search
REKLAMA
Recenzje

BESTIA. Idris Elba kontra „Duch i Mrok”

Jaka jest więc Bestia? Taka, jaką się wydaje już na etapie zwiastuna. Przewidywalna i sztampowa…

Jakub Piwoński

7 lutego 2023

REKLAMA

Idris Elba tu. Idris Elba tam. Nie da się ukryć, że brytyjski aktor jest w ostatnich latach rozchwytywany, to z pewnością jeden z najbardziej owocnych okresów jego kariery. Media już żeniły go z rolą nowego Bonda, ale on wolał zagrać w westernach, wejść w buty Willa Smitha w nowym Legionie samobójców, partnerować Tildzie Swinton w widowisku Trzy tysiące lat tęsknoty i… udać się na afrykańską Sawannę. Właśnie na kanwie tej ostatniej przygody powstał film o wielce wymownym tytule Bestia.

Pamiętacie nieco już zakurzony film z Valem Kilmerem i Michaelem Douglasem pt. Duch i Mrok? To jasny punkt na mojej mapie wspomnień kina lat 90., bardzo dobrze go wspominam. Film rozgrywał się w Afryce, opowiadał o myśliwych konfrontujących się z dwoma lwami, których ataki utrudniają budowę mostu. Punkt wyjścia fabuły Bestii jest podobny, ale ma znacznie bardziej familijny charakter. Na wycieczkę do Afryki wybiera się bowiem samotny ojciec z córkami. Bohater Idrisa Elby traktuje tę podróż jako sposób na odbudowanie więzi z dorastającymi latoroślami. Jest tylko jeden problem – okoliczności są dalece niepokojące. Dzicz jest bezwzględna i postanawia wchłonąć bohaterów w swoje odmęty.

Film jest produkcji amerykańskiej, ale za kamerą stanął islandzki twórca Baltasar Kormákur, który zasłynął filmem 101 Reykjawík. Sukces zwrócił uwagę decydentów z Hollywood, dzięki czemu Kormákur nakręcił później Kontrabandę, Agentów, Everest. Choć doświadczenia z kina sensacyjnego przydały się przy tworzeniu Bestii, bo w filmie jest kilka zapierających dech scen, w których lwy – wyjątkowo dobrze zaprojektowane pędzlem CGI – atakują człowieka, to jednak w widowisku położono wyraźny nacisk na sferę dramatyczną. Sytuacja potrzasku, w jakiej znalazł się bohater wraz ze swoimi dziećmi, stanowi sposobność do rewizji tragicznej przeszłości, w której całą rodziną grzęźnie myślami. Natura i jej dzika bezwzględność ponownie pomaga poukładać życiowe wartości na odpowiednie miejsca.

Nie bójmy się słów, jakby były lwami – mamy tu do czynienia z kinem wyjątkowo szablonowym. Bardzo łatwo jest się w tej przygodzie odnaleźć, w lot idzie zrozumieć jej zasady. Napięcie jest tu stopniowane tak, jak mistrzowie nakazali. W pierwszej scenie następuje trzęsienie ziemi, by w kolejnych scenach nastało delikatne rozprężenie, którego celem jest tylko uśpienie naszej czujności. Dalszy scenariusz już znacie. Akcja rozgrywa się jak Szczękach, czy może lepiej: w Parku Jurajskim, bo jeep, w którym skrywają się bohaterowie, budzi taką analogię. Jedyny szkopuł, jaki dostrzegam w Bestii, to… demonizowanie lwów, wmawianie nam, że są to zwierzęta, które potrafią zaatakować człowieka bez konkretnej przyczyny lub w imię zemsty.

Przyczyny ataków rekina w Szczękach też nie znaliśmy, a daliśmy się mu porwać. Generalnie rzecz należy traktować symbolicznie – jako kolejną lekcję pokory udzieloną człowiekowi przez siły natury. Okazuje się bowiem, że w oderwaniu od zdobyczy technologii, zdani na łaskę przyrody, jesteśmy bezbronni niczym dzieci. Ale nawet one mogą posiadać to, co nazywamy niezłomnością. Bestia opowiada zatem o próbie odnalezienia w sobie tej pierwotnej siły zakopanej pod bezpieczną warstwą rozleniwiającej nas kultury.

Wielu pewnie spojrzy na Bestię jak na powtórkę z rozrywki spod znaku animal attack i będą mieli rację. To film, który poza wyjątkowo realistycznie wyglądającymi lwami, nie daje kinematografii niczego, czego nie posiadała wcześniej. Ale w takich sytuacjach różnicę robią aktorzy. Szkoda, że pojawiającego się na drugim planie Sharlto Copley jest w kinie tak mało. Natomiast rozumiem, dlaczego Idrisa Elby jest ostatnio tak dużo. Nawet typowa, uszyta z wyświechtanych archetypów rola ma w jego wykonaniu nietuzinkowy rys. Sceny ataków lwów – owszem – pozostaną widowiskowe, ale ze mną chyba na dłużej zostanie ta, w której aktor spił się i zaczął wspominać bolesne przeżycia. Zadrżałem.

Jaka jest więc Bestia? Taka, jaką się wydaje już na etapie zwiastuna. Przewidywalna i sztampowa. Ale jest jednocześnie bardzo solidnie nakręcona, dobrze zagrana. Wbrew ekranowym niebezpieczeństwom, to wyjątkowo bezpieczne kino, prowadzące do jedynych, słusznych wniosków. Pierwszą bestią, jaką każdy z nas musi poskromić, jest ta w nas.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA