AMANDA KNOX. Dokument o ludzkiej słabości
Po seansie dokumentu Amanda Knox zastanawiałam się, jak najlepiej przedstawić wam temat. Logicznie byłoby zacząć od szczegółów brutalnego zabójstwa brytyjskiej studentki Meredith Kercher, wydaje się to oczywiste. Ale rzecz w tym, że – nawet jeśli zabrzmi to bezdusznie – Meredith (i jej niewątpliwa tragedia) jest tutaj praktycznie nieobecna, i to celowy zabieg. Nawet Amanda Knox nie jest do końca bohaterką filmu, który za tytuł ma jej imię. To przede wszystkim próba zrozumienia procesu, w którym ambicje, poglądy, złudzenia i lęki nie tylko zwyciężają z faktami i logiką, ale wręcz odbierają im jakiekolwiek znaczenie.
Miejsce zbrodni, przytulny pokoik studentki w sympatycznym bliźniaku na via Pergola we włoskiej Perugii, budzi grozę. Chaos, krew na ścianie, krew na pościeli i na podłodze, nagie ciało niedbale przykryte kołdrą. Na samym wejściu, jak wykrzyknik – biały stanik z zerwaną haftką. Młodziutka dziewczyna, zaszlachtowana, z poderżniętym gardłem. Jeszcze tydzień wcześniej snuła plany i z optymizmem patrzyła w przyszłość. Meredith Kercher. Ofiara. Martwa.
AMANDA KNOX. INNA, NIŻ JĄ ZNACIE
Amanda Knox starannie odcina się od wizerunku rozwiązłej „Foxy Knoxy”, do którego jeszcze wrócimy. To sam wstęp dokumentu i od razu rzuca się w oczy ten przemyślany zabieg, zarysowanie akcji. Amanda – twarz bez śladu makijażu. Wygląda na starszą niż w rzeczywistości. Koszulka w mdłym kolorze. Splecione ręce bez ozdób. Amanda za kierownicą samochodu, przygotowuje domowy posiłek, sączy wino, głaszcze kota. Jest taka do bólu zwyczajna. Zdystansowana. Z pobłażliwością patrzy na zdjęcia i nagrania tej innej siebie – dwudziestolatki, która właśnie wybiera się na stypendium do Włoch. Opowiada o niej jak o zmarłym krewnym. Byłam-chciałam-mogłam-wydawało mi się.
Amanda we Włoszech, zachwycona świeżo odkrytą swobodą i powodzeniem. Kelnerka w pubie, którą wszyscy rozpieszczają jako tę atrakcyjną, amerykańską dziewczynę. Wolna od wszelkich nakazów i zakazów w miłym domku na via Pergola, który dzieli z dwiema Włoszkami i brytyjską rówieśnicą, Meredith. Świat jest piękny i jest na nim miłość w postaci przystojnego Włocha Raffaele. Kilka wspólnie spędzonych godzin i ta dwójka nie widzi już poza sobą świata.
NICK PISA. KULISY MEDIALNEGO CYRKU
Nick Pisa, dziennikarz „Daily Mail”, z racji znajomości włoskiego wysłany jako korespondent do Perugii, na swój sposób jest nawet uczciwy. Bez ogródek przyznaje, że gorącego tematu nie warto weryfikować ani sprawdzać u źródła, bo ryzykuje się utratę poczytnego materiału. Nie wstydzi się tego, że jego jedyną motywacją było pragnienie ujrzenia własnego nazwiska na pierwszej stronie gazety (wreszcie). Nie ma również oporów przed zdradzeniem, w jaki sposób prasa manipulowała wizerunkiem Amandy tylko po to, by nakręcić medialny szał.
Kilka sprytnie wyłowionych cytatów, zdjęć i filmików z MySpace i to, co w innej sytuacji wyglądałoby na zwykłe wygłupy beztroskiej nastolatki, przeradza się w legendę. Trochę faktów, tu i tam parę zdań wyrwanych z kontekstu, garść plotek spod kostnicy i historia jest gotowa. Na łamach gazet Amanda przeobraża się w femme fatale, rozwiązłą manipulatorkę, zmysłową psychopatkę, nimfomankę bez sumienia, organizatorkę orgii i diablicę, która zwiodła na pokuszenie dziesiątki mężczyzn.
Sama Amanda, ze swoim internetowym pseudonimem „Foxy Knoxy”, tuląca się do Raffaele i całująca się z nim w sąsiedztwie miejsca zbrodni, bynajmniej nie poprawia własnej sytuacji. Nie podejmuje żadnych starań, by wzbudzić sympatię, współczucie czy wątpliwości. Jest lekceważąca. Może i lekko zszokowana, ale z pewnością wcale nie pogrążona w żałobie po śmierci przyjaciółki… o tym, że dziewczyny znały się zaledwie od kilku tygodni i nawet nie spędzały ze sobą zbyt dużo czasu, przezornie nikt nie wspomina. Niewinna Meredith w obronie swojej czystości przeciwstawiła się wyuzdanym propozycjom Amandy i dlatego musiała zginąć. Koniec, kropka. Orgie, zbrodnia i krew. Sensacyjny materiał, który trzeba wyssać do czysta.
O dziennikarskiej etyce Pisa rozmawiać nie zamierza, dorzuca za to cynicznie – tam, gdzie jest popyt, jest i podaż, a oburzeni moraliści to te same osoby, które z wypiekami na twarzy grzebały każdego ranka w internecie w poszukiwaniu pikantnych kawałków. On nie czuje się winny. Co niby miałem zrobić, pyta z autentycznym zdziwieniem. Potwierdzać każdy fakt z osobna?
GIULIANO MIGNINI. JAK ZAWSTYDZIĆ SHERLOCKA HOLMESA
Dzisiaj błędy proceduralne i podnosząca włoski na karku amatorszczyzna śledztwa w wykonaniu włoskiej policji to tematy chętnie i często roztrząsane w internecie. Jednak kilka lat temu, w 2007 roku, kiedy ciało Meredith jeszcze nie ostygło, a Amanda i Raffaele byli wrogami publicznymi numer jeden, sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Trzeba było działać szybko, wykazać się skutecznością i uspokoić obywateli, że mogą czuć się w pełni bezpiecznie. A że para zbrodniarzy sama się pchała w ręce, to czego chcieć więcej?
O zaniechaniach i błędach w filmie dużo nie ma – podobnie jak w przypadku Nicka Pisy, Raffaele i samej Amandy, kamera koncentruje się raczej na pokazaniu człowieka – prokuratora Giuliano Mignini, który na samym wstępie informuje widzów, że jest praktykującym katolikiem, jakby to miało jakiekolwiek znaczenie w kontekście jego fachowości, a dalej, nawet specjalnie nie naciskany, rozpoczyna prywatne show, na które patrzy się z coraz większym niedowierzaniem, bo jednak nie tego oczekujemy po przedstawicielu prawa i porządku.
Mignini mianowicie rozbrajająco przyznaje, że lubi czytać kryminały i zabawiać się w „takiego trochę detektywa”, jak Sherlock Holmes. Jego podstawowy dowód przeciwko Amandzie to przekonanie, że mężczyzna „w życiu nie przykryłby ciała zabitej kołdrą”. Musiała to zrobić kobieta i tyle. Bo on, Giuliano Mignini, jak przystało na „takiego trochę detektywa”, tak uważa – i już.
Głoszenie podobnych poglądów przystoi może Ziutkowi spod budki z piwem, który w przerwie między jedną butelką a drugą lubi się zabawić w śledczego, ale raczej nie komuś, kto zobowiązał się działać w oparciu o surowe fakty. Obok detektywistycznego, Mignini ma również zacięcie aktorskie – prezentuje zatem przed kamerą prawdziwe show, opowiadając w formie dokonanej o szczegółach zabójstwa Meredith, a konkretnie o tym, jak jego zdaniem musiały wyglądać. Stąd właśnie wzięły się prasowe doniesienia o nieudanej orgii, podsycanej narkotykami i zainicjowanej przez amoralną nimfomankę Amandę. Dowodów – zero, ale opowieść działała na wyobraźnię. Prokurator i media ręka w rękę tworzyli tę farsę, na przemian dolewając oliwy do ognia. I ta szopka trwała przez osiem lat!
WINNI, NIEWINNI… A CZY TO MA ZNACZENIE?
Amanda i Raffaele spędzili w więzieniu łącznie cztery lata, ale na całkowite oczyszczenie z zarzutów poczekali aż do 2015 roku. Za jedynego winnego zbrodni został uznany Rudy Guede, dwudziestoletni handlarz narkotykami i jedyny, którego obecności na miejscu zdarzenia udało się przekonująco dowieść (między innymi – krwawy odciski dłoni). Guede nadal utrzymuje, że został wrobiony z powodu koloru skóry.
Problem jednak zasadza się na czym innym i to jest główne przesłanie tego filmu dokumentalnego, którego treścią nie jest sprawa sama w sobie, ale towarzysząca jej manipulacja. Ta manipulacja bowiem mogła swobodnie okazać się obosieczną bronią. Sama Knox podsumowuje to celnie we wstępie to filmu „albo jestem psychopatką, wilkiem w owczej skórze – albo jestem tobą”.
Wciąż są osoby, które uważają, że Raffaele i Amanda wiedzą więcej, niż dotąd zdradzili. Wskazują na niekonsekwencje w zeznaniach, na wzajemne obwinianie się, na gorliwość, z jaką Amanda oskarżyła swojego szefa, właściciela knajpy Patricka Lumumbę… Rzecz w tym, że mogliby mieć rację. Mogą się również mylić. Nie da się jednak tego stwierdzić z pełnym przekonaniem w żadną możliwą stronę, ponieważ sprawa została poprowadzona tak, jak została poprowadzona.
I kpiną ze sprawiedliwości nie jest wcale to, że Sollecito i Knox zostali skazani, chociaż byli niewinni, ale raczej to, że gdyby byli winni – nie dałoby się tego stwierdzić ani udowodnić, ponieważ najważniejszą rolę w sprawie odgrywało pragnienie sławy Nicka Pisy i jemu podobnych oraz niespełnione detektywistyczne marzenia prokuratora Giuliano Mignini.
korekta: Kornelia Farynowska