BECKETT. Bo podróżować jest niebezpiecznie
John David Washington jest ostatnio zapracowany tak, jak jego ojciec bywał w najlepszych okresach swojej kariery. I choć Denzel wciąż pozostaje aktorem znacznie bardziej spełnionym i cenionym, jego syn dość śmiało poczyna sobie w filmowym świecie. Beckett to najnowsza produkcja Netfliksa z jego udziałem i zdecydowanie nie jest to biopic irlandzkiego dramaturga i noblisty, jak mógłby sugerować tytuł. Wyreżyserowany przez mało znanego włoskiego filmowca Ferdinando Cito Filomarino to surowa formalnie mieszanka thrillera politycznego i kryminału.
Washington wciela się tu w amerykańskiego turystę o nobliwym nazwisku, który na skutek splotu tragicznych wydarzeń musi walczyć o życie na greckiej prowincji. Rzucony w wir kryminalno-politycznej intrygi, Beckett musi rozwinąć w sobie pierwotne instynkty, które pozwolą mu przetrwać. Ze względu na specyfikę tej historii zdradzenie kolejnych detali byłoby w praktyce zepsuciem całego seansu, dlatego to zdawkowe streszczenie fabuły musi wystarczyć. Beckett to de facto relacja z blisko półtoragodzinnej (cały metraż to niecałe 120 minut) ucieczki tytułowego bohatera przed wyrokiem, który z jakiegoś powodu wydano na niego w najmniej oczekiwanym momencie. Filomarino kręci swój drugi pełnometrażowy film z bardzo chłodną manierą – Grecja w jego wydaniu bliższa jest ponurym kadrom z medytacyjnych dzieł Theo Angelopoulosa niż wizerunkom znanym z turystycznych folderów. I choć nie jest to jakieś szalenie innowacyjne podejście, ta wyprana z barw perspektywa jest jednym z elementów, dzięki którym Beckett intryguje.
Drugim takim „pierwiastkiem zaintrygowania” jest nieoczywisty charakter przedstawionej na ekranie intrygi. Samotny czarnoskóry Amerykanin na z reguły niespecjalnie anglojęzycznej greckiej prowincji to przypadek dość szczególny – zwłaszcza gdy znajdzie się w niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu. Jego szaleńcza próba ucieczki i przetrwania teoretycznie z góry skazana jest na porażkę: w każdym tłumie natychmiast się wyróżnia – nie tylko kolorem skóry, ale i ogólnym, mocno zaniedbanym wizerunkiem – zaś stan psychofizyczny Becketta nieszczególnie zwiększa jego szanse na przeżycie. O samym bohaterze nie wiemy także zbyt wiele – a właściwie nie wiemy nic. Nieznana nam jest jego profesja, wiek czy tło psychologiczne – wiemy, że do Grecji wybrał się na wczasy i że wycieczka na prowincję była nieplanowana. To jednak za mało, by móc identyfikować się Beckettem jako pełnoprawnym bohaterem – to ledwie zarys postaci, pozbawiony głębszej charakterystyki. Jawna niesprawiedliwość, jaka go spotyka, pozwala co prawda jednoznacznie opowiedzieć się po jego stronie, ale już identyfikować się z nim – niekoniecznie.
To wszystko sprawia, że Becketta ogląda się „na zimno” – to produkcja bardziej wykalkulowana niż natchniona, a mimo stylistycznych i narracyjnych wyróżników film Filomarino wpisuje się w coraz bogatszy kanon netfliksowego kina środka. Dzięki osadzeniu akcji w mało ogranej lokalizacji i dość konsekwentnemu utrzymywaniu części historii w tajemnicy Beckett na podstawowym poziomie broni się jako historia kryminalna, ale nie trzyma w napięciu tak, jak moglibyśmy tego oczekiwać. Filomarino debiutuje na międzynarodowej scenie z dużymi ambicjami, jednak osiąga sukces tylko połowicznie – Beckett wstydu mu nie przynosi, ale amunicji starcza tej historii na zaledwie połowę metrażu. Mimo atmosfery rodem z kina kontestacyjnego lat 70. najnowsza produkcja Netfliksa popełnia niemal wszystkie grzechy komercyjnego kina gatunkowego, z nierównym tempem akcji i dziurami fabularnymi na czele. Wciąż jednak zawiera w sobie wystarczająco dużo autorskiego sznytu i oryginalności, by zwrócić uwagę netfliksowej widowni – nawet jeśli akurat ten wpis w CV pewnie nieszczególnie popchnie karierę Johna Davida Washingtona do przodu.