search
REKLAMA
Recenzje

BRATY. Męstwo, braterstwo i deska

Filipowicz nie serwuje w swoich Bratach niczego świeżego i nowego.

Maja Budka

6 sierpnia 2022

REKLAMA

Kolejny polski film o chłopakach z szaroburych bloków. Tak samo czarno-biały i smętny jak reszta. Takie przeczucie budziły Braty Marcina Filipowicza. Czy tak wyszło? I tak, i nie. Nie jest to typowy film z kompleksem „post-Cześć, Tereska”, jednak wciąż solidnie osadzony na skostniałych, przebrzmiałych schematach.

Tytułowi bracia to Filip i Bartek. Pierwszy jest wycofanym skate’em, a drugi dresem, który rozbija się furą, nadstawia karku i sprawuje ojcowską opiekę nad młodszym. Bo ojca praktycznie w domu nie ma. Siedzi całymi dniami w pokoju, co według Klaudii, drugoplanowej bohaterki, jest świetnym rozwiązaniem, ale nie dla synów. Ci wiedzą, że ojciec wpadł w narkotykowy cug, nie potrafiąc się pozbierać po śmierci żony. Bracia bujają się razem po dzielni, grają w plejkę, w kosza i uczą się lojalności wobec siebie. Po śmierci matki nie został im już nikt inny. Podczas gdy Bartek próbuje jakoś po swojemu ogarnąć swoje życie, młodszy Filip tkwi w zawieszeniu i przybity rzeczywistością ucieka na skatepark ćwiczyć triki. Jak się jednak okaże, braterstwo w wyobrażeniu Bartka będzie miało nieco inne znaczenie, niż zakładał Filip.

Filip i Bartek mają fajną energię opartą na przeciwieństwach. Dzieli ich wiele, jednak wciąż tkwią razem w tym samym gównie. Niby mają przed sobą całe życie, ale nie mogą pójść naprzód. Najwięcej jednak daje od siebie ekranowy Bartek, czyli Sebastian Dela. Jest nie tylko najlepiej zagraną, ale też najbardziej wiarygodną postacią. Między braćmi stanęła jednak Klaudia, dziewczyna z osiedla. Spotyka się ze starszym, choć wyraźnie podoba się też młodszemu. Blondynka jest dresiarą palącą blanty i okazjonalnie jeżdżącą na desce. Miała być pomostem łączącym braci, przez co jednak straciła wiele ze swojej autonomiczności. Jakby miała być w połowie jednym, a w połowie drugim. Mało plastycznym zlepkiem Filipa i Bartka, będącym jednocześnie pierwszą kością niezgody wystawiającą braterską relację na próbę. Ostatecznie trudno jednak polubić któregokolwiek z bohaterów. To utrudnia wczucie się w historię.

Męski posępny świat

W Bratach dużo jest o stawaniu się mężczyzną, o radzeniu sobie z żałobą, o braterstwie, poświęceniu czy ojcostwie. To męski posępny świat ubrany w ciemne barwy jak każdy osiedlowy polski film. Marcin Filipowicz przyznał, że w młodości był skate’em, i widać, że nie jest mu obce to, co pokazuje w swoim filmie. Utożsamia się z tym światem i sposobem, w jaki go portretuje. Pod tym względem nie jest to Cześć, Tereska, w której na bohaterów, bardzo podobnych do tych z Bratów, patrzono z góry. Reżyser chciał tym filmem ożywić swoje wspomnienia i robi to w sposób intymny i z dużą wrażliwością, nie uciekając tym samym w estetyzację. Nie udało mu się jednak ostatecznie uciec od schematów, przewidywalnych motywów i tropów. Występ Synów nie nadał filmowi wystarczającej świeżości.

Filipowicz nie serwuje w swoich Bratach niczego świeżego i nowego. Fabularnie również nie ma do opowiedzenia niczego specjalnie ciekawego, czego byśmy już nie widzieli w polskim kinie. Wykorzystuje skostniałą, sztywną formę i stereotypowych bohaterów. Mimo to filmowi nie brakuje mocnych momentów. To jednak za mało, aby zbudować wiarygodną i angażującą historię, skoro fundamenty, na której jest postawiona, są chwiejne. Za dużo rzeczy ze sobą nie gra.

Maja Budka

Maja Budka

Oficjalna chuliganka Wong Kar Waia

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA