W tym miesiącu Johnny Depp miał powrócić na salę sądową w związku z kolejną sprawą. Aktor był pozwany za rzekome uderzenie jednego z członków ekipy filmu Miasto kłamstw. Do zdarzenia miało dojść w 2017 roku. Wygląda jednak na to, że proces może wcale się nie odbyć.
Przypomnijmy, że pozew złożył w 2018 roku Gregory Brooks, który twierdził, że Depp dwa razy uderzył go w żebra podczas awantury na planie, gdy okazało się, że należy przyspieszyć realizację filmu, aby ukończyć zdjęcia zgodnie z terminem. Według Brooksa, po uderzeniu Depp zwyzywał go, a później zaoferował, że da Brooksowi 100000 dolarów, jeśli ten uderzy go w twarz. Z relacji Brooksa wynikało, że Depp „cuchnął alkoholem”, a odciągać musieli go jego ochroniarze. Brooks miał też zostać zwolniony, gdy nie spełnił żądania, by nie składał pozwu. W obronie Deppa stanęła pracująca na planie Emmę Danoff, która na piśmie złożyła już oświadczenie, że Depp stanął w obronie bezdomnej kobiety wyzywanej przez Brooksa.
Tymczasem The Hollywood Reporter poinformowało, że Depp – reprezentowany przez Camille Vasquez, podobnie jak w procesie z Amber Heard – osiągnął wstępne porozumienie w sprawie jeszcze przed rozpoczęciem sprawy w sądzie. Szczegóły ugody nie są na ten moment znane, wiemy jednak, że Depp musi przez 45 dni dotrzymywać ustalonych w niej warunków, aby sprawa została całkowicie oddalona (co stanie się najwcześniej w lutym 2023 roku). Jeśli Depp nie dotrzyma umowy, sprawa trafi do sądu zgodnie z wcześniejszym planem.
Camille Vasquez nie skomentowała najnowszych ustaleń.