Connect with us

Recenzje

ACROSS THE UNIVERSE (2007)

W ACROSS THE UNIVERSE miłość i bunt w erze Beatlesów splatają się w niezwykłej podróży przez Amerykę lat sześćdziesiątych.

Published

on

ACROSS THE UNIVERSE (2007)

Ile to już lat od upadku The Beatles?
Może 20?
Może 30?

Advertisement

A może Beatlesi, mimo ich kłótni, mimo śmierci najbardziej niepokornego – Johna Lennona, wcale nie upadli? Bo czy można mówić o porażce czy też kapitulacji w momencie, gdy pokolenie ich wnuków nadal wie, kim było tych kilku śmiesznie ubranych i beztrosko pląsających mężczyzn w przyciasnych garniturach? Czy można mówić o porażce, jeżeli przeszło się do historii, a po paru dekadach ktoś, a dokładniej scenarzyści Ian La Frenais i Dick Clement, używają twoich zdań do przedstawienia kolejnej, nieco poważniejszej? W Across the Universe, w reżyserii Julie Taylor, słowa tytanów X muzy nabierają zupełnie nowego sensu, w przekonujący sposób przedstawiając widzowi okres buntu przeciw bezsensownej wojnie w Wietnamie.

Ameryka lat sześćdziesiątych, Princeton.
Anglik bez wizy szuka ojca, wyrwał się z brytyjskiej stoczni.
Amerykanin – niepokorny student Uniwersytetu, w wolnych chwilach wybija okna uczelni piłkami golfowymi.
Jego siostra – wzorowa uczennica szkoły średniej, jej pierwszy chłopak wyrusza, by spełnić obywatelski obowiązek.

Ameryka lat sześćdziesiątych, Nowy Jork.
Ten sam Anglik bez wizy, wyrywając się z brytyjskiej stoczni oddaje się pasji – maluje.
Ten sam Amerykanin cieszy się życiem, rzucił studia – to nie dla niego.
Jego siostra – jej pierwszy chłopak spełnił obywatelski obowiązek, już nie ma chłopaka.
Młoda Azjatka – zagubiona, zakochuje się w Amerykaninie.
Afroamerykanin – stracił sens życia, została mu tylko gitara elektryczna, dwadzieścia piosenek na papierze i dziesięć zapisanych w pamięci.
Samotna wokalistka – czeka na sukces i wynajmuje mieszkanie całej piątce.

Ameryka lat sześćdziesiątych, Nowy Jork, Anglia i dżungla w Wietnamie.
Jude – bez wizy, maluje, kocha, cierpi.
Max – już nie cieszy się życiem, cierpi.
Lucy – znów kocha, cierpi.
Prudence – cierpi.
JoJo – kocha, gra i cierpi.
Sadie – kocha, śpiewa i… cierpi.

Advertisement

To tylko lata sześćdziesiąte, a jak zmieniają się życia kilkorga młodych ludzi, którzy na dobrą sprawę nigdy nie powinni się spotkać. Każdy z nich ma swoje ideały, zupełnie odmienne od pozostałych. W końcu w czasach kolorowego buntu jednoczy ich jeden czynnik – ten, który powtarza się przy każdym w ostatniej wyliczance – cierpienie. Cierpienie pomieszane z miłością i z okropieństwem wojny oraz słowa wyśpiewane niegdyś przez Beatlesów.5 najlepszych komedii JULIUSZA MACHULSKIEGO

Julie Taymor, sprawczyni całego zamieszania, do reżyserowania filmów muzycznych ma niewątpliwie smykałkę. Od lat wystawia na słynnym amerykańskim Broadwayu, a jej Król Lew z roku 1997 – wzorowany na filmie animowanym z wytwórni Walta Disneya – został nominowany do medalu Tony Awards (odpowiednik Oscara na scenie musicalowej) w 11 kategoriach. Ostatecznie zdobył 6 krążków (najlepszy musical, kostiumy, choreografia, oświetlenie, dekoracje i reżyseria). Na srebrnym ekranie zasłynęła Pani Taylor kontrowersyjną Fridą, opowiadającą historię meksykańskiej malarki surrealistycznej. Każdy, kto oglądał film z 2003 roku, musiał zauważyć tę niezwykłą plastyczność świata kreowanego przez amerykańską reżyserkę. Plastyczność, która powraca w jej nowym filmie spotęgowana.

Jest Across the Universe czymś ponad fabułę, która definitywnie zostaje przyćmiona przez obraz i dźwięk. Odnowione wersje przebojów Beatlesów tworzą rzeczywistość. Okazuje się, że „Hey Jude” to piosenka o młodym Angliku, a „Strawberry Fields Forever” i „Happiness is a Warm Gun” są piosenkami nuconymi przez młodych chłopców w Wietnamie. W niesamowity sposób słowa wyjęte z ust kapeli rock’n’rollowej zamieniają się w dialogi, marzenia, a nawet pewnego rodzaju moralitety wygłaszane przez głównych bohaterów. W połączeniu z obrazami, które niejednokrotnie przywodzą na myśl wytwory sztuki współczesnej (krwawiące truskawki i impresja na temat poboru do wojska – genialne) efekt jest doprawdy piorunujący.

Scenariusz tłumaczy widzowi fenomen angielskiego zespołu, czyli uniwersalizm piosenek, które tworzyli. Opisuje nimi bezsens wojny wietnamskiej, przedstawia protesty pacyfistów, przybliża nam dramaty pojedynczych ludzi, a w końcu demonstruje (oczywiście słowami zespołu), iż wszystko czego w życiu potrzebujemy to miłość. Film można więc nazwać atakiem na imperialistyczną politykę Ameryki w drugiej połowie poprzedniego stulecia, ale i sprzeciwem wobec tego, co Stany Zjednoczone robią dzisiaj. Irak, Afganistan – tam też giną młodzi ludzie, może nie na taką skalę, jak w tropikalnych lasach Azji, ale umierają. Ich rodziny, przyjaciele i młode Amerykanki, które być może są czyimiś siostrami, płaczą za nimi tak samo, jak miało to miejsce kilkadziesiąt lat temu.

Advertisement

Film to w równym stopniu małe dzieło sztuki, hołd złożony jednemu z najbardziej rewolucyjnych zespołów w historii popkultury i pacyfistyczny manifest przeciwko polityce Stanów Zjednoczonych. Myślę, że pani Taymor w pewien sposób identyfikuje się z ludźmi, którzy protestowali przeciw drugiej wojnie indochińskiej – ona robi to samo, tylko w nieco inny sposób, no i Wietnam zmienił swoją nazwę.

Advertisement

Tekst z archiwum film.org.pl.

Advertisement
Kliknij, żeby skomentować

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *