Netfliksie debiutu Tallulah Sian Heder z wielką troską obserwuje niełatwy los Ruby, która choć kocha swoją rodzinę, marzy o niezależności i spróbowaniu życia na własny rachunek. Remake francuskiego hitu z 2014 roku, Rozumiemy się bez słów Erica Lartigau, z podobną wrażliwością i humorem portretuje los rodziny, w której paradoksalnie to jedyna osoba niedotknięta niepełnosprawnością zdaje się mieć najbardziej pod górę. „Zdaje się” to oczywiście słowo klucz – Heder ani przez chwilę nie sugeruje, że sytuacja słyszącej i w pełni sprawnej Ruby jest w jakikolwiek sposób gorsza niż położenie ich rodziców czy brata. Stara się jednak zwracać uwagę na to, że ta zbuntowana nastolatka niesie na swych młodych, niedoświadczonych barkach ciężar niepełnosprawności całej rodziny, musząc stawiać ją zawsze ponad swoje potrzeby. To trudny i niewdzięczny temat – bronić tych, którzy na poziomie tych najbardziej elementarnych potrzeb nie powinni na nic narzekać. W tym jednak tkwi siła CODA – nie zadowala się powierzchowną oceną, ale przedstawia pogłębiony portret zależności pomiędzy członkami rodziny Rossich oraz światem zewnętrznym. I choć najbliżsi Ruby bez wątpienia darzą ją miłością, ich reakcja na jej marzenia i potrzeby nie jest wcale tak oczywista.
Choć w CODA mnóstwo jest humoru, choćby za sprawą świetnych ról Marlee Matlin i nominowanego do Oscara Troya Kotsura, to film Sian Heder wygrywa przede wszystkim swoją wnikliwością i pełnym zrozumienia podejściem do swoich bohaterów – wszystkich bez wyjątku, tych słyszących i tych niesłyszących. Zwraca uwagę na niecodzienność sytuacji, w jakiej znajduje się Ruby – choć powinna uważać się za szczęściarę, gdyż nie została dotknięta głuchotą, jej życie przypomina dożywotnią służbę dla dobra jej rodziny. I choć trwa w niezachwianym poczuciu obowiązku, zdaje sobie też sprawę z konieczności postawienia samodzielnych kroków w drodze do dorosłości. I właśnie umiejętne ukazanie tego rozdźwięku – pomiędzy „ja” a „rodzina”, pomiędzy poświęceniem się a realizowaniem się – jest największą zaletą CODA.