AVRIL I MARS. Muzyka wszechświata, czyli science fiction od brata Denisa Villeneuve’a
Każdy kinoman wie, że dzięki filmom Nowy początek i Blade Runner 2049 Denis Villeneuve prawie w pojedynkę wskrzesił dla kina pierwszoligową fantastykę naukową z filozoficznym zacięciem. Ale zapewne nie każdy zdaje sobie sprawę, że wcześniej próbował zrobić to jego młodszy brat Martin.
Akcja toczy się w Montrealu w bliżej nieokreślonej przyszłości. Jacob Obus to charyzmatyczny, tajemniczy muzyk uwielbiany przez publiczność i pożądany przez kobiety mimo swego sędziwego wieku. Jacob gra mieszaninę jazzu, ambientu i muzyki elektronicznej na niepowtarzalnych instrumentach dętych: każdy z nich jest wzorowany na kształcie kobiecego ciała i generuje nieznane wcześniej dźwięki, które zdają się spowalniać czas. Projektowaniem i konstrukcją unikatowych dęciaków zajmują się przyjaciele Jacoba, młody rysownik Arthur Spaak i jego ojciec, kontrowersyjny kosmolog i inżynier Eugène. W życiu Jacoba i Arthura pojawia się nagle piękna fotografka Avril, która z wzajemnością zakochuje się w obydwu mężczyznach. Tymczasem ludzkość przygotowuje się do pierwszego załogowego lotu na Marsa mimo ostrzeżeń Eugène’a, że czerwona planeta jest tylko wytworem zbiorowej wyobraźni.
Praca nad Avril i Mars trwała aż siedem lat. Najpierw była powieść graficzna Martina Villeneuve’a, którą w 2005 roku chciał zekranizować Robert Lepage. Kiedy jednak jego firma producencka zbankrutowała, projekt przeszedł w ręce Villeneuve’a, któremu udało się zebrać ponad 2 miliony dolarów i pozyskać do współpracy Françoisa Schuitena – belgijskiego komiksiarza i autora serii Mroczne miasta. Z powodu ograniczonego budżetu przedprodukcja filmu trwała blisko rok – w tym czasie ekipa przygotowała scenopis, szkice scenografii i projekty efektów specjalnych. Powstało około 1200 scenorysów zmontowanych w całość odwzorowującą poszczególne sekwencje filmu, kompozycję kadrów i ruchy kamery. Dzięki drobiazgowym przygotowaniom Avril i Mars nakręcono w zaledwie 25 dni w 2009 roku, niemal wyłącznie na zielonym tle i za pomocą cyfrowej kamery RED. Postprodukcja zajęła kolejne trzy lata.
Benedyktyńska praca opłaciła się – powstał kompletny świat z wyjątkową architekturą, muzyką i modą, czerpiący z retrofuturyzmu, steampunka, Piątego elementu Luca Bessona, Immortal – kobiety pułapki Enkiego Bilala i Mr. Nobody Jaco Van Dormaela (przy którym również pracował Schuiten). Nowoczesne wynalazki w rodzaju hologramów i teleportu współistnieją tu z artefaktami z poprzedniej epoki: analogowym aparatem fotograficznym, telefonem widełkowym z tarczą numeryczną oraz winylową płytą obracającą się na talerzu gramofonu. Istotnym elementem jest również muzyka Benoîta Charesta zainspirowana Harmonices Mundi – XVII-wieczną teorią kosmologiczną Johannesa Keplera, który postulował, że harmonia wszechświata jest związana z ruchem ciał niebieskich. „Muzyka jest językiem wszechświata” – rapował przed laty Fisz i jego słowa mogłyby stanowić swoiste credo Avril i Mars.
Fabuła filmu Villeneuve’a rozgrywa się na przecięciu realizmu magicznego, fantastyki naukowej i symbolizmu, gdzie podbój Marsa rymuje się z pierwszym doświadczeniem miłosnym (w obydwu przypadkach chodzi wszak o odkrywanie nowych światów). Przyszłość ukazana w obrazie Kanadyjczyka jest utopijna: to uniwersum niedotknięte wojnami, za to pełne empatycznych osobników wrażliwych na prawdę, dobro i piękno. Jest to zatem współczesna bajka – na swój sposób urocza i wciągająca, lecz zarazem nieco mętna i niespójna. Jednak mimo pewnych nieścisłości produkcja z generalnie zidiociałego sortu science fiction pozbawiona pościgów, wybuchów i przemocy to już wartość sama w sobie. Zastanawiający to film, dziwny, osobny. Mógłby być ekranizacją jednego z utworów Ursuli K. Le Guin, np. Wracać wciąż do domu o plemieniu Kesh, rozmiłowanych w muzyce i poezji ludziach przyszłości.