W OBRONIE MATKI. Jak uratować “Mother!”?
Co zrobić z filmem, który miał stać się jednym z najważniejszych filmowych wydarzeń jesieni, a który – mimo niezwykłej kampanii reklamowej, uznanego reżysera, gwiazdorskiej obsady – przez pierwszy tydzień od premiery zarabia na całym świecie raptem 13 milionów dolarów, trafia na niechlubną listę obrazów z oceną „F”, a do tego krytycy mają na jego temat bardzo rozbieżne opinie? Szefowie Paramountu myśleli, myśleli i wymyślili: trzeba filmu bronić i wmawiać widzom, że to kino tyleż odważne, co niezrozumiane. W sumie ich podziwiam.
Zaczęło się nieźle, bo od rewelacyjnych plakatów z Jennifer Lawrence i Javierem Bardemem. Trailer okazał się taki sobie, ale apetyty rosły. Schody zaczęły się podczas premiery na festiwalu w Wenecji. Publiczność film wygwizdała, a krytycy mocno się podzielili. Jedni doceniają (rzekomą?) odwagę Aronofsky’ego, pozostali – jak choćby Dawid Myśliwiec – wystawiają mu bardzo surową ocenę.
Po kilku tygodniach od amerykańskiej premiery można stwierdzić, że najnowszy film Darrena Aronofsky’ego to finansowa klapa. Trudno powiedzieć, czy szefowie Paramountu byli na nią przygotowani, ale i tak ta porażka musi boleć. Nawet podwójnie, bo w CinemaScore Mother! uzyskał ocenę “F”, trafiając tym samym do jednego worka z całkiem przyzwoitym Solaris Stevena Soderbergha i absolutnymi gniotami, jak Totalny kataklizm czy Kult z Nicolasem Cagem.
Jak większość polskich widzów, nie oglądałem jeszcze najnowszego filmu Aronofsky’ego, ale od kilku dni jestem świadkiem czegoś, co można nazwać połączeniem promocji z akcją ratunkową i próbą minimalizowania strat.
Najpierw Paramount wystosowało oświadczenie, w którym broni wizji reżysera i pozostałych twórców Mother!. Megan Colligan, szef działu marketingu i promocji, nazwała film „odważnym, wyrazistym i szokującym”. Stwierdziła też – i to wydaje się bardzo ciekawe – że gdy na filmowe eksperymenty decyduje się Netflix, wszyscy to doceniają. Gdy robi to duże, hollywoodzkie studio – już niekoniecznie. Niby ma rację. Sam narzekam, że Hollywood stawia na bezpieczne produkcje mające zadowolić „wszystkich”. Ale gdy czytam oświadczenie przedstawicieli studia broniące filmu, który dla tego studia powstał, zapala mi się lampka ostrzegawcza. Przecież dzieło powinno obronić się samo, prawda?
Podobne wpisy
Tymczasem ostatnio pojawił się kolejny niezwykły plakat z Jennifer Lawrence i wielkim napisem “krzyczącym”, że Mother! to najbardziej kontrowersyjny film kilku ostatnich dziesięcioleci. Po jednej stronie: piękna cera, pięć gwiazdek i peany na cześć filmu; po drugiej: poobijana twarz i zaczerpnięte z recenzji zdania jak: „Ten film jest szalony” (inna sprawa, że w świecie sztuki słowo „szalony” można rozumieć na wiele sposobów). Mało tego. W sieci można znaleźć nawet świetne quizy. Widzowie, którzy jeszcze filmu nie widzieli, mogą stwierdzić, czy “znienawidzą” ten film.
Oświadczenia, plakaty, quizy… Wygląda to wszystko dość niedorzecznie, ale podziwiam upór studia, które, mimo widma finansowej porażki Mother!, próbuje filmu bronić i zachęcać widzów, by ci najpierw obejrzeli obraz Aronofsky’ego, a dopiero potem go ocenili. To dość istotne w świecie, w którym opinię o filmie dopiero wchodzącym do kin mogą zniszczyć choćby hejterzy sponsorowani najprawdopodobniej przez rząd. Nie sądzę, że w przypadku Mother! Paramount liczył na największy hit sezonu (33 miliony budżetu to nie tak znów wiele), ale wydaje się, że miał raczej nadzieję na artystyczny sukces i pozytywne opinie większości widzów. Wtedy miałby się czym chwalić, choćby w perspektywie przyszłorocznych Oscarów.
Polskim cierpliwym widzom pozostaje czekać z ocenami do 3 listopada. Ci niecierpliwi mogą sięgnąć do wspomnianego quizu: https://www.vulture.com/2017/09/will-i-hate-mother-a-serious-quiz.html.