search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

BFG: Bardzo Fajny Gigant. Sierotka, giganci i pierdząca królowa #Cannes2016

Miłosz Drewniak

15 maja 2016

REKLAMA

Już w zwiastunie BFG: Bardzo Fajnego Giganta Steven Spielberg przyznał się, że chciał zrobić nowego E.T. czy A.I. Sztuczną inteligencję. Nie będzie jednak przesady w stwierdzeniu, że jeszcze nigdy nie odpłynął tak, jak w swoim najnowszym filmie. Mamy tu giganta (Mark Rylence), który porywa dziecko z londyńskiego sierocińca. Jego bracia (którzy wydają się gigantyczni nawet dla niego) zjadają takie sierotki na śniadanie, ale tytułowy gigant – jak sugerują nam polscy dystrybutorzy – jest bardzo fajny, dlatego zamiast dzieci je zmutowane ogórki. Wszystko to jest jeszcze Spielbergowskim standardem – aż do momentu, kiedy bohaterowie wpadają na pomysł, żeby złożyć wizytę angielskiej królowej w pałacu Buckingham i poprosić ją o pomoc w pozbyciu się krwiożerczych olbrzymów.

[quote]W tym filmie królowa pierdnęła. Naprawdę.[/quote]

Poza powyższym jechaniem po bandzie wszystko zostaje po staremu. Poczciwy Steven nakręcił film, w którym – jak to w baśni, więc bynajmniej nie jest to zarzut – dobro toczy walkę ze złem; ci dobrzy (czyli tytułowy gigant i dziecko) tworzą parę uroczych bohaterów, a ci źli, czyli reszta gigantów, to niesympatyczna horda oblechów.

bfg

Bardzo Fajny Gigant to wymarzony debiut aktorski dla dwunastoletniej Ruby Barnhill, wcielającej się w rolę sieroty o imieniu Sophie. Razem z Markiem Rylencem, dopieszczonym przez komputer, tworzą zgrany zespół; widać, że na planie udało im się zbudować autentyczną, ciepłą relację. Mocną stroną filmu Spielberga jest również – jakże by inaczej, z polskim operatorem u boku, Januszem Kamińskim – strona wizualna dzieła. Zdjęcia nadwornego operatora DreamWorks Pictures pozostają niedoścignione, natomiast giganci, wykreowani w filmie za dotknięciem czarodziejskiej myszki komputerowych grafików, robią świetne wrażenie.

Kapitalnie się to wszystko ogląda, ale koniec końców, gdy na sali zapalą światła, zadajesz sobie pytanie: o czym właściwie to wszystko było i dokąd zmierzało? Przez cały czas myślałeś, że do konkretnego brzegu, aż tu nagle wychodzi na to, że duży chłopiec (dziadek Steven) po prostu bawi się nową zabawką. W trakcie zabawy, znudzony, porzuca ją w cholerę. I świetnie. Dobrze dla niego. Jeśli chcesz sobie wypełnić dwie godziny życia świetnym filmem, o którym zapomnisz następnego ranka, obejrzyj BFG: Bardzo Fajnego Giganta. Ubawisz się, nacieszysz oczy świetnie zrealizowanymi zdjęciami, a potem nie będziesz pamiętał, jak właściwie brzmiał tytuł tego dziwacznego przedstawienia.

Niewykluczone jednak, że jestem po prostu za stary na nowy film Spielberga. Założę się, że sentyment jest w tym wypadku swoistym kluczem odbioru. Młodsi widzowie obejrzą w kinie BFG z wywieszonymi językami i film wcale nie wywietrzeje im z pamięci. Gdy sięgną po niego za kilkanaście lat, będą oglądać go z takim samym wzruszeniem, z jakim my oglądamy – dajmy na to – Króla lwa. To dlatego, że pamiętamy nie tylko film, ale również to, że byliśmy na nim ze swoimi rodzicami lub kolegami/koleżankami z klasy. Pamiętamy zapach pogrążonej w ciemnościach sali kinowej.

Ocena dla dorosłych: 6/10

Ocena dla dzieci, po wliczeniu czynnika sentymentu: 10/10

https://www.youtube.com/watch?v=GZ0Bey4YUGI

REKLAMA