NAJLEPSZE SERIALE XXI WIEKU – Top 100

50. Rectify
W składającym się z czterech sezonów serialu stacji Sundance TV (emisja 2013–2016) nie ma nic przypadkowego – obrazy, słowa, muzyka doskonale ze sobą korelują. Twórcy nie tylko popisali się kunsztem, ale też dali widzowi pole do popisu, możliwość odkrywania, wcielenia się w różne role: czy to detektywa dążącego do poznania prawdy, czy filozofa zgłębiającego tajniki świata, czy psychologa penetrującego zakamarki ludzkiej psychiki. [Aleksandra Szafrańska, fragment recenzji]
Serial, który zabił pustkę po Breaking Bad i Mad Men, a w wielu elementach nawet je przewyższył. [Marek Adamczak]
Kameralne arcydzieło, które hipnotyzuje i skłania do refleksji. Stonowane i intensywne zarazem. [Pablof]
49. Jak poznałem waszą matkę (How I Met Your Mother)
Serial, przy którym można się rozluźnić, najlepszy poprawiacz humoru. [Łukasz Frąckiewicz]
Historia sama w sobie nie jest specjalnie oryginalna, ale sposób, w jaki jest prowadzona, wciąga od pierwszego odcinka. Oczywiście wszyscy wiemy, jak to się skończyło – Ted odnalazł ukochaną, ma dzieci i wiedzie mu się w życiu całkiem nieźle. Cała zabawa polega jednak na obserwowaniu, jak do tego doszło. W tym przypadku matka jest klasycznym MacGuffinem, który mozolnie popycha fabułę do przodu. Całość charakteryzuje się sporą dawką realizmu. Oczywiście to w dalszym ciągu serial komediowy, więc jest on bardzo umowny, ale pod względem relacji między bohaterami nie ma sobie równych. Wspaniałe jest także to, jak serial ewoluuje i dojrzewa razem z całą piątką i widzami. Sezony od pierwszego do czwartego to z małymi wyjątkami radosna zabawa, gagi, dowcipy i posiadówki w barze, krótko mówiąc – sporo śmiechu. [Szymon Pajdak, fragment recenzji]
48. Wataha
Wataha to produkcja z ogromnym potencjałem. Po dwóch pierwszych odcinkach trudno wskazać jej słabe strony. Polski widz w końcu dostaje produkt z wyższej półki, który śmiało może zostać zaprezentowany na zachodnich rynkach i odnieść tam sukces. [Krzysztof Połaski, fragment recenzji]
Jeśli docenić polski serial, to ten zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie. A konkretnie drugi sezon. Tylko 6 odcinków, ale jakich! Bardzo dobrzy aktorzy, ciekawa fabuła, serial, który potrafi zaskoczyć, pozbawiony niepotrzebnych dłużyzn. Na plus ujęcia Bieszczad. [Aleksandra Starachowska]
47. The Knick
The Knick łączyło w sobie hipnotyczny, orbitujący wokół detali styl Stevena Soderbergha z zachwycającą koncepcją kolorystyczną – zdecydowanie jest to pozycja do nadrobienia nie tylko dla estetów, ale także dla miłośników przemyślanych, wielopoziomowych form filmowych – oraz muzyki elektro. Przede wszystkim było w pełni autorskim dziełem Soderbergha (twórcy m.in. Traffic, Erin Brockovich czy serii Ocean’s), który momentami reżyserował, stał za kamerą i montował. Być może był on w tym serialu u szczytu swoich możliwości, z wirtuozerią wykorzystując scenariuszowe braki na rzecz realizmu oraz efektu bliskości. The Knick to także fiksacja twórców na punkcie wierności faktom, poszukiwanie inspiracji w rozkwitającej wówczas medycynie i portretowaniu złożoności Nowego Jorku przełomu XIX i XX wieku. Serial wychodził poza salę operacyjną, by jednocześnie opowiadać o zachwycie technologią, nowym porządku ekonomicznym, problemach z rasizmem i mieszającymi się światopoglądami. Jednak niestety, ale początki chirurgii to głównie wszechobecna śmierć i frustracja wywołana brakami w wiedzy, za które często płaci się własnym uzależnieniem… stąd zapewne tak często porównywanie Johna Thackery’ego (Clive Owen) z Dr. Housem, czołowym antybohaterem seriali medycznych. Zdjęcie The Knick po drugim sezonie zapewne już na zawsze pozostawi widzów serialu w niepewności, zawieszając historię prawie w połowie drogi do przewidywanego finału. Mimo że momentami serial ten ocierał się o stereotypowość, uproszczenia czy dziwnie niepasujący melodramatyzm, to dzięki Soderberghowi czuło się, iż poszczególne kadry, sceny czy wątki to małe arcydzieła, które zasłużyły, by zaryzykować i dać The Knick w pełni rozkwitnąć. [Karolina Dzieniszewska]
46. Olive Kitteridge
W Olive Kitteridge to Frances McDormand jest dla mnie na pierwszym planie – przy niej role Richarda Jenkinsa, Johna Gallaghera Juniora, Zoe Kazan czy nawet Billa Murraya bledną, co nie znaczy, że nie trzymają wysokiego poziomu. Niektórym błahość elementów składających się na fabułę przeszkadza. Moim zdaniem uwypukla to, co najważniejsze – cechy charakteru postaci (sposób, w jaki Olive przesadza kwiaty w ogrodzie, wiele o niej mówi) i rzuca światło na ich dojrzewanie, przemiany. A pod lupą z tak dużym powiększeniem nic w tym serialu nie zgrzyta. [Berenika Kochan, fragment recenzji]
Nie ma tego serialu na liście, a jest to jedna z najlepszych rzeczy, jakie mogła zrodzić telewizja. Serial o zupełnie zwyczajnych bohaterach życia codziennego. Pomógł mi zrozumieć pewne zależności w moim życiu osobistym. Dodatkowo świetna obsada (Frances McDormand, Richard Jenkins i wcześniej mi nieznana Zoe Kazan), odpowiednia muzyka i piękne zdjęcia. [Piotr Piecko]
45. Technicy-magicy (The IT Crowd)
Błyskotliwe dialogi, przedni dowcip. [Łukasz Frąckiewicz]
Za nieprzeciętny brytyjski humor. [Roman Tylżanowski]
44. Opowieść podręcznej (A Handmaid’s Tale)
Muzyka. Niepokojąco aktualny. [Marcin Sobczak]
Opowieść podręcznej może budzić skojarzenia z Ludzkimi dziećmi Alfonsa Cuaróna. Tak jak serial, film jest adaptacją – powieści autorstwa P.D. James (wydanej w 1992 roku, czyli siedem lat po książce Atwood). Choć obie produkcje dotyczą problemu bezpłodności, są od siebie bardzo różne. Ludzkie dzieci to ponury, mroczny film opowiadający o losie świata bez dzieci, podczas gdy Opowieść podręcznej to pełny przygaszonych kolorów serial opowiadający o losach kobiet w świecie bez dzieci, rządzonym przez mężczyzn. Ludzkie dzieci to bardzo dobry film, ale mocniej uderza jednak Opowieść podręcznej ze względu na mniejszą skalę, bardziej skoncentrowaną wizję świata. [Kornelia Farynowska, fragment recenzji]
43. Homeland
Homeland jest ucieleśnieniem tego, co Jankesi potrafią zrobić z pewnymi szablonami, o których istnieniu zdaje sobie każdy serialowy oglądacz. Ale powyższe wspomniane cechy to jedynie szkoła podstawowa scenopisarstwa. Musi zaistnieć coś ekstra, jakaś wartość dodana, która może stać się podstawą sukcesu – musi to być choć jedna cecha, która zadziała jak najlepszy dopalacz. Każdy dobry serial ma to znane coś, co odróżnia od całej reszty. [Rafał Oświeciński, fragment recenzji]
42. Daredevil
Punisher i drugi sezon robią miazgę. Da się zrobić świetny serial o superbohaterze dla dorosłego widza? Da się. I da się dzięki temu pokazać, że w telewizji warto opowiadać w taki sposób o ludziach w rajtuzach. [Tomasz Lisowski]
Oglądając pierwszy raz tę produkcję Netflixa, będziemy zszokowani litrami krwi wylewającymi się z ekranu. [Krzysztof Mysiewicz]
Najlepszy serial komiksowy. Świetnie zrealizowany, pełen cudownych walk, ale również bardzo ciekawie i fajnie napisany, z masą emocji, autentycznych dramatów. Punisher, Fisk, główny bohater i Elektra to czołówka, jeśli chodzi o wszelakie adaptacje komiksowych postaci. [Jakub Marciniak]
41. Dochodzenie (The Killing)
Pilot The Killing (polski tytuł Dochodzenie) obejrzałem tylko dlatego, że pisałem tekst o filmie porównywanym do tego serialu. Plan był prosty – wyłączyć, kiedy tylko zapoznam się z klimatem oraz głównymi bohaterami i zająć się artykułem. Jak to się skończyło? Po pilocie z marszu wziąłem się za kilka kolejnych odcinków. Nagle zorientowałem się, że jest grubo po północy, niby miałem sporo do roboty, ale jedyne, co mnie interesowało, to znalezienie odpowiedzi na pytanie, kto zabił Rosie Larsen. [Karol Barzowski, fragment recenzji]
40. Zadzwoń do Saula (Better Call Saul)
Czy Saul Goodman uniesie swój własny serial? Miałem co do tego wątpliwości, ale nie sposób nie udzielić twórcom kredytu zaufania, widząc świetną robotę, jaką włożono w tytułową postać. Nie ma tu pójścia na łatwiznę, nie ma żadnego odcinania kuponów od gotowego bohatera. Jest za to nowy pomysł i solidne wykonanie. [Miłosz Drewniak, fragment recenzji]
Jeśli Breaking Bad jest najlepszym serialem ostatnich lat, to jego spin-off musi być co najmniej udany. Ten jest co najmniej bardzo dobry. Można oglądać bez znajomości BB, ale co po, skoro znając treść, dostajemy dwa dobre seriale w cenie jednego. [Marek Łabanowski]
Spin-off serialu Breaking Bad. Niby nic szczególnego się nie dzieje i łatwo przewidzieć punkt kulminacyjny, lecz produkcja jest doskonale rozplanowana i zaskakująco dużo w niej realizmu. No i przede wszystkim wciąga. Trudno nie sympatyzować z głównym bohaterem mimo jego słabości i wad. [Mariusz Czernic]
39. Carnivale
Bardzo, bardzo klimatyczny i intrygujący serial – nie mogę odżałować, że go przerwano, zostawiając tyle wątków bez wyjaśnienia. Nie pomogła nawet petycja oburzonych widzów, włodarzom HBO po prostu przestała się rzecz kalkulować. Mimo wszystko warto obejrzeć nawet i te dwa sezony, dla oryginalnych osobowości mieszkańców wesołego miasteczka, dla refleksji na temat istoty przeznaczenia, jak też natury dobra i zła, i dla jednej z najciekawszych czołówek w historii telewizji. [Karolina Chymkowska]
38. BoJack Horseman
Z sezonu na sezon BoJack Horseman robi się serialem coraz poważniejszym, a czający się na każdym kroku humor sytuacyjny przestaje przyćmiewać pełne smutku momenty i przygnębiające sytuacje. Co gorsza wszystko to zdaje się nad wyraz prawdziwe, niemal namacalne, jak gdyby mogło wydarzyć się każdemu z nas. Showbiznes obrywa co rusz, kinomani mogą doszukiwać się nawiązań i easter eggów, podobnie zresztą jak miłośnicy sztuki, jednak ogólnie rzecz biorąc, ta komedia jest czarna niczym smoła i z pewnością trudno byłoby polecić ją komuś, kto szuka rozrywki w czystej postaci. [Damian Halik, fragment recenzji]
Najnowszy, czwarty sezon BoJacka Horsemana odznacza się największym na tle pozostałych dramatyzmem oraz skrojoną na Bojackową modłę powagą. Nie umniejsza to jednak w żaden sposób satyrze i ciętemu dowcipowi cynicznego konia, które w zgodzie i harmonii przeplatają się ze sobą. Twórcy od pierwszego odcinka pierwszego sezonu oswajali nas i przyzwyczajali do śledzenia historii z szeroko otwartymi oczami. W czwartej odsłonie ponownie obdarzyli nas hojnie arsenałem żartów i podtekstów, ukrywających się przebiegle oraz odkrywanych przez widzów. Każdy odcinek jest perfekcyjnie dopieszczony, tkany gęsto w taki sposób, by drugi plan nie był jedynie tłem, a zagadką. [Maja Budka, fragment artykułu o czwartym sezonie]
Najbardziej ludzki komediowo-depresyjny serial animowany o koniu. Californication mogłoby być tak dobre jak BoJack, gdyby twórcom nie zabrakło jaj i konsekwencji. [Marek Łabanowski]
37. 24 godziny
Niezliczona ilość twistów, multum zróżnicowanych postaci i ten jeden, niezrównany Jack Bauer, człowiek mocno doświadczony przez los, którego życie to ciągła walka. Pełna emocji, bólu i trudnych decyzji. Serial wszedł w 2001 roku, akurat w momencie, gdy Ameryka żyła w strachu po okrutnych atakach terrorystycznych. Przez kolejną dekadę temat wciąż nie tracił na aktualności, na czym twórcy skorzystali, dbając o to, by poziom serialu nie spadł znacząco w następnych sezonach. Z niecierpliwością czekało się na każdy odcinek, spodziewając się kolejnych niespodzianek. Dużym atutem jest kreacja Kiefera Sutherlanda, dla którego jest to bez wątpienia rola życia. I wciąż jest nadzieja, że ten bohater wróci. [Mariusz Czernic]
36. Firefly
Choć większość seriali potrzebuje czasu, by znaleźć swój rytm, Firefly od pierwszego odcinka miał jasno określony styl. To niewątpliwie zasługa Jossa Whedona – czego by nie dotknął, widać ślady jego obecności. To bardzo charakterystyczny reżyser. Fascynują go kobiety, popkultura, stereotypy i zwyczaje, a jeszcze bardziej gra z nimi. [Kornelia Farynowska, fragment recenzji]
35. Utopia
Jeden z najlepszych, doskonale skrojonych, mięsistych seriali, które miałem okazje obejrzeć. A przede wszystkim z bardzo kontrowersyjnym, jednakże ważnym pytaniem o naszą przyszłość. [Michał Durkalec]
Nie jest to ot tak sobie pierwsza lepsza produkcja telewizyjna. Nie jest jednak za bardzo znana, nie jest za bardzo nagradzana, nie definiuje na nowo telewizji. Łatwo ją przeoczyć – zadebiutowała na początku roku i nie wspięła się na szczyty popularności. Ale nie jest również serialem do zignorowania. Co więcej, drugiego tak oryginalnie zakręconego i niebanalnego serialu ze świecą szukać. Tak zresztą można powiedzieć o wielu produkcjach brytyjskich ostatnich lat – na czele z Czarnym lustrem, o którym już pisałem – ale to Utopia dzierży berło najbardziej niekonwencjonalnego serialu, jaki widziałem w ostatnim czasie. [Rafał Oświeciński, fragment recenzji]
34. Mr. Robot
Urzekający nietuzinkowym sposobem kadrowania, a także dusznym i paranoicznym klimatem przypominającym dokonania mistrza thrillera Davida Finchera serial przeznaczony dla osób, które podobnie jak tytułowy bohater czują, że z tym światem jest coś nie tak. [Wojciech Wieczorek]
Najambitniejszy jak dotąd serial produkcji USA Network to kolaż utkany z motywów znanych już doskonale z Fight Clubu, Matrixa, Social Network czy Dextera. Jest to jednak recykling treści bardzo samoświadomy, dojrzały oraz konsekwentny. Największą siłą jest fakt, iż ten amalgamat inspiracji przepuszczono przez filtr naszej współczesnej, rozedrganej rzeczywistości, rezonującej echami sprawy Snowdena, nieustannie aktualnym tematem kryzysu gospodarczego oraz niebezpieczeństwami związanymi z nadmiernym ekshibicjonizmem w mediach społecznościowych. [Michał Degórski, fragment recenzji]
33. Pitbull
Żywcem przeniesione prawdziwe historie, bardzo dobrze zagrany. [Łukasz Frąckiewicz]
Pierwszy sezon to najprawdziwszy serial o polskiej policji. Świetny, naturalny i wiarygodny! [Alojzy Bąbel]
Temat, aktorzy, scenariusz, dialogi. [Michał Durkalec]
32. Biuro (The Office – US)
Chciałbym spróbować pracy w takim miejscu jak biuro firmy Dunder Mifflin w stanie Pensylwania. Sprzedawanie papieru nie jest bynajmniej moim marzeniem, ale tamtejsze środowisko byłoby gwarantem tego, że każdy dzień będzie z jakiegoś powodu interesujący. To bohaterowie są w Biurze najważniejsi – ich życiowe wzloty i upadki, sukcesy i porażki zawodowe, związki. Fakt, że w ramach serialu ich praca jest również przedmiotem realizowanego przez wszystkie sezony dokumentu, pozwala nam bardzo dobrze poznać każdego z osobna. Tak przez wywiady, których udzielają, jak i sytuacje z życia codziennego – niekiedy boleśnie wręcz niezręczne, innym razem wyjątkowo zabawne. Obsada jest bez wyjątku fantastyczna i doskonale odnajduje się w konwencji, ale show kradnie dwóch panów. Pierwszy z nich to Steve Carell jako Michael Scott, szef oddziału i autor wielu bezcennych złotych myśli, drugi: Rainn Wilson w roli Dwighta, aspołecznego sztywniaka nastawionego wyłącznie na pracę. Absolutnie bezcenni – razem i pojedynczo. Na dokładkę Jim i Pam, których relacja jest jedną z moich ulubionych nie tylko w serialu, ale w ogóle. [Łukasz Budnik]
31. The Walking Dead
Mroczny i krwawy serial. [Andrzej Biernat]
Obecnie jest to rozwlekły tasiemiec, ale początkowe sezony i uniwersum, w którym serial jest osadzony, potrafią wciągnąć bez opamiętania. Pierwsze dwa sezony obejrzałem ciurkiem w dwa dni, będąc na L4. [Tomasz Józefowski]
Nie ma co owijać w bawełnę – pierwszy sezon Żywych trupów to prawdziwa rewelacja i śmiem stwierdzić, że nawet genialne Breaking Bad nie miało takiego świetnego początku. Od czasu Nocy żywych trupów w wersji Toma Saviniego nie powstał tak dobry zombie movie i każdy z sześciu odcinków, no może poza Guts, zdaje się utwierdzać w tym przekonaniu. Żywe trupy to bez wątpienia pierwsza liga horroru, chociaż zbyt często nie stosuje zabiegów charakterystycznych dla gatunku. Zombie nie wyskakuje nagle z ciemności – cała groza polega właśnie na tym, że on po prostu maszeruje w biały dzień lub po prostu ma się świadomość, że on tam gdzieś jest. [Andrzej Brzeziński, fragment artykułu]