NA CO DO KINA. Styczeń 2018
26 stycznia
https://www.youtube.com/watch?v=WHW-Wn45b2M
Miesiąc skończymy wysypem ciekawych seansów. Po dwunastu miesiącach od oficjalnej premiery, do polskich kin wejdzie jeden z najgłośniejszych tytułów zeszłego roku – Call Me by Your Name, przez polskiego dystrybutora przemianowane na Tamte dni, tamte noce. Film otrzymał trzy nominacje do Złotych Globów, ale już teraz wymienia się go także jako mocnego kandydata do Oscara. Nie warto też sugerować się zdawkowym opisem dostępnym w internecie – to nie tylko film o nastolatku zakochanym w gościu swoich rodziców, z którym spędza wakacje. To przede wszystkim produkcja o trudnych wyborach i ponoszeniu ich konsekwencji.
W ten weekend otrzymamy też dwa dramaty biograficzne. Czas mroku to kolejny kostiumowy popis Joego Wrighta (Duma i uprzedzenie, Pokuta). Tym razem śledzić będziemy pierwsze dni Winstona Churchilla na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii – wciela się w niego Gary Oldman, który zapewne po cichu liczy, że w końcu doceni go Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej. Pierwsze recenzje dają takie nadzieje. Nieco bardziej przyziemnie, za to w atmosferze skandalu, zapowiada się nowa produkcja Ridleya Scotta – thriller Wszystkie pieniądze świata, którego fabułę oparto na wydarzeniach z życia Jeana Paula Getty’ego. Pierwotnie wcielał się w niego Kevin Spacey, lecz po wybuchu skandalu związanego z pomówieniami o molestowanie postanowiono go wyciąć – zaledwie miesiąc przed oficjalną premierą – i zastąpić Christopherem Plummerem. W filmie zobaczymy także Michelle Williams oraz Marka Wahlberga, ale w tym momencie bardziej interesująca zdaje się odpowiedź, jakiej widzowie udzielą studiu i reżyserowi za ten swoisty ostracyzm.
Kończy miesiąc także pierwsza w tym roku produkcja, która ucieszy stęsknionych za prostymi i efektownymi filmami – Więzień labiryntu: Lek na śmierć. To trzecia część dystopijnej historii, gdzie główne role odgrywają Dylan O’Brien (Thomas) i Kaya Scodelario (Teresa). Może nie jest to wysokobudżetowy film przygodowy, na który wszyscy czekają, ale jak się nie ma, co się lubi…
Gdzieś w cieniu tych dużych tytułów znajdą się dwie propozycje z Węgier – Dusza i ciało to poczwórny triumfator zeszłorocznego Berlinale (najlepszy film w konkursie głównym według Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej, Jury Ekumenicznego oraz czytelników “Berliner Morgenpost”). Bardzo osobliwy, zestawiający banał z poetyką obraz to historia kobiety, która rozpoczyna pracę w rzeźni. Tam też poznaje Endrego. Gdy zaczyna łączyć ich uczucie, kobieta dowiaduje się, że oboje mają też identyczny sen. Drugim węgierskim tytułem będzie dramat SF Księżyc Jowisza. Ta produkcja jest o tyle ciekawa, że zadowoli przede wszystkim estetów. Wymuskana do granic możliwości oprawa graficzna maskuje tu trochę za bardzo skupiającą się na podkreśleniu intelektualizmu fabułę.
Listę styczniowych premier zamykają: kolejna polska komedia romantyczna – Podatek od miłości – tym razem o oszuście podatkowym Marianie (Grzegorz Damięcki) i ścigającej go pani inspektor Klarze (Aleksandra Domańska). Patrząc na gatunek, trudno się nie domyślić, jak rozwinie się ta historia. Do tego trzy filmy familijne: norweski Traktorek Florek o rodzeństwie, które przyjaźni się z kozą oraz tytułowym traktorkiem (brzmi absurdalnie, ale warto sprawdzić, czy spodoba się dzieciakom, gdyż w marcu i maju do polski kin wejdą dwie kolejne części); szwedzka animacja Miś Bamse i córka wiedźmy (w lipcu zeszłego roku mogliśmy zobaczyć poprzednią część – Miś Bamse i Miasto Złodziei) oraz kanadyjskie Gnomy rozrabiają, które ewidentnie wystylizowano na produkcję Pixara, ale mimo to dotychczasowe recenzje są raczej chłodne.
korekta: Kornelia Farynowska