ANIARA. Pesymistyczne science fiction z filozoficznym przesłaniem
Egzystencjalny dramat rozgrywany w anturażu science fiction.
W bliżej nieokreślonej przyszłości Ziemia – spustoszona zanieczyszczeniem środowiska, klęskami żywiołowymi i wzrostem poziomu oceanów – nie nadaje się już do zamieszkania, toteż ludzkość przenosi się do kolonii na Marsie. Międzyplanetarny lot trwa trzy tygodnie i jest obsługiwany przez załogę olbrzymich i samowystarczalnych luksusowych promów kosmicznych, takich jak Aniara. Ich pasażerowie mają do dyspozycji restauracje, dyskoteki, baseny, siłownie, salony gier wideo oraz Mimę, czyli zaawansowaną sztuczną inteligencję, która generuje wirtualną rzeczywistość oferującą doświadczenie obcowania z ziemską przyrodą sprzed zagłady klimatycznej. W pierwszym tygodniu lotu kosmiczne śmieci przebijają kadłub Aniary i uszkadzają reaktor jądrowy; załoga zmuszona jest zrzucić całe paliwo, żeby nie doszło do stopienia rdzenia, co skutkuje utratą napędu i zboczeniem z kursu. Prom zaczyna bezwolnie dryfować przez przestrzeń kosmiczną w nieznanym kierunku.
Aniara to ekranizacja fantastycznonaukowego poematu autorstwa szwedzkiego noblisty Harry’ego Martinsona z 1956 roku. Jak dotąd utwór ten nie został w całości przetłumaczony na język polski (jego fragmenty w przekładzie Janusza B. Roszkowskiego ukazały się w zbiorze Poezje wybrane Martinsona), ale w Szwecji ma on status klasyki – skarbu narodowego, który wywarł wielki wpływ na inne dzieła literatury (Tau Zero Poula Andersona, Ogień nad otchłanią Vernora Vinge’a), teatru (Aniara: Fragments of Time and Space), opery (Aniara Karla-Birgera Blomdahla) i muzyki (Aniara Kleerup, 31 Songs from Aniara Tommy’ego Körberga oraz The Great Escape Seventh Wonder). Pierwsza filmowa adaptacja poematu powstała w 1960 roku na potrzeby szwedzkiej telewizji, była to jednak czarno-biała produkcja niskobudżetowa. Nowa wersja Aniary z 2018 roku kosztowała już niemal dwa miliony euro, co jest sporą kwotą jak na niezależny europejski film science fiction.
Martinson utrzymywał, że tytuł jego poematu oznacza „przestrzeń, w której poruszają się atomy”, a jego źródłem jest prawdopodobnie starogreckie słowo „aniaros” (ἀνιαρός), czyli „zrozpaczony” lub „smutny”. W taki sam sposób można określić atmosferę filmu Kågerman i Lilji, Aniara jest bowiem dziełem o wyjątkowo wysokim stężeniu beznadziei i pesymizmu. Ekscytujący lot rychło przemienia się w pozbawioną celu tułaczkę po kosmosie, a komfortowy statek – w latający sarkofag. Podobnie ukazano w filmie rodzaj ludzki: zrazu dumny ze swoich osiągnięć technologicznych i ufny w ich niezawodność, ostatecznie zaś bezradny wobec sił przyrody i własnych słabości. Podróż promu w pascalowskiej „wiekuistej ciszy nieskończonych przestrzeni” wywołuje w ludziach różne reakcje: niektórzy szukają zapomnienia w wirtualnej rzeczywistości, inni uczestniczą w religijnych kultach, a jeszcze inni oddają się seksualnym orgiom. Najbardziej zdesperowani popełniają samobójstwo.
„Titanic w kosmosie”, można by zadrwić. W rzeczywistości jednak Aniara to jakby 2001: Odyseja kosmiczna (1968) Stanleya Kubricka w krzywym zwierciadle lub raczej w negatywie. Słynny film Kubricka przedstawiał bowiem postęp ludzkości i wyrażał nadzieję, że kolejnym jego etapem jest transformacja w wyższą formę bytu. Natomiast w filmie Kågermana i Lilji człowiek skazany jest na regres, degrengoladę, szaleństwo, samotność i śmierć, choć w finale twórcy zdają się sugerować, że cykl życia może rozpocząć się od nowa na innej planecie. Jakie jednak szanse będzie mięć ta nowa ludzkość, biorąc pod uwagę sam punkt wyjścia filmu (zagłada Ziemi) i rozwój wypadków na statku kosmicznym? Skazany na porażkę lot Aniary jawi się tutaj nieomal jako metafora ludzkiego losu: kruchego, niepewnego, o trajektorii zależnej często od ślepego trafu, ale zawsze zmierzającego do nieuchronnego końca. Posępna wizja, ale trudno z nią polemizować. Film, który daje do myślenia.