ZABICIE ŚWIĘTEGO JELENIA. Grecka tragedia
Elegancka i oddana żona, dwoje dorastających dzieci, samochód. Drogi zegarek i piękny dom – Steven Murphy (Colin Farrell) zbudował sobie życie godne pozazdroszczenia. Pozwala mu na to wymagająca, lecz prestiżowa praca chirurga, w której osiąga kolejne sukcesy. To spełniony i zadowolony z siebie człowiek, czujący się pewnie w każdej sytuacji. Wolne chwile stara się spędzać z rodziną, a także z pewnym tajemniczym chłopcem, Martinem (Barry Keoghan), traktującym go niemal jak ojca.
Z czasem relacja robi się coraz intensywniejsza – zamiast w umówionych miejscach, młody znajomy Stevena zaczyna niezapowiedzianie odwiedzać go w miejscu pracy. Wkrótce potem rodzina Murphych przyjmuje Martina w domu na obiedzie, gdzie wszyscy mają okazję go poznać. Chłopiec zaczyna zmieniać ich życie w niekontrolowany sposób.
Świat w filmach Yorgosa Lanthimosa nie jest łaskawy dla umieszczonych w nim bohaterów. To alternatywna, dystopijna rzeczywistość pozbawiona ciepła i ludzkich odruchów. Zamiast tego reżyser tworzy miejsce, gdzie emocje wydają się zakazane. Szczególnie te pozytywne. W Kle życie rodzinne było piekłem zakazów i nakazów wydawanych przez despotycznego ojca. Nawet zabawę i seks planowano i realizowano według harmonogramu. Wolność dało się osiągnąć tylko poprzez bunt i ucieczkę od narzuconej tyranii. W Lobsterze bywalcy ośrodka mogli wybierać między dobraniem się w pary a przemianą w zwierzę. Samotność lub związek z kimś z zewnątrz zakładał złamanie regulaminu i śmiertelne niebezpieczeństwo. Mimo tego znaleźli się tacy, dla których własny wybór był nadrzędną wartością. Pod tym względem The Killing of The Sacred Deer jest podobny do poprzednich dzieł Lanthimosa. Steven nie umie odmówić Martinowi kolejnych przysług, ponieważ czuje się odpowiedzialny za chłopca, którego ojciec zmarł chirurgowi podczas operacji.
Podobne wpisy
Rodzina Murphych przypomina nieco tę z Kła, lecz tu bezwzględne dowództwo ojca nad resztą domowników jest mniej kategoryczne, niż by tego chciał. W sytuacjach kryzysowych do głosu dochodzi też matka (Nicole Kidman), która na co dzień prowadzi klinikę, a w sprawach domowych także potrafi wziąć sprawy w swoje ręce. Dzieci Murphych – starsza Kim (Raffey Cassidy) i młodszy Bob (Sunny Suljic) – są na różnych etapach dojrzewania, więc zdarzają im się pierwsze próby sprzeciwu względem rodziców, jak choćby ignorowanie próśb Stevena, który nalega, by syn ściął długie włosy. Bohaterowie porozumiewają się w typowy dla Lanthimosowskich postaci sposób – standardowy dialog zastępują tu zdania oznajmujące, którymi bohaterowie wyrażają swoje myśli, zazwyczaj dość beznamiętnie, niczym aktorzy w sztuce teatralnej. W taki sam sposób prowadzą rozmowę zarówno o tym, kto ma podlewać kwiaty, jak i o tym, że Kim miała już okres. Pozbawione emocji dialogi w The Killing of The Sacred Deer stają się tym bardziej niepokojące, im bardziej gęstnieje atmosfera i napięcie między postaciami.
Film sprawnie łączy ze sobą horror i dramat psychologiczny, nadając całości kształt tragedii greckiej. Od początku w zagadkowej więzi dojrzałego Stevena z ewidentnie zaburzonym Martinem jest coś nienormalnego, wręcz toksycznego. Z czasem ułożone życie rodziny chirurga zaczyna się rozpadać, a on posuwa się coraz dalej, by uwolnić się od niezdrowej relacji. Złowieszczy chłopiec ma w sobie coś z Damiena Thorna w Omenie – jest w nim niesamowitość i jakaś wewnętrzna, złowieszcza siła. Najpierw budzi w bohaterach litość, która z czasem przechodzi w strach i obrzydzenie, a ostatecznie wrogość. Nad rodziną Murphych zaczyna wisieć fatum, a racjonalne wytłumaczenia przestają wystarczać. Żeby uwolnić się od Martina, Steven będzie musiał złożyć ofiarę.
The Killing of The Sacred Deer to dojrzały przykład wyrazistego stylu Greka i jego autorskiego stylu. Przez podobieństwa do poprzednich filmów, a zwłaszcza Kła, robi jednak mniejsze wrażenie i aż tak nie zaskakuje. Niemniej to wciąż trzymające w napięciu, efektowne kino, do jakiego Yorgos Lanthimos zdążył nas przyzwyczaić.
korekta: Kornelia Farynowska