search
REKLAMA
Archiwum

BROKEN FLOWERS (2005)

Dagmara Sitek

24 października 2017

REKLAMA

Broken Flowers, czyli czego pragnie Don Johnston 

Dla kina stanowią prawdziwą tematyczną plagę. Liczne filmowe kreacje Don Juana, Casanovy, osobliwe indywidua spod znaku hrabiego Valmonta z Niebezpiecznych związków czy chociażby Nicka Marshalla z Czego pragną kobiety? kompletują niekończącą się listę nieokiełznanych uwodzicieli, chłodno kalkulujących pożeraczy serc i ciał niewieścich. W swej taśmowej wręcz produkcji postaci nie tyle interesujących, co frapujących, reżyser Kawy i papierosów oddaje w nasze ręce najnowszy egzemplarz mężczyzny w wieku średnim: mało pociągający typ podstarzałego Don Juana. Don Juana znajdującego się w etapie życia, w którym nie powinno się już uciekać od konsekwencji młodzieńczych poczynań, przeżywającego sporo opóźniony w czasie okres dojrzewania do roli mężczyzny. I choć zamknięcie bogatej klasyfikacji podrywaczy jest zaledwie tymczasowe (do momentu powstania kolejnej wartej odnotowania kreacji tego pokroju) jej zwieńczeniem postanowiłam uhonorować Dona – niesztampowego bohatera najnowszego filmu Jima Jarmuscha. 


Don. Don Johnston 

W chwili, kiedy Jarmusch po raz pierwszy wprowadza na scenę sylwetkę Dona, opowiada o nim zręcznie poprzez drugi plan: wciśnięty w kanapę w swoim nieodłącznym dresie i mało gustownym obuwiu, bohater ogląda w TV stary hiszpański film o Don Juanie, słynnym kochanku szafującym uczuciami naiwnie uległych mu kobiet. Chwilę później w domu tego podstarzałego mężczyzny słyszmy odgłos damskich szpilek. To Sherry. W ręku trzyma walizkę. Don, choć dość opieszale, próbuje ją zatrzymać.

“Czuję się jak twoja kochanka, ale ty nawet nie masz żony.”

Moment później kobieta uzasadnia:

“Nie chcę być z podstarzałym Don Juanem, nie chcesz mieć rodziny, Don?”
“A więc tego chcesz, Sherry?”

Don pozwala jej odejść. Jego twarz od samego początku do końca sceny praktycznie nie zmienia wyrazu, nasuwając natychmiast skojarzenia z ascetyczną ekspresją na wpół sparaliżowanego oblicza Takeshi “Beata” Kitano. Pasywny i trochę zmęczony Don wraca na kanapę, na której zasypia. Rano budzi go telefon.

“Winston?”

Kumple 

Powiedzenie “Przeciwieństwa się przyciągają” wydaje się jak najbardziej trafne, kiedy zestawimy ze sobą postaci takie jak Don i Winston. Ten drugi to sąsiad i zarazem najserdeczniejszy przyjaciel Dona, dzielący swój czas pomiędzy trzema dorywczymi pracami a żoną, pięciorgiem maleńkich dzieci i hobbystycznym rozwiązywaniem zagadek kryminalnych oferowanych tak licznie przez Internet. Tego dnia Winston dzwoni do kumpla, by ten pomógł mu otworzyć stronę internetową. Znajduje się na niej niezwykle pasjonujący go system detektywistyczny. Donowi otworzenie strony zajmuje niewiele więcej niż mrugniecie okiem, w końcu dorobił się na komputerach i ma o nich całkiem spore pojęcie, choć, o ironio, uważa je za całkowicie nieprzydatne w życiu osobistym. Podczas gdy Winston żywo wychwala walory Internetu, Don otwiera listy, które dostał w trakcie wczorajszej wyprowadzki Sherry i zabrał do przewertowania podczas porannej kawy u kumpla. Jeden z nich szczególnie zwraca jego uwagę: różowy, anonimowy, napisany na maszynie. Po przejrzeniu tegoż listu zdaje sobie sprawę, że odejście Sherry to tylko wierzchołek góry lodowej. Powierza tajemnicę zagadkowego listu Winstonowi. I choć sam niezwykle statyczny i jakby wiecznie znudzony życiem, wydaje się ignorować zaskakującą treść niepodpisanego listu, pozwala Winstonowi zaangażować się w odnalezienie jego nadawcy. Ten nie posiada się ze szczęścia, mogąc wreszcie spożytkować nabyte w Internecie detektywistyczne zdolności.

“Stempel jest nieczytelny, ale wyraźnie widać na nim dzięcioła. Czy kogoś ci to przypomina, Don?”
“Idź do domu, Winston, daj mi spokój.”

Czy Don wierzy w skuteczność umiejętności detektywistycznych przyjaciela? Czy zależy mu na rozwiązaniu zagadkowej tożsamości nadawcy listu, który, jak twierdzi, uważa za makabryczny żart przyjaciół? Czy rzeczywiście, jak sam mówi, najchętniej spaliłby go w kominku i zapomniał o całej sprawie, powracając do beztroskiego leżakowania na swojej kanapie? Jarmusch w genialny wprost sposób zdziera z pozornie niewzruszonego oblicza Dona maskę sceptycznego, leniwego, zastałego w swojej miniaturowej rzeczywistości cynika, pokazując w przezabawny sposób, jak pomimo sprzeciwów Don posłusznie wykonuje wytyczne Winstona: odbywa zorganizowaną przez kumpla, dziwaczną podróż. Jej celem jest odwiedzenie wszystkich byłych dziewczyn Dona sprzed 20 lat:

“Kup różowe kwiaty i sprawdzaj ich reakcje, szukaj maszyny do pisania (…)
przywieź mi tę maszynę do pisania, porównamy czcionkę.”

Czemu Don podejmuje decyzję o wyprawie, która nie dość, że naraża go na śmieszność, to w konsekwencji również i na niebezpieczeństwo? Być może znalazł się na etapie życia, kiedy to pragnie zweryfikować swoje młodzieńcze wybory, stawić czoła teraźniejszości, a być może dowiedzieć się czegoś więcej o życiu poprzez pryzmat egzystencji swoich byłych dziewczyn? A może to nie motywy do odbycia podróży, jakie kierują Donem, są w filmie Jarmuscha najistotniejsze, lecz sam sens wędrówki bohatera, symbolizującej chęć odszukania swojego miejsca w nowym porządku? Porządku określonym dość przykrą treścią anonimowego listu? Jarmusch znów nie spieszy się z odpowiedzią, dając widzowi wiele czasu na osobiste rozmyślania i mozolne dążenie do odkrywania prawdy na własny rachunek. 

“Tu masz wszystko… nazwiska, adresy, mapę. I to. Płyta na drogę.”
“Tracisz czas, Winston. Nigdzie nie jadę.”

Przystanek pierwszy: Laura 

“To ty, Donnie? (..) Na obiad będzie kurczak.”

Choć ich romans zakończył się całe lata temu, Laura przyjmuje Dona z wyjątkową serdecznością i nostalgią, których zwieńczeniem staje się ich wspólnie spędzona noc (nie polegająca, bynajmniej, na rozmowach do świtu). Odkąd maż Laury, mistrz NASCAR, zginął w “wypadku przy pracy”, kobieta wychowuje samotnie epatującą seksem nastoletnią córkę Lolitę.

“Ciekawe imię.”

Powie podczas wspólnej kolacji Don, przypominając sobie scenę sprzed kilku godzin, w której to Lolita bez żenady przechadzała się po domu “ładnie nieubrana”. Kobiety jednak wydają się całkowicie nie kojarzyć imienia z kontekstem literackiej uwodzicielki ze słynnej powieści Nabokova, zbywając jego uwagę wzruszeniem ramion. Dużo jest w scenie z Laurą niedopowiedzeń, widać między kochankami sprzed lat delikatną nic porozumienia i dziwną tęsknotę za czymś, co bezpowrotnie minęło. A być może czują się po prostu skrępowani upływem czasu i teraźniejszością, która nie do końca im odpowiada. Po spotkaniu z Laurą Don jest pewien, że kobieta nie może być tajemniczym nadawcą listu. Przy akompaniamencie leitmotivu muzycznego przemierza samochodem, wypożyczonym przez doskonałe zorganizowanego Winstona, kolejne kilometry.


Dora 

Choć przyjmuje Dona z pewna rezerwą, nie wydaje się żywic do niego głębszej urazy. Wraz z kochającym ją, acz nudnym niczym flaki z olejem mężem silącym się na “klasyczne żarty”:

“Jestem Don Johnston.”
“A ja Ron… Don – Ron, hehe.”

Sprzedają gotowe domy, jak twierdzi Dora, sami mieszkają w dobrym egzemplarzu. W rzeczywistości to żaden dobry egzemplarz, jedynie obwieszony kiczowatymi obrazami, pozbawiony duszy dom. A więc ta zwariowana hipiska sprzed 20 lat układa teraz marchewkę na talerzu, serwując mało apetyczny obiad? – zdaje się zastanawiać z rozczarowaniem Don, nie przerywając martwej ciszy podczas wspólnego posiłku. Po “starej, dobrej” Dorze pozostało tylko wyblakłe zdjęcie, na którym widnieje urocza, młoda dziewczyna z głową przyozdobioną wiankiem.

“Moja mała, kochana Dora. To zdjęcie powinno coś ci przypominać, Don.”

Rzuca, wydawałoby się bezmyślnie i całkiem niewinnie Ron, napinając do granic możliwości i tak napiętą już atmosferę obiadu. Don doznaje ogromnej ulgi, opuszczając dom Dory. W jego przekonaniu, ona również nie miała powodów, by napisać ten list.

REKLAMA