Dwayne THE ROCK Johnson następnym PREZYDENTEM USA?
Tego jeszcze nie grali. Gwiazdor kina akcji Dwayne The Rock Johnson znalazł sobie nowe wyzwanie. Uwaga – najprawdopodobniej będzie on kandydował na fotel prezydenta Stanów Zjednoczonych w 2020!
Aktor nie zgłosił jednak swojej kandydatury osobiście. Według oficjalnych dokumentów, o istnieniu których poinformował serwis „Unilad”, wniosek został złożony przez człowieka z Zachodniej Wirginii o nazwisku Kenton Tilford. Związki między aktorem a tą osobą są na razie nieznane. Choć cała sprawa z daleka pachnie kiepskim żartem powołanym ku chwale sezonu ogórkowego, to okazuje się, że jest co najmniej kilka przesłanek, by jednak traktować ją poważnie.
Zaczęło się od niewinnych sugestii rzucanych już w ubiegłym roku w stronę Johnsona. To dziennikarze bowiem zaczęli kreować aktora na przyszłego prezydenta USA, dając mu do zrozumienia, że gdyby stanął w szranki z Donaldem Trumpem, to pokonałby go bez problemu. Potem były wywiady (przede wszystkim dla „GQ”), w których Johnson na pytanie o ewentualną prezydenturę odpowiadał wymownie, że byłoby to możliwe. Zdołał nawet zdradzić, jak według niego wyglądałaby jego prezydentura:
Osobiście czuję, że gdybym był prezydentem, byłbym wdzięczny. Przywództwo byłoby ważne.
Zaczęło się także robienie z prezydentury ewidentnych jaj. W telewizyjnym show Sutarday Night Live wcielił się nawet w kandydata na fotel „lidera wolnego świata”, identyfikującego się jednoznacznym hasłem: „The Rock Johnson 2020”. Gdy jednak kilka miesięcy temu The Rock odpowiadał na pytania Jimmy’ego Fallona o wolę wejścia do polityki i przejęcia sterów w państwie, był już daleki od żartów i zdawał się brać sprawę na poważnie.
Nie da się ukryć, że aktor jest uosobieniem realizacji amerykańskiego snu. Ludzie go kochają, a media to podłapały. Nie wiem, ile z tej prawdopodobnej kandydatury wyniknie – bo będę się upierać, że bardziej od rzetelnej chęci dokonania zmian mamy do czynienia z czystym marketingiem, mającym na celu popularyzację zarówno aktora, jak i idei ewentualnej prezydentury. Ale fakt jest taki, że gdyby kilkanaście lat temu ktoś zagaił mnie i powiedział, że Arnold Schwarzenegger zostanie gubernatorem Kalifornii, pewnie zareagowałbym z równym niedowierzaniem.
Bardzo lubię The Rocka, ale swojego głosu bym na niego nie oddał. Rozumiem, że szuka wyzwań, ale każdy ma swój ogródek, w którym z powodzeniem uprawia własne plony. Ogródkiem The Rocka nie jest polityka, a kino akcji. Niech w nim pozostanie.