search
REKLAMA
Archiwum

1900: CZŁOWIEK LEGENDA

Marek Klimczak

16 sierpnia 2018

REKLAMA

„Nie jesteś tak naprawdę skończony, póki masz dobrą historię i kogoś, kto jej wysłucha”.

1900 Człowiek legenda

O Giuseppe Tornatore zrobiło się głośno, gdy pokazał światu Cinema Paradiso – nostalgiczną opowieść o historii kina, w której większość kinomanów zakochuje się od pierwszego wejrzenia i choć wielu zarzucało mu nadmierny sentymentalizm, Cinema Paradiso pozostaje jedną z tych pozycji, które każdy kinoman powinien obowiązkowo zobaczyć. Do tej pory film ten jest bodaj najlepszym dokonaniem włoskiego reżysera, a przynajmniej najbardziej docenionym, czego dowodzi lista nagród, w tym Złoty Glob i Oscar za najlepszy film obcojęzyczny w 1989 r. Nie znaczy to jednak, iż Tornatore można szufladkować jako autora „jednego filmu”, który potem odcina kupony od minionego sukcesu, nie potrafiąc nawet zbliżyć się do dzieła, które wyniosło go tak wysoko. Jego filmy mają przynajmniej jedną od razu zauważalną cechę, czyniącą jego twórczość rozpoznawalną, a która przychodzi na myśl po każdym seansie. Są po prostu piękne. Cechę tę posiada również 1900: człowiek legenda.

Film jest historią fikcyjnego pianisty i kompozytora o niebywałym talencie, który oficjalnie nie istniał dla świata i który całe swoje życie spędził na statku kursującym pomiędzy Europą a Ameryką. Tornatore, zwykle autor opowiadanych przez siebie historii, tym razem sięgnął po monodram Alessandro Baricco, poczytnego włoskiego pisarza i dramaturga. Po przeczytaniu monodramu (zatytułowanego „Novecento”) był nim tak zafascynowany, że od razu postanowił nakręcić film w oparciu o tę historię, zdecydował jednak, iż nie obejrzy spektaklu na scenie, by nie sugerować się interpretacją autorów przedstawienia – chciał opowiedzieć tę historię według własnej wizji i trzeba przyznać, że efekt finałowy nie pozwala nawet przypuszczać, iż pierwowzorem był tak kameralny gatunek jak monodram – 1900: człowiek legenda to film o epickim rozmachu z ogromną liczbą statystów i ciekawymi postaciami drugiego planu (których w pierwowzorze literackim oczywiście nie było). Tak więc film ten trudno nazwać adaptacją „Novecento”, który stał się jedynie inspiracją dla Tornatore do nakręcenia własnego, niemal autorskiego filmu, bliskiego poetyce choćby Cinema Paradiso.

1900 Człowiek legenda

– Jak się nazywa?
– 1900.
– Nie piosenka. Chłopiec.
– 1900.
– To tak jak piosenka…

Danny Boodman T.D. Lemon 1900 – tak dokładnie nazywa się główny bohater, a jego personalia są równie niezwykłe, jak jego historia. A jest to naprawdę dobra historia, choć od początku do końca całkowicie wyssana z palca. O losach 1900 dowiadujemy się z ust jego najbliższego przyjaciela, Maksa Tooneya, trębacza tej samej orkiestry, w której gwiazdą był właśnie 1900. Genialny kompozytor i wirtuoz fortepianu został znaleziony i wychowany przez palacza okrętowego, który z obawy, by mu dziecka nie odebrano, postanawia nikogo nie zawiadamiać o znalezisku. W ten sposób 1900 nigdy nie został zarejestrowany, nie miał oficjalnych rodziców, imienia, nazwiska czy daty urodzenia, nawet obywatelstwa. Oficjalnie nigdy nie istniał, choć jego sława dotarła oczywiście również na stały ląd. Jedynym dowodem jego bytu mogłaby być płyta nagrana na statku, którego 1900 nigdy nie opuścił – niestety nagranie zaginęło, toteż nie zachował się żaden namacalny dowód istnienia 1900 – poza legendą o nim, którą Tornatore postanowił nam opowiedzieć.

1900 Człowiek legenda

Wszystkie te zabiegi mają przekonać widza, iż poza filmem żadnych informacji o Dannym Boodmanie T.D. Lemonie 1900 nie znajdzie, a jedynym źródłem informacji o nim jest sam film, co ma w minimalny sposób uwiarygodnić istnienie takiej postaci – wszak nikt nie jest w stanie udowodnić, że jej nie było. Dodatkowym elementem ze świata realnego jest Jelly Roll Morton, autentyczny czarnoskóry kompozytor i pianista, w dodatku bardzo wiarygodnie kreowany przez Clarence’a Williamsa III, który pojawia się w epizodycznej wprawdzie, ale bardzo ważnej roli. Ponadto film został stworzony z ogromną dbałością o detale: kostiumy, postacie epizodyczne, kontekst historyczny, scenografia statku – całe tło historii sprawia wrażenie autentycznego, co powoduje, iż mimo wyraźnie baśniowego i nierealnego charakteru opowieści zastanawiamy się, czy to przypadkiem nie wydarzyło się naprawdę. Innymi słowy, jest to bajka, w którą bardzo chciałoby się uwierzyć i twórcy filmu starannie zadbali, by widzowi to umożliwić, nie niszcząc przy tym baśniowej magii.

1900 Człowiek legenda

„Fuck the regulations!”

W filmie mamy tak naprawdę dwóch głównych bohaterów. Pierwszym jest oczywiście bohater tytułowy. Do roli tej Tornatore zatrudnił jednego z ulubionych aktorów Quentina Tarantino – Tima Rotha, dla którego kreacja typowo romantycznego bohatera była pierwszym takim doświadczeniem w karierze. Swojego wyboru reżyser nie potrafił uzasadnić, jak sam twierdzi, po prostu myśląc o tej postaci oczyma wyobraźni widział twarz Tima Rotha. W każdym razie wybór okazał się strzałem w 10-tkę, aktor fantastycznie wcielił się w postać pianisty, obdarzając ją osobowością, którą od razu się zapamiętuje. Na potrzeby filmu konieczny był oczywiście kurs gry na pianinie, a przynajmniej jej symulacji – w trudniejszych momentach dłonie Tima zastąpione zostały dłońmi profesjonalnego pianisty. 1900 to jednak nie tylko pianista, to postać z wrażliwością muzyka, ale i charakterkiem. Ktoś, kto spędził całe życie na statku jest ubogi w doświadczenia życiowe, w związku z czym w relacjach ze światem zewnętrznym bywa nieudolny. Ale jego siła płynie z talentu i muzyki – to jest pole, na którym 1900 czuje się pewny siebie. Dlatego w odpowiedzi na uwagę kapitana statku, który odkrywa wraz z całą załogą małego T.D.Lemona grającego w środku nocy na fortepianie, iż jest to absolutnie sprzeczne z regulaminem, ośmioletni 1900 krzyczy: „Fuck the rules!”. Ta twardsza strona osobowości bohatera ujawnia się w filmie kilkakrotnie, (zwłaszcza w scenie pojedynku z Mortonem) kontrastując z jego romantycznym usposobieniem. Tim Roth świetnie pogodził złożoność charakteru bohatera, w obu wersjach wypadając wiarygodnie. Śmiało można powiedzieć, że mamy do czynienia z kreacją tej klasy, iż niemożliwe jest wyobrażenie sobie kogoś innego w roli 1900 – okazuje się, że Tornatore miał w tym wypadku niebywały instynkt, któremu na szczęście zaufał.

REKLAMA