BARDZO DŁUGIE ZARĘCZYNY (2004)
To nie jest mdły melodramat. To nie jest też typowy film wojenny. To nie jest również kolejna uśmiechnięta, słodka do znudzenia rola Audrey Tautou. Nie ma tu też patosu, ani nachalnego wyciskania łez z oczu widzów. Jest za to wiele krwi, pokazane wprost okrucieństwo wojny (żołnierzy rozerwanych przez bomby nie brakuje), przejmująca historia, zarówno miłosna (wzruszające, liczne retrospekcje) jak i niemal kryminalna, gdy Matylda (Tautou) próbuje odnaleźć odpowiedź na pytanie, czy jej ukochany, skazany na karę śmierci za samookaleczenie, zginął gdzieś między okopami Francuzów i Niemców na tak zwanej ziemi niczyjej, czy też cudem ocalał.
Film Bardzo długie zaręczyny, stając w opozycji do romantycznie brzmiącego tytułu, oferuje spektakularne, widowiskowe kino, chwytające raz za gardło, raz za serce – jednak w żadnym wypadku nie jest to ckliwe romansidło, co mylnie mogą sugerować plakaty!
Jean-Pierre Jeunet, twórca genialnych w formie Delicatessen, Miasta zaginionych dzieci, Amelii i Obcego: Przebudzenie, tym razem zabrał widzów w czasy I wojny światowej. Jednak wojna Jeuneta, jak łatwo się domyślić, nie jest typowa; miesza się tu groteska z powagą, a specyficzny humor kontrastuje z porażająco realistycznymi scenami pola bitwy. Charakterystyczne dla Jeuneta zbliżenia na twarze uzupełniane są chwilami dynamicznym montażem i niesamowitymi ujęciami w sekwencjach batalistycznych. Bardzo długie zaręczyny to film niezwykle elegancki w formie i szczegółowo rozbudowany w warstwie samej opowieści. Konstrukcja scenariusza wraz z biegiem wydarzeń coraz mocniej przypomina klasyczny Rashomon Akiry Kurosawy, dzięki czemu co chwila pewne fakty ulegają zmianie (zależnie od tego, z czyjego punktu widzenia przedstawiane są wydarzenia), nie pozwalając widzowi na choćby chwilę nudy, co w filmie trwającym niemalże 140 minut stanowi nie lada wyczyn. U Jeuneta bowiem, zamiast oszczędnej, ascetycznej wręcz formy znanej z filmu Kurosawy, mamy niespotykany rozmach, efekty dźwiękowe wgniatające w fotel i niezwykłe efekty specjalne, które w połączeniu z niezwykłą wyobraźnią reżysera przynoszą sceny tak niesamowite, jak rzut granatem w stronę samolotu “Albatros” czy eksplozja sterowca zawieszonego pod szpitalnym dachem, że nie wspomnę już o przepięknych zdjęciach w scenach na latarni morskiej; zresztą operatorska robota, jaką wykonał przy Bardzo długich zaręczynach Bruno Delbonnel – pracował z Jeunetem już przy równie pięknie sfotografowanej Amelii – zasługuje na ogromne uznanie!.
Najbardziej jednak do stylu reżysera nawiązuje cały wątek pewnej morderczyni ‘wysokich rangą oficerów’ – tu najbardziej Jeunet daje upust swojej pokręconej wyobraźni. Znajdziemy też w Bardzo długich zaręczynach kilka ujęć zapożyczonych wprost z kina Davida Finchera: np. kamera wnikająca w bombę i ukazująca moment zapłonu (!). Co w dzisiejszym kinie zdarza się już dość rzadko, reżyser nie zachłysnął się możliwościami technicznymi jakie miał do dyspozycji i w perfekcyjny sposób połączył formę z treścią. Bowiem w wojennej zawierusze Jeunet nawet na chwilę nie zapomina o ludziach, o swoich bohaterach, z którymi widz zżywa się z minuty na minutę coraz bardziej, a wszystko przy akompaniamencie wzruszającej, podniosłej i pięknej muzyki nadwornego kompozytora Davida Lyncha, słynnego Angelo Badalamentiego. Bohaterowie Jeuneta to jak zawsze indywidualności, nieco chwilami zakręcane oryginały; Audrey Tautou i jej bohaterka Matylda to wciąż marzycielka i krucha istotka znana z Amelii, z której emanuje optymizm i pozytywne myślenie, ale w nowym filmie Jeuneta gra już w nieco poważniejszym tonie, unikając popadania w cukierkowatość, dzięki czemu zrywa w pewnym stopniu z utartym ekranowym wizerunkiem. Na drugim planie znajdziemy kilka twarzy znanych z poprzednich filmów twórcy Bardzo długich zaręczyn; przede wszystkim nie mogło zabraknąć Dominique’a Pinona, który grał główną rolę w kultowym Delicatessen, a także mniejsze role w Obcym: Przebudzeniu, Amelii czy Mieście zaginionych dzieci; w Bardzo długich zaręczynach wciela się w rolę ojca Matyldy i jak zwykle jego postać zapada w pamięć, tak po prostu.
Jest też Jean-Claude Dreyfus, pamiętny rzeźnik z Delicatessen, a wśród ról trzecioplanowych dostrzec możemy Tchéky Karyo (Dobermann, Nikita, Patriota) który u Jeuneta zagrał już w Amelii, choć była to jedynie rola człowieka ze zdjęcia w albumie Nino. Jako że Bardzo długie zaręczyny to koprodukcja francusko-amerykańska, w tym znakomitym filmie obsadzono też jedną z największych hollywoodzkich aktorek. Jest to jedynie rola epizodyczna, ale nie da się jej nie zauważyć, gdyż ma dość duży wpływ na przebieg fabuły. Bardzo miłą niespodzianką było w – notabene francuskim – filmie ze stricte francuską obsadą, nagle zauważyć tę właśnie amerykańską, bardzo znaną aktorkę! Obsada spisała się na medal, a połączenie unikalnego humoru Jeuneta z dopracowaną stroną wizualno-dźwiękową (niektóre sceny batalistyczne biją na głowę widowiskowość Szeregowca Ryana), pozwoliło na stworzenie niezwykłego filmu wojennego z niekiczowatą historią miłosną w tle, czy też – jak można bez obaw stwierdzić – oryginalnego love-story na tle wojennej zawieruchy. Coś ma w sobie ten francuski reżyser, że jego filmy zawsze są nietuzinkowe, posiadają pewien określony styl, pewną niepodrabialną kompozycję czy humor niemożliwy do pomylenia z jakimkolwiek innym. W jego Bardzo długich zaręczynach wszystkie te cechy, połączone w spójną całość, dostarczają wzruszeń i emocji w specyficzny, Jeunetowski sposób, a jedyne, co w tym filmie kuleje, to bohaterka grana przez Audrey Tautou… dosłownie.
Tekst z archiwum film.org.pl.