search
REKLAMA
Recenzje

Brewster McCloud

Sylwia K

10 maja 2013

REKLAMA

Wytwórnia: Metro-Goldwyn-Meyer

Reżyseria: Robert Altman

Scenariusz: Doran William Cannon

Muzyka: Gene Page

Zdjęcia: Lamar Boren, Jordan Cronenweth

Obsada: Bud Cort, Sally Kellerman, Michael Murphy

Film Roberta Altmana wpisuje się poniekąd w nurt kina społecznie zaangażowanego, chociaż w sensie ścisłym nie można powiedzieć o nim, że jest obrazem skoncentrowanym wyłącznie na ważnych problemach dotyczących spraw polityki i społeczeństwa. „Brewster McCloud” to raczej prześmiewcza humorystyczna opowieść, przypominająca w swej stylistyce parodię i karykaturę władzy, policji i obyczajowości Stanów Zjednoczonych lat 60. i 70. 

Fabuły z kontrkulturą o czasach Wojny wietnamskiej to jeden z najważniejszych tematów w amerykańskim kinie. Jest to wręcz motyw priorytetowy, zważywszy, że mentalność tamtejszych filmowców opiera się na typowym dla ich kręgu kulturowego eksploatowaniu opowieści związanych z wolnością, ruchami kontestatorskimi, sprzeciwem wobec wspomnianej Wojny w Wietnamie, czy walki o emancypację. Te wszystkie wątki były bardzo charakterystyczne dla amerykańskiej twórczości reżyserskiej. Jedni robili filmy poważne, wielkobudżetowe dramaty opowiadające z patosem o traumie i fragmencie historii, zresztą bardzo ważnej dla procesu kształtowania się świadomości narodowej. Inni postawili na produkcje pośrednio zaangażowane w problem. Oczywiście w duchu kontestatorskim, ale w tonie filozoficzno-prześmiewczym – bo i takie filmy cieszyły się wielką popularnością, zwłaszcza jeśli były to dobrze zrobione komedie.

Na to drugie postawił Robert Altman. Jego znakomity „Brewster McCloud” – swego czasu był uważany za jedno z najważniejszych dzieł filmowych atakujących hipokryzję i stereotypy amerykańskiego konformistycznego społeczeństwa. W latach 70 Amerykanie potrzebowali tego rodzaju kina. Ono nie tylko opisywało rzeczywistość, ale też pozwalało zrozumieć mechanizmy, które rządzą światem w sposób szczególnie okrutny i wymagający napiętnowania. Altman sprostał oczekiwaniom społecznym. Stworzył dzieło wielowymiarowe, trochę filozoficzne, trochę dramatyczne, na pewno kontestatorskie i przede wszystkim prześmiewcze. Szczególnie ugodził w władzę i policję, jako skostniałe instytucjonalne struktury ograniczające wolność poszczególnych jednostek.

Brewster nie jest typowym młodzieniaszkiem z 'głupiej bajki’ o grzecznym, ułożonym amerykańskim chłopczyku, który akceptuje wszystko i przystaje na to, co los dał mu w spadku. Nie można też powiedzieć, że Brewster jest niegrzeczny. On jest po prostu inny! W swoim nonkonformistycznym pojmowaniu rzeczywistości zabrnął tak daleko, że z czasem zaczął wierzyć w możliwość skonstruowania latającej maszyny w kształcie ptaka, która pomoże mu wynieść się z 'zapyziałej’ Ameryki do lepszego świata – może nawet do nieba. W związku z tym chłopak z wielkim zacięciem zaczyna studiować. Na swój prywatny badawczy gabinet wybiera salę widowiskową Astrodome w Houston, z której to zresztą będzie uciekał na skrzydłach, ścigany przez znienawidzoną policję. To tam Brewster całymi dniami śledzi opasłe tomy książek, studiuje anatomię i trajektorie lotów poszczególnych ptaków, ogląda zdjęcia, przygląda się mechanizmom skrzydeł. McCloud otwarcie szydzi z policji, uparcie wierzy w sen o wolności, chce się na własnych skrzydłach przekonać, że można wznieść się ponad wszechogarniająca obłudę, konsumpcję, nakazy, zakazy i polityczną hipokryzję amerykańskiego establishmentu.

 

W urzeczywistnieniu tego planu ma mu pomóc tajemnicza Louise, anioł stróż w ciele kobiety, która zawsze pojawia się gdy Brewsterowi ma się przytrafić coś złego. No i oczywiście kruk, sympatyczne ptaszysko, kluczowa figura w filmie Altmana – symbol wolności i niezależności. Ptak dzierży w swoim odbycie losy świata, bo to właśnie od jego trafienia kupą zależy byt wielu osób. Co ciekawe, kruk zawsze celuje w złych ludzi, zwłaszcza jeśli pojawiają się oni jako nieproszeni goście w życiu McClouda. Sprawuje funkcję boskiego Sądu Ostatecznego. Po prostu strzela kałem i zabija! W ten sposób ginie np. stary, chciwy zgred Wright, czy też cyniczny porucznik i w ogóle wszyscy, którzy swoją obłudą i zakłamaniem prowokują ptaka. W wyjaśnieniu dziwnych morderstw trafionych z powietrza kupą nie radzi sobie niestety miejscowa policja. Do miasta zostaje sprowadzony słynny porucznik Shaft z San Francisco. Brewsterowi cały czas towarzyszy urocza, ekscentryczna Suzanne (wspaniała rola Shelley Duvall – znana chociażby z takich produkcji jak Lśnienie Stanleya Kubricka). Dziewczyna charakterem przypomina zwariowaną hipiskę, a wyglądem aktorkę pantomimy. Charakterystyczna stylizacja jarmarczno-cyrkowa uzupełnia specyficzny klimat filmu.

Ta urocza czwórka (Brewster-Suzanne, Louise i kruk) reprezentują świat skupiony wokół zupełnie innych wartości. Potrzeba wolności była dla młodzieży amerykańskiej w latach 60 i 70 wyznacznikiem pokoju, radości i osobistego szczęścia. McCloud chce się wyrwać od przyziemności do wzniosłości, podobnie jak tysiące młodych ludzi w Stanach Zjednoczonych – kiedy formowały się np. pierwsze komuny hipisowskie w jednej z dzielnic San Francisco – High Ashbury. Różnych się wtedy metod używało, dla jednych antidotum były narkotyki, dla innych seks, a dla Brewstera najlepsze były wielkie skrzydła.

 

W filmie Altmana wszystko przedstawione jest w krzywym zwierciadle. Reżyser wyśmiewa sztuczne schematy, zasady, zakazy i wartości, które niby mają charakter normatywny i są źródłem porządku w społeczeństwie. One w rzeczywistości generują hipokryzję. Brewster McCloud jest nieskażony konwencją, chociaż jako twórcze indywiduum też jest skazany na porażkę. Co jest najbardziej widoczne w końcowej scenie filmu. Nie znaczy to jednak, że obraz należy odczytywać jako klęskę życiową głównego bohatera. Tu nie o to chodzi, ważny jest sam klimat i prześmiewczość. To właśnie te cechy świadczą o wyjątkowości przekazu i specyficznej narracji, która ma pokazać widzowi bunt i fragment rzeczywistości społeczno – obyczajowej, którą stanowczo należy napiętnować.

To wielkie filmowe dzieło Roberta Altmana miejscami wydaje się być trudne do sklasyfikowania. Reżyser eksperymentując z gatunkami i stylistyką stworzył arcyciekawą farsę policyjną i bardzo dobry film kontestatorski. Znakomicie dobrał aktorów. Bud Cort ze swoją charakterystyczną manierą jest po prostu genialny. W 1971r., w rok po nakręceniu Brestwera, Cort stworzy wraz z Ruth Gordon niesamowitą kreację w „Haroldzie i Maud”, Hala Ashby’ego. Jeden z najbardziej kultowych filmów lat 70, obraz, który wpisał się na trwałe w klasykę najlepszych światowych produkcji. Oczywiście swój wielki udział miał w tym wspomniany duet. Tak więc rola nie jest bez znaczenia.

https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=JJYREhV08JA

Szkoda tylko, że „Brewster McCloud” jest ciągle w cieniu „MASHA”, „Nashville”, „Gracza”, „Gosford Parku”, czy też „Długiego pożegnania”, albo „McCabe i pani Miller”. Niezasłużenie i bezzasadnie jest ustawiany w szeregu tych mniej znaczących dzieł reżysera. Oczywiście z dużą szkodą dla wielbicieli komedii tego sortu, a przede wszystkim dla miłośników kultury i ruchów kontestatorskich, którzy w tym filmie mogliby odnaleźć istotę praktyk kontrkulturowych amerykańskiej młodzieży sprzed 40 lat.

REKLAMA