search
REKLAMA
News

NAWET FINCHER POTRZEBUJE HITU? Reżyser szykuje sequel World War Z

Szymon Pewiński

29 kwietnia 2017

REKLAMA

News brzmi tak: David Fincher wyreżyseruje sequel World War Z. Jak to się dzieje, że reżyser z tak uznaną marką, cieszący się niesłabnącym oddaniem fanów, zawsze wymieniany w czołówce twórców pracujących w Hollywood, zabiera się za drugą część – co tu kryć – przeciętnego filmu? Ma do tej historii ogromny sentyment? Tak bardzo lubi pracę na planie z Bradem Pittem, że kolejny raz nie mógł sobie odmówić tej przyjemności? A może po prostu potrzebuje murowanego kasowego hitu, którego wynikiem zamknie usta wiecznie narzekającym producentom?

Czy David Fincher wydobędzie coś więcej z tej historii

O tym, że reżyser Siedem jest przymierzany do reżyserskiego fotela drugiej części zombie-apokalipsy słychać było już od kilku miesięcy. Oficjalne potwierdzenie pojawiło się kilka dni temu. Nie byłoby w tej wiadomości niczego niezwykłego, gdyby nie bolesna przeciętność samego filmu Marca Forstera. Pierwsza część World War Z to przyzwoite blockbusterowe kino, pozbawione niestety pazura. Jak pisał tutaj Andrzej Brzeziński, bardzo przy tym grzeczne i niemal bezkrwawe “familijne zombie”.

Serial Mindhunter zadebiutuje najpewniej w październiku i już zapowiada się znakomicie. Jak zresztą niemal każdy projekt reżyserowany przez Finchera. W jego filmografii próżno szukać tytułów jednoznacznie nieudanych. Nawet Ciekawy przypadek Benjamina Buttona trzymał poziom niedostępny dla rzeszy hollywoodzkich reżyserów-rzemieślników. Dlatego jedyna teza, jaka przychodzi mi do głowy, brzmi: „Fincher potrzebuje na swoim koncie kasowego superhitu”. Trudno uwierzyć, ale box-office’owy rekord w jego wykonaniu to „tylko” 368 milionów dolarów (przy budżecie rzędu 60 milionów) należący do Zaginionej dziewczyny. Czy w Hollywood to dużo? Śmiem wątpić.

Filmy reżyserowane przez Finchera radziły sobie zazwyczaj całkiem nieźle, i tylko nieźle. Obcy 3 zarobił 160 milionów przy pięćdziesięciomilionowym budżecie. Znacznie lepiej spisało się Siedem (pierwszy film, przy którym reżyser współpracował z Bradem Pittem): 327 milionów przy skromnym budżecie rzędu 30 milionów. Młodsza o dwa lata i droższa o 20 milionów Gra z Michaelem Douglasem raczej nie spełniła pokładanych w nieij przez producentów nadziei, przynosząc raptem 109 milionów dolarów. Jeszcze gorzej miał się (tak, tak!) Podziemny krąg. Kosztował 63 miliony, zarobił – tylko 101. Już lepiej było w przypadku Azylu. Film z Jodie Foster z 2002 roku zarobił 198 milionów, a producenci wyłożyli na niego ćwiartkę tej kwoty.

Największą finansową porażką Finchera stał się rewelacyjny Zodiak. Dwuipółgodzinna opowieść o dziennikarsko-policyjnym śledztwie okazała się nie do zniesienia dla szerszej publiczności i zarobiła tylko 84 miliony dolarów, kosztując aż 65. Ciekawy przypadek Benjamina Buttona zarobił ponad 330 milionów, ale jego budżet oscylował wokół kwoty 150 milionów. Dwukrotna przebitka na tym finansowym poziomie to – przynajmniej dla producentów – tylko przyzwoity wynik. Za mało, by odtrąbić sukces. Kosztujące 50 milionów dolarów The Social Network spisało się w kinach nadzwyczaj dobrze, przynosząc 224 miliony (i kilka Oscarów). O sporym rozczarowaniu można mówić za to w przypadku, wydawać by się mogło, murowanego hitu – Dziewczyny z tatuażem. Ekranizacja pierwszej części trylogii „Millenium” zarobiła raptem 232 miliony, a kosztowała – 100. Trudno powiedzieć, co zawiniło, bo to kawał solidnego kina, realizacyjnie i obsadowo przewyższający skandynawską wersję Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet. Ostatnia – jak dotąd – pozycja w filmografii Finchera to rewelacyjna Zaginiona dziewczyna, a plany to choćby wspomniany Mindhunter i właśnie sequel World War Z.

Jego pierwsza, powstająca w bólach przez sześć lat część zarobiła 540 milionów dolarów. Kosztowała – 190. Być może producenci, wśród których jest też Brad Pitt, odrobili lekcję. Wiedzą, że w tej historii nadal drzemie potencjał, który wydobyć może właśnie David Fincher. Jeśli fani ruszą do kin, a sequel z nadwyżką spełni ich oczekiwania, to wszyscy będą zadowoleni, bo pojawi się szansa na kolejne. Zadowolony będzie również David Fincher, który bez przeszkód wróci do mniej dochodowych, ale za to bardziej wymagających i mrocznych projektów, jak choćby od lat planowany i wciąż odwoływany Heavy Metal.

REKLAMA