BALLADA O BUSTERZE SCRUGGSIE, czyli bracia Coen w wyśmienitej formie!
Bracia Coen mają z westernem więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. W 2007 roku przenieśli schematy i reguły rządzące tym gatunkiem do czasów współczesnych, ekranizując To nie jest kraj dla starych ludzi Cormaca McCarthy’ego. Efekt był więcej niż zadowalający – Joel i Ethan otrzymali Oscara za najlepszy film, najlepszą reżyserię oraz najlepszy scenariusz adaptowany. Do konwencji westernu powrócili trzy lata później, kręcąc remake Prawdziwego męstwa – klasyka z Johnem Wayne’em i Kim Darby w rolach głównych. Na kolejne, na razie ostatnie, spotkanie braci Coen z tym gatunkiem musieliśmy czekać od tego czasu aż osiem lat. Ballada o Busterze Scruggsie swoją premierę miała niecałe trzy miesiące temu na festiwalu filmowym w Wenecji, gdzie wzięła udział w konkursie głównym oraz została wyróżniona nagrodą za najlepszy scenariusz. Od zeszłego piątku najnowszy obraz Coenów może obejrzeć każda osoba na świecie, która posiada dostęp do Netfliksa.
Ballada o Busterze Scruggsie jest filmem nowelowym. Podzielona została na sześć historii, które pozornie łączy ze sobą jedynie sceneria Dzikiego Zachodu. Dostajemy więc opowieść o śpiewającym kowboju, który wszędzie, gdzie tylko się pojawia, zwiastuje śmierć; o wiecznie wpadającym z deszczu pod rynnę niedoszłym rabusiu; o pozbawionym kończyn chłopcu i jego właścicielu; o zdeterminowanym poszukiwaczu złota; o kobiecie podróżującej karawaną wraz z bratem-nieudacznikiem czy wreszcie o dyliżansie, w którym atmosfera z minuty na minutę robi się coraz gęstsza, a woźnica pod żadnym pozorem nie może się zatrzymać.
Czy wszystkie nowele są tak samo dobre? Oczywiście, że nie. Niemniej żadna z nich nie schodzi poniżej wciąż wysokiego, naprawdę przyzwoitego poziomu. Żadna z opowieści nie jest, kolokwialnie mówiąc, słaba. Na mnie największe wrażenie zrobiły dwie pierwsze historie: tytułowa The Ballad of Buster Scruggs oraz Near Algodones. Pełne absurdu, ironii oraz czarnego humoru, czyli tych elementów, które zawsze ceniłem sobie w kinie braci Coen najbardziej. Obejrzałem te dwie nowelki od czasu piątkowej premiery na Netfliksie już po kilka razy i za każdym bawiłem się świetnie. Potem jest już niestety nieco gorzej. Zarówno w Meal Ticket, jak i w All Gold Canyon brakuje przewrotności dwóch poprzednich nowel. Są one zdecydowanie bardziej stonowane i statyczne, a ich puenty raczej przewidywalne. Całe szczęście, okazuje się, że była to jedynie chwilowa zadyszka, a nie zakończony dyskwalifikacją falstart. Film odżywa wraz z ostatnimi dwiema opowieściami. Najdłuższą, trwającą ponad pół godziny The Gal Who Got Rattled oraz niesamowicie intensywną The Mortal Remains, której cała akcja rozgrywa się we wnętrzu pędzącego dyliżansu.
Punktem wspólnym wszystkich nowel poza wspomnianą scenerią Dzikiego Zachodu jest również znakomite aktorstwo. Na szczególne wyróżnienie zasługuje w tym miejscu Tim Blake Nelson, który wykreował na potrzeby filmu Coenów tytułową postać Bustera Scruggsa (znanego również jako Słowik z San Saby, „to chuchro z Reata Pass” albo „ten głupek z zachodniego Teksasu”) – legendarnego rewolwerowca niosącego z uśmiechem oraz wesołą piosenką na ustach śmierć pokerowym oszustom i innym wyjętym spod prawa szumowinom. Świetnie w swoich rolach odnaleźli się również James Franco jako rabuś, który ze stoickim spokojem przyjmuje kolejne wyroki śmierci; ucharakteryzowany nie do poznania Tom Waits jako podstarzały, acz pełen energii i determinacji poszukiwacz złota; Zoe Kazan jako błąkająca się wraz z karawaną nieśmiała panna na wydaniu oraz Jonjo O’Neill i Brendan Gleeson jako upiorny „duet, tandem, zespół” łowców nagród (lub, jak sami siebie nazywają, „żniwiarzy dusz”) podróżujących dyliżansem.
Coenowie zgrabnie lawirują pomiędzy kolejnymi historiami. Szkieletem fabularnym uczynili powracający motyw książki, w której rzekomo spisane są filmowe opowieści. Przed rozpoczęciem każdej noweli widz ma okazję obejrzeć kolorowy obrazek przedstawiający ułamek historii, której za parę chwil stanie się świadkiem. W bardzo interesujący sposób bracia Coen nawiązują kolejnymi opowieściami do poprzednich. Dla przykładu: w Meal Ticket bohater grany przez Liama Nessona ogląda z niedowierzaniem występ kurczaka potrafiącego rozwiązywać całkiem skomplikowane zadania matematyczne. W następnej noweli, zatytułowanej All Gold Canyon, poszukiwacz złota wspina się na szczyt drzewa, aby ukraść jajka z orlego gniazda. Kiedy zadowolony pakuje swoją zdobycz do worka, zauważa na sąsiedniej gałęzi pilnie przyglądającą się jego poczynaniom sowę. Zawstydzony zaczyna odkładać jajka z powrotem. Zostawia jednak w torbie jedno i kwituje całą sytuację pytaniem retorycznym: „How high can a bird count anyway?”.
Niezmiernie cieszy mnie fakt, iż filmów wykorzystujących konwencję westernu i twórczo się nią bawiących powstaje coraz więcej. Podczas tegorocznej edycji American Film Festival byłem świadkiem aż dwóch przykładów tego fenomenu: Damulki Nathana i Davida Zellnerów oraz Braci Sisters Jacques’a Audiarda. Do tego zaszczytnego grona z nieskrywaną przyjemnością mogę zaliczyć również Balladę o Busterze Scrugssie. Zdecydowanie jeden z najlepszych, najzabawniejszych filmów braci Coen, do którego jeszcze wielokrotnie powrócę.
https://www.youtube.com/watch?v=YES0lLXIIz4