search
REKLAMA
Recenzje

ANTRACYT, czyli kryminalne science fiction. Internet, wstydliwe tajemnice, zabójcy i ich ofiary [RECENZJA]

Wydawać by się mogło, że to kolejny serial kryminalny o maniakalnym zabójcy.

Odys Korczyński

14 kwietnia 2024

REKLAMA

Wydawać by się mogło, że to kolejny serial kryminalny o maniakalnym zabójcy, ale wyobraźnia francuskich twórców poszła o wiele dalej. Antracyt jest z jednej strony klasycznie rozwijającym się thrillerem kryminalnym, a z drugiej nowocześnie przedstawioną historią, w której technologia miesza się z legendami i nadprzyrodzonymi zjawiskami. A to wszystko zakropione jest walką z gotową na wszystko korporacją, która prowadzi zakazane eksperymenty. Gdzie są granice nauki, poza którymi rozpościera się niebezpieczny świat ludzkich urojeń, a może jak najbardziej prawdziwych faktów, tyle że pochodzących z ezoterycznego świata? Netflixowi trafił się ciekawy materiał – zbrodnia, eksperymenty ze świadomością i prozaiczna walka o codzienny byt w małym, górniczym miasteczku. Wszystko to stworzyło ciekawy klimat w serialu, którego nie da się podrobić, a zaraz wytłumaczę dlaczego.

Najpierw jednak ukłonię się nisko internetowym mizoginom, których stać było tylko na zwrócenie uwagi, że serial czytany jest przez lektorkę, a nie lektora. To odkrycie zaś, wykorzystując ponadprzeciętną inteligencję, połączyli z oceną Netflixa. Powstało więc w ich głowach stwierdzenie, że nie będą oglądać serialu, bo czyta go kobieta, a to z kolei wszystko wina okropnej platformy z czerwonym logotypem. Jakby jeszcze tego było mało, owa lektorka czyta dialogi rozmowy dwóch gejów, ale to nie są główni bohaterowie serialu. No i macie już gotową recenzję. Czy muszę pisać coś więcej?

O niepodrabialnym klimacie jednak kilka słów muszę. Główna linia narracji, czyli historia tajemniczych zniknięć i morderstw członków sekty, oraz intryga rozgrywająca się w niewielkim, alpejskim miasteczku biegnie sobie najpierw wielowątkowo, a potem coraz bardziej liniowo, prowadząc nas do rozwiązania sprawy, czasem twistując, ale nie aż tak bardzo, żeby widz się pogubił. Jest więc klasycznie. Bohaterowie szukają mordercy, włącza się policjantka, której nikt nie wierzy, członkowie sekty, aż wreszcie w pewnym namiocie z martwymi owcami pojawia się na scenie jeszcze jeden potężny gracz. Gdzieś równolegle biegnie sobie wątek sekciarskiego guru, który siedzi zamknięty w ośrodku dla psychicznie chorych i oczywiście wokół niego dzieją się nadnaturalne rzeczy. Wszystko to jednak byłoby dość standardowe, gdyby nie te dodatki. Główna bohaterka Ida (Noémie Schmidt) jest niezłym freakiem, niedostosowaną społecznie dziewczyną chorą na ostatnie stadium białaczki, która fascynuje się internetowymi śledztwami. Jest to aktywność, którą zrekompensowała sobie izolację od społeczeństwa wywołaną przez chorobę. W tajemniczych okolicznościach znika jej ojciec. Ida podąża jego śladami, poznając na swojej drodze bohaterów równie osobliwych, co ona – a więc niedoszłego okulistę, który ukrywa się przed dealerami narkotyków, których wsypał w Paryżu, i pewnym chłopakiem o wdzięcznej ksywie Romeo (bratem zaangażowanej w śledztwo policjantki), który wzdycha do lekarza z miejscowego szpitala. A w tle pojawiają się naukowcy, górnicy i postaci w maskach zrobionych z czaszek kozłów, żeby tylko podgrzać sekciarsko-naukową atmosferę.

Montaż jest raz wolny, raz szybki. W scenach pojawia się mnóstwo dodatkowych informacji w postaci wizualizacji reakcji głównej bohaterki, tego, jak szuka informacji w sieci, oraz dodatkowe wytłumaczenia narracji, co jest naprawdę ciekawym zabiegiem, bo odpowiada współczesnemu sposobowi myślenia młodych ludzi. I na nic zda się to, że starzy będą udawać, że to jest niemodne, a nawet świadczy o głupocie. W wydaniu takim, jakie prezentuje Ida, nic bardziej mylnego. Ida jest geniuszką, introwertyczką, może nawet tworem współczesnej technologii, która czyni kontakt fizyczny z drugim człowiekiem zbędnym, ale niespotykanie zdolną kobietą, walczącą o swój los i ojca jak najodważniejszy żołnierz na wojnie z uchodzącym z niej życiem. Najodważniejsi chcieliby mieć jej hart ducha, a przeciętni jej inteligencję. I to wszystko okraszone jest bogatą warstwą muzyczną, składającą się z niegdysiejszych hitów lat 90. np. What is love Haddawaya, ale również nutą klasycznie filmową, szeroką i orkiestrową. Dodać należy jeszcze do tego ciekawe zdjęcia, a otrzymamy niezwykle wartką akcję, udramatyzowaną wtedy, kiedy jest to potrzebne, i zbalansowaną żartem, żeby serial nie stał się mrocznym thrillerem eksploatacyjnym, który ocieka brutalnością. W założeniu to miał być kryminał z rozbudowaną warstwą przygodową, osadzony we współczesnych realiach świata, tej jego wersji, gdy cywilizacja zdominowała nasze kontakty społeczne tak mocno, że nawet sam Internet stał się realnym, alternatywnym światem ze swoimi legendami, duchami, mordercami i ofiarami.

I to podejście analityczne, refleksyjne jest największą wartością serialu. Prezentuje on w zręczny sposób, jak żyje informacja w sieci, i jak potrzeba jej zdobycia stała się niezbędna dla właściwie wszystkich. Celowo napisałem, że potrzeba, bo nieraz treść poszukiwanej informacji staje się drugorzędna, a na celowniku jest tylko samo jej pozyskanie. Stąd takie zyskowne żniwo zbierają w Internecie nagłówki, nastawione tylko na kliknięcie, bo samej informacji z tytułu prawie nie sposób w ich treści odnaleźć. To taka gorzka refleksja, ale jest i ta pozytywna. Może przez technologię powoli tracimy zdolność kontaktu z drugim człowiekiem w realnym świecie, ale zawsze w tym wirtualnym pozostają nam inni ludzie, a oni w nim są nam jednak wciąż niezbędni. Tak czy inaczej, jesteśmy istotami społecznymi i żaden postęp tego nie zmieni. Naszą potrzebę bycia z innymi zaspokajamy jednak w różny sposób – albo trzymając kogoś za realną rękę, albo wysyłając mu emotikony na Messengerze.

Antracyt to nie tylko serial o górnikach, duchach, sektach, nieuczciwych biznesmenach oraz odwiecznej walce dobra ze złem. Antracyt to produkcja o dosłownym i metaforycznym poszukiwaniu bliskich – ojca, córki, przyjaciół, a wreszcie szansy, żeby jeszcze nim nastąpi koniec, oczyścić się z błędów przeszłości, które uniemożliwiają nam pogodzenie się z tym, że wszystko, co przeżywamy, jest nam dane na chwilę – nawet ten Internet. Chociaż, jak udowodniła główna bohaterka serialu, im dłużej Internet rządzi światem, tym bardziej możemy być pewni, że raz dana mu informacja o nas przetrwa lata, co może nie być dobre dla naszej prywatności, ale i w krytycznych momentach pomaga odnaleźć prawdziwych morderców. A może też cel w życiu? Mam nadzieję więc, że zachęciłem was do obejrzenia Antracytu, serialu Netflixa, który czyta lektorka, co podkreślam, zwłaszcza tym, którzy nie mogą znaleźć na pilocie menu z ustawieniami, gdzie przełącza się ścieżkę dźwiękową na wersję oryginalną z napisami. Nie trzeba wyłączać serialu. Wystarczy zmienić ustawienia.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA