search
REKLAMA
Recenzje filmów, publicystyka filmowa polska, nowości kinowe

AN / Sweet Red Bean Paste – recenzja kina japońskiego prosto z CANNES 2015

Maciej Niedźwiedzki

14 maja 2015

REKLAMA

Naomi Kawase w An opowiada o trójce samotników. Zagubionych w jednym z ogromnym japońskich miast, spędzających czas w milczeniu i niechętnych do zawiązaniu jakichkolwiek znajomości. Głównym bohaterem jest Sentaro. Ma nudną pracę – sprzedaje naleśniki w budce koło jednej ze szkół. Żyje w skromnym mieszkanku, ledwo się utrzymując. Nie cierpi jednak specjalnie z tego powodu, ponieważ niewiele sam potrzebuje. Jego dni zamykają się w codziennym schodzeniu po schodach do oddalonego o kilkanaście metrów miejsca pracy. W międzyczasie wypali kilkanaście papierosów i ponarzeka na hałasującą młodzież. To jednak nie zrzędliwiec przeżywający kryzys wieku średniego, ale osoba która zaakceptowała swój społeczny status i odnalazła się, żyjąc w miejscu bez perspektyw.

Jedyną jego znajomą jego nastolatka o imieniu Wakana, która niechętnie chodzi do szkoły. Wagarując odwiedza Sentaro i zabiera nieudane naleśniki dla trzymanego w klatce kanarka. To dziewczyna o ciepłym uśmiechu, prawdopodobnie znudzona wyścigiem szczurów, wyżej ceniąca towarzystwo sprzedawcy naleśników niż koleżanek z klasy.

513948167_1280x720

Pewnego dnia do budki Sentaro wejdzie 76-letnia Tokue. Starsza kobieta zainteresowała się serwowanymi przez właściciela naleśnikami. Co więcej, zapragnęła u niego pracować. Jej kartą przetargową jest fakt, że potrafi przygotować zdecydowanie smaczniejsze nadzienie – właśnie tytułowe An. To słodka potrawa przygotowywana z fasoli, żelatyny i cukru, wymagająca zachowania idealnych proporcji przy użyciu składników i cierpliwości, ponieważ pochłania sporo czasu. Po kilkudniowych negocjacjach Sentaro zatrudnia Tokue. W tym samym momencie jego naleśnikarnia zaczyna generować zdecydowanie większe dochody, przed okienkiem pojawiają się kolejki.

[quote]An jest niezobowiązującym kameralnym dramatem. Pozbawionym wielkich słów i czynów.[/quote]

Narracja oszczędnie przeprowadza nas przez kolejne sceny. Reżyser nigdzie się nie spieszy, uważnie przyglądając się swoim bohaterom. To nie są postaci dynamiczne i przechodzące gwałtowne zmiany. Mimo to na swój sposób interesujące, choć tak pospolite.

Naomi Kawasa, reżyserka "An", "Still the Water", "Hanezu", "Suzako" (nagroda dla najblepszego debiutu w Cannes w 1997 roku)
Naomi Kawasa reżyserka An Still the Water Hotaru Hanezu Suzako nagroda dla najblepszego debiutu w Cannes w 1997 roku

Właśnie na tej płaszczyźnie objawia się reżyserskie wyczucie Kawasy. Japońska autorka wydobywa z tych zwyczajnych postaci dramatyczny potencjał. Delikatnie plecie między nimi zależności, ogromnie dużo potrafi powiedzieć między słowami. Takie są między innymi sceny wręcz rytualnego gotowania tytułowej potrawy. Sentaro i Tokue pozornie rozmawiają tylko o naleśnikach, ale oboje wewnętrznie czują, że rodzi się między nimi silna emocjonalna więź. Odgrywają te role dla nieistniejącej matki i nieistniejącego syna.

W końcowych partiach An niepotrzebnie uderza w sentymentalne tony. Niepotrzebnie stara się wzruszyć widza, przez co gasi utrzymujący się w trakcie całego seansu umiarkowany optymizm. Nagle Kawase chce się rozliczyć ze swoimi bohaterami i następnie z nimi pożegnać. Wyszłoby znacznie lepiej jeśliby się z nimi rozstała za sprawą delikatnego machnięcia ręki z oddali, niż ciężkim epilogiem. Poza tym wrażeniem w pamięci pozostanie jeszcze wysmakowana kreacja Kiki Kirin. Jej Tokue przyciąga wzrok i przekonuje wiarygodnością. To dla niej warto po ten film sięgnąć.

Maciej Niedźwiedzki

Maciej Niedźwiedzki

Kino potrzebowało sporo czasu, by dać nam swoje największe arcydzieło, czyli Tajemnicę Brokeback Mountain. Na bezludną wyspę zabrałbym jednak ze sobą serię Toy Story. Najwięcej uwagi poświęcam animacjom i festiwalowi w Cannes. Z kinem może równać się tylko jedna sztuka: futbol.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA