ARTUR RATUJE GWIAZDKĘ. Historia o międzyludzkich relacjach

Nowy film ze studia Sony Pictures Animation na pierwszy rzut oka może wydawać się kolejną świąteczną sztampą. Mamy prostacki tytuł, który w polskiej wersji mówi o filmie już wszystko, są elfy, nieporadny protagonista i oczywiście sam Święty Mikołaj. Jednak niech to was nie zmyli – jeśli zdecydujecie się wybrać do kina, to traficie na jedną z najbardziej przemyślanych i pomysłowych adaptacji klasycznej historii.
Ciężarówka Coca Coli ruszyła w podróż poprzez ekrany telewizorów, a z witryn sklepowych łypią na nas już od jakiegoś czasu przywdziewający szkarłat starsi mężczyźni o rubensowskich kształtach. Przemysł filmowy również nie odcina się od przedświątecznej gorączki i jak co roku zaczyna wypluwać mniej lub bardziej udane bożonarodzeniowe twory. Ciężko jednak zrobić naprawdę dobry film związany ze Świętami. Przeważająca większość robionych taśmowo produktów zamyka się głęboko w schematach romantycznych historii o poszukiwaniu miłości w czasie świątecznej wrzawy – dla dorosłych, czy opowieści o Mikołaju, elfach i związanej z tym mitologii – dla dzieci, nie starając się w żaden sposób dodać czegoś od siebie. Na szczęście na każdą setkę zapomnianych „produktów” świątecznych przypadają tak świetne historie, jak np. Gremliny, Szklana Pułapka, To właśnie miłość czy Zły Mikołaj, które mimo iż uciekają daleko przed świąteczną konwencją, to od lat są najpopularniejszymi filmami oglądanymi pod koniec grudnia. W tym roku istnieje realna szansa, że dołączy do nich kolejny tytuł.
Nowy film ze studia Sony Pictures Animation na pierwszy rzut oka może wydawać się kolejną świąteczną sztampą. Mamy prostacki tytuł, który w polskiej wersji mówi o filmie już wszystko, są elfy, nieporadny protagonista i oczywiście sam Święty Mikołaj. Jednak niech to was nie zmyli – jeśli zdecydujecie się wybrać do kina, to traficie na jedną z najbardziej przemyślanych i pomysłowych adaptacji klasycznej historii.
We wstępie filmu poznajemy wiekowy ród Claus. Mikołaj nie jest tu już nieśmiertelnym bytem. Posada jest przejmowana przez kolejnych potomków, a stanowisko i sposób wykonywania zawodu ewoluują na przestrzeni lat. Dlatego właśnie poznajemy bohaterów filmu w momencie, gdy Mikołaj dokonuje swojego corocznego obowiązku – co w wersji Sary Smith wiąże się z niezwykle rozbudowaną sceną akcji, przypominającą skrzyżowanie Mission: Impossible z filmami Johna Woo, w której biorą udział tysiące elfów dostarczające prezenty. Całą akcją dowodzi Steve – syn starzejącego się Mikołaja, który ma wyraźne zacięcie militarne. Nasz protagonista – Artur, typowy fajtłapa o złotym sercu, kolejne dziecko Mikołaja, zajmuje się w tym czasie odpisywaniem na listy. Akcja kończy się sukcesem, wszystkie prezenty są dostarczone na czas i rodzina Claus może zacząć przygotowywać się już do kolejnych świąt… jednak czy na pewno każde dziecko dostało to, na co zasłużyło? Leżący samotnie rower, który spadł z taśmy produkcyjnej, wskazuje na coś innego…
Właśnie ten moment jest punktem zapalnym filmu i rozpoczyna całkowitą jazdę bez trzymanki, która zakończy się dopiero w małym, brytyjskim miasteczku. Sarah Smith proponuje nam całkiem nowe spojrzenie na życie i pracę Świętego Mikołaja. To nie jest historia o ratowaniu świąt. To historia o trudnych związkach panujących w rodzinie, o brzemieniu dziedzictwa i o tym, jak ważna jest każda jednostka. To historia o przemianach. Niezwykłe, jak mroczna i gorzka momentami jest ta opowieść. Święty Mikołaj jest tutaj zagubioną postacią, zamkniętą w klatce własnej legendy i wykazującą wyraźne oznaki demencji. Steve to arogant, dla którego ważna jest tylko posada, przez co zaczyna wypaczać swoje własne marzenia. Nawet Pradziadek Mikołaj, relikt dawnej epoki, mimo swojego zabawnego usposobienia, potrafi działać samolubnie. I tylko Artur, uosobienie poczciwości, stara się całkowicie pro bono wykonać zadanie, które należy tak naprawdę do wspomnianych wcześniej bohaterów. Dlatego też jeszcze mocniej potrafimy się z nim identyfikować i trzymać kciuki za jego misję. Każdy z nas był dzieckiem i podświadomie rozumie sytuację, w jakiej znalazła się dziewczynka, która w świąteczny poranek nie zobaczy nic pod choinką. Film poprzez bohaterów gra bardzo umiejętnie na emocjach, co jest największym plusem całej opowieści. Czy nie na emocjach właśnie powinny się opierać Święta, tak umiejętnie przeżuwane współcześnie przez konsumpcjonizm? Mimo dosyć ciężkiego tematu, jak na taki typ kina, sam film ma jednak ogromną ilość humoru tak sytuacyjnego, jak i subtelnego słownego – szczególnie ciekawe jest wspomnienie o wypełnieniu świątecznego zadania, gdy miało się pod ręką tylko kilka reniferów i pijanego elfa – co samo w sobie jest już tematem na dodatkowy film.
Podobne wpisy
Fabuła na pewno będzie bawić dorosłych, którzy przyprowadzą na seans dzieci. Same pociechy, które do sedna filmu dotrą pewnie dopiero, gdy kiedyś przedstawią historię Artura własnym potomkom, dostaną dodatkowo 1,5 godziny nieustannej akcji. Skala projektu i wykonanie są momentami fenomenalne. Artur podróżuje po całym świecie, odwiedzając takie miejsca, jak Kanada, Afryka czy Kuba (znalazło się nawet miejsce na ciekawą wzmiankę o Polsce), a wyścig z czasem ma momentami iście emmerichowską czy bayowską skalę (zresztą mamy w filmie widoczne nawiązanie do Dnia Niepodległości). Wiekowe sanie Mikołaja zostają zdemolowane, zwierzęta w Afryce latają, mamy przeprawę łódką przez Atlantyk i niestety przynajmniej jeden dmuchany Mikołaj traci życie. Jest niezwykle szybko, co niestety chwilami daje się we znaki oczom na seansach w 3D. Ta nadużywana obecnie technologia świetnie sprawdza się w animacjach i właśnie tutaj, z takim natężeniem akcji i scen powietrznych robi duże wrażenie. Wszystko jest dynamiczne i po prostu miłe dla oka.
Szczerze polecam zobaczyć przygodę Artura. Sony Pictures Animation już drugi raz, po fenomenalnych Klopsikach i innych zjawiskach pogodowych, zaskakuje poziomem swojej produkcji. Rodzice, bierzcie do kin swoje pociechy, niech wiedzą, że Boże Narodzenie to nie tylko prezenty, a dzieci niech tłumnie zabierają do kin swoich rodziców – niech ci zrozumieją, jak ważne są międzyludzkie relacje. Może taki niepozorny film pomoże rozwiązać całkiem przypadkiem kilka osobistych konfliktów. Kto wie… Ho ho ho!
Tekst z archiwum film.org.pl (07.12.2011).