search
REKLAMA
Berlinale 2019

BERLINALE 2019: Light of My Life, reż. Casey Affleck

Tomasz Raczkowski

11 lutego 2019

REKLAMA

Niemal dokładnie w momencie, gdy Bradley Cooper zbiera brawa oraz laury za swoją pracę po obydwu stronach kamery w Narodzinach gwiazdywidzowie na festiwalu w Berlinie obejrzeć mogą inny film wyreżyserowany przez wcielającego się w główną rolę aktora. W cieniu narastającego napięcia przed galą Oscarów, której jedną z gwiazd – niezależnie od wyniku głosowania Akademii – będzie debiutujący jako reżyser aktor, na innym czerwonym dywanie w środku Europy pojawił się Casey Affleck, prezentujący na tegorocznej edycji Berlinale kolejny już wyreżyserowany przez siebie film. Młodszy z braci Afflecków zdaje się nie zabiegać o wielki rozgłos tego dzieła, jego premierze nie towarzyszą bowiem fanfary i werble – a jednak Light of My Life to popis niedawnego laureata Oscara i dowód na jego wszechstronne uzdolnienia w dziedzinie filmu.

Film rozpoczyna się długą, kameralną sceną, w której grany przez Afflecka ojciec opowiada ostrzyżonej „na chłopca” dziewczynce historię o przebiegłym lisie. Otwarcie to sugeruje emocjonalną opowieść o relacji dziecka i samotnego rodzica, przywodząc na myśl nuty, które brzmiały w pamiętnym Manchester by the Sea jak dotąd chyba szczytowym punkcie kariery aktorskiej Caseya. I choć złożona poniekąd w ten sposób obietnica intymnego i cichego dramatu zostaje w Light of My Life spełniona, film ten oferuje zdecydowanie więcej. Relacja dwójki głównych bohaterów osadzona jest bowiem w postpandemicznym świecie, w którym nieokreślona choroba zdziesiątkowała populację kobiet. W tej sytuacji młoda Rag i jej ojciec zmuszeni są do walki o przetrwanie na gruzach dawnego świata, a także do ukrycia przed zatawizowanymi resztkami społeczeństwa prawdziwej tożsamości dziewczynki. W efekcie Light of My Life jest intrygującym połączeniem kameralnej opowieści o rodzicielstwie, coming-of-age movie i postapokaliptycznego dramatu survivalowego. Mieszanka ta tylko z pozoru może wydawać się nietypowa – mamy w tym obrazie do czynienia z idealnym wręcz zgraniem wszystkich gatunkowych kontekstów wokół centralnej historii dwójki bohaterów.

Film Afflecka jest taki, jakie jego aktorstwo – wycofane, skupione i unikające gwałtowności. Reżysera w pierwszej kolejności interesuje relacja ojca i córki, wewnętrzne napięcie postaci, a dopiero potem historia przetrwania w świecie pozbawionym kobiet. Dlatego początkowo nie wiemy, co dzieje się wokół bohaterów, dlaczego mała Rag przebywa z ojcem w puszczy, gdzie podziała się matka i dlaczego mężczyzna jest tak nieufny wobec obcych. Wszystkiego dowiadujemy się stopniowo z aluzji i strzępów informacji, uzupełnianych retrospekcjami bohatera Afflecka. Choć zagrożenie jest nieustannie wyczuwalne, bardzo mało w Light of My Life znajdziemy spektakularnej akcji i dramatycznych kulminacji. Zamiast tego obserwujemy rozgrywające się w ramach interakcji mężczyzny i dziewczynki zmagania z trudami ojcostwa w ekstremalnych warunkach.

Film opiera się przede wszystkim na dyscyplinie i równowadze, zachowywanych pomiędzy poszczególnymi składnikami opowieści. Reżyser i zarazem główna gwiazda nie pozwala odpłynąć filmowi w stronę prostego sentymentalizmu, kontrastując warstwę intymnej zażyłości ojca i córki surową, zimną (dosłownie i w przenośni) scenerią, przez co nie da się zapomnieć o sytuacji, w której się oni znajdują. Stopniowo rozszerzając pole widzenia, Affleck lokuje dwójkę bohaterów w subiektywnej panoramie upadłego świata i dzięki zestawieniu tych dwóch płaszczyzn zachowuje balans pomiędzy dramaturgicznym napięciem i suspensem a autentycznością psychologiczną filmu. Oszczędność reżyserska Afflecka w połączeniu z utrzymanymi w szarej, stonowanej kolorystyce zdjęciami Daniela Harta generuje też momentalnie wciągający, niepokojący klimat filmu, tworzący grunt pod stopniowe odkrywanie drapieżności świata przedstawionego. W rezultacie Light of My Life prostymi środkami angażuje i porusza, oddając za pomocą oka kamery perspektywę osaczenia, jak również wiarygodnie wizualizując ideały rodzinnej miłości i dążenia do zapewnienia dziecku bezpieczeństwa.

Sam twórca sugeruje, że kontekst zagłady kobiet podkreśla spojrzenie rodzica na swoje dziecko – w filmie Rag jest faktycznie jedyna w swoim rodzaju, a naturalna troska jej ojca znajduje pokrycie w motywie ochrony dziewczynki przed męskim zagrożeniem. Można dostrzec więc w Light of My Life metaforę realnych rozterek rodziców, zmuszonych zrównoważyć elementy wychowania i relacji z dzieckiem. W historii przedstawionej przez Afflecka problematyczne jest przede wszystkim pogodzenie rodzicielskiej miłości oraz konieczności ochrony córki za wszelką cenę (i w konsekwencji tłumienie jej dziewczęcości). Ten surowy, ukierunkowany na określone znaczenie film okazuje się zatem dosyć uniwersalny. Affleck, prywatnie również ojciec, doskonale odnajduje się w roli, dając odczuć, że stworzył Light of My Life wokół siebie i swojej własnej wrażliwości. Co istotne, tak zakreślone ramy wypełnia znakomita ekranowa chemia między główną gwiazdą a debiutującą Anne Pniowsky, u boku laureata Oscara ujawniającą talent, który może otworzyć jej wkrótce drogę do czołówki młodocianych aktorów. Zgranie obsady dopełnia wysiłku całej ekipy na rzecz tchnięcia w film prawdziwości i życia.

Na tym doskonałym obrazie filmu Afflecka jest jednak kilka drobnych rys. Fabuła Light of My Life oraz jej rozwój budzą szereg skojarzeń z innymi filmami poruszającymi się w podobnych realiach, przede wszystkim z Drogą Johna Hillcoata oraz Ludzkimi dziećmi Alfonso Cuaróna. Rzeczywiście, historia stworzona przez Afflecka zdaje się w dużej mierze recyklingowaniem zaczerpniętych z wielu istniejących dzieł motywów. Odbija się to zwłaszcza na dalszej części filmu, w której towarzyszyć nam może wrażenie, że rozwój historii jest w zasadzie tylko koniecznością, osadzaniem wyczuwalnych dość szybko puent. Trudno jednak mieć do Afflecka pretensje, że jego scenariusz rzetelnie komponuje fabułę wokół istotnych tropów i sprawnie prowadzi ją w kierunku inteligentnie rozwiązanej kulminacji. Nawet jeśli część rozwiązań narracyjnych wydaje się niezbyt lotna, a sama historia nie poraża oryginalnością, to sposób, w jaki Affleck buduje napięcie i przy użyciu minimalnych środków utrzymuje skupienie widza na kluczowych elementach filmu, rekompensuje owe niedociągnięcia.

Większą niedoskonałość dostrzegam w pewnym zaniedbaniu pogłębienia charakterystyki postaci Rag, co wiąże się poniekąd z uprzywilejowaniem perspektywy jednego bohatera, ojca. Znakomicie zagrana przez Anne Pniowsky dziewczynka przechodzi co prawda w filmie konsekwentną drogę w stronę dorosłości i samodzielności, jednak odnoszę wrażenie, że w skoncentrowanej na postaci ojca i jego rozterkach narracji nie miały okazji wybrzmieć w pełni niuanse związane z jej bohaterką. Przede wszystkim chodzi o jej niepewną tożsamość – jest w końcu od maleńkości przystosowywana do udawania chłopca i ma bardzo ograniczony kontakt z modelem kobiecości – i specyficzną optykę osoby dorastającej w zniszczonym już świecie. To, w większym stopniu niż pewna wtórność samej historii, stanowi wadę Light of My Light, odbierając mu nieco głębi, która mogłaby uczynić film jeszcze lepszym i bardziej złożonym charakterologicznie.

Te skazy można jednak uznać za detale, które w ogólnym rozrachunku nie szkodzą filmowi. Light of My Life to znakomite kino, wykreowane za pomocą minimalistycznych środków i żelaznej dyscypliny zarówno aktorskiej, jak i reżyserskiej. Affleckowi udała się niełatwa sztuka stworzenia filmu od początku do końca atrakcyjnego, w przejrzysty sposób prezentującego złożoną problematykę, jak i osobistego, przesyconego autentycznymi emocjami. Light of My Life łączy szorstki urok amerykańskiego kina niezależnego z pewnym potencjałem docierania do szerszego grona odbiorców, w czym poniekąd Affleck niejako na własny rachunek powtarza sukces artystyczny Manchester by the Sea Kennetha Lonergana. Czy powtórzy też i sukces komercyjno-prestiżowy? Trudno powiedzieć. Ale tak naprawdę wobec świetnej filmowej roboty, jaką wykonała cała ekipa Light of My Life, nie ma to dla mnie większego znaczenia.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA