TENET. Bestia bez serca
Tenet jest jak Memento. Tam jednak tragedia z przeszłości i nieszczęśliwa przypadłość bohatera była narracyjnym fundamentem filmu. To od niej wychodziliśmy, ona dyktowała rytm i z niej wynikała oryginalna struktura filmu. Przyjęta przez reżysera metoda opowiadania była organicznie związana z wadliwą pamiecią Leonarda.
Natomiast w Tenet działa odwrotny mechanizm. Christopher Nolan najpierw wymyśla zasady funkcjonowania i opisu przedstawionego świata a dopiero potem wprowadza do niego postaci-szkice (nazywane nawet wprost protagonistami i antagonistami). Nolana w pierwszej kolejności interesuje plastyczność Czasu, narracyjne prężenie muskułów i kierowanie uwagi na wiodące, główne założenie (high concept). Najważniejsze jest środowisko i otoczenie. Liczne konflikty, zdarzenia oraz perypetie muszą je tłumaczyć i wyjaśniać, być podrzędne. Pozorna dramaturgiczna oś jest środkiem do celu. Trybikiem w gigantycznej maszynie: kinie łączącym sztukę filmową z inżynierskim eksperymentem i fizyką teoretyczną.
Tenet przypomina Incepcję, ale wytnijcie z niej frapujący wątek Mal i Cobba. Tenet przypomina Interstellar, ale wytnijcie z niego tęsknotę Coopera do ponownego spotkania z córką, Murph. Nie lubię pisać o filmach przez pryzmat emocji (to zawsze dość mętna i trywializująca film perspektywa), ale Tenet wprowadził mnie w rejony zdystansowanego zachwytu i uznania kunsztu podobnego do wrażeń płynących z, dajmy na to, obserwacji misternej konstrukcji mostu.
Nie szukajcie w Tenet wielu uniesień, lęków i wzruszeń – wrażeń dla kina tak esencjonalnych. Nolan też nie chce grać w tej lidze. Tenet to bestia innego rodzaju. Oddalenie od ludzkich trosk sprawia, że Tenet jest bliskim sąsiadem Dunkierki, gdzie w większym stopniu chodziło o wieloperspektywiczne ujęcie batalistycznych manewrów niż o opowieść o ich ofiarach.
Tenet to zdumiewające kino o ogromnych ambicjach, wyciskające ostatni soki z hollywoodzkiego imaginarium. To wiele, ale niestety Tenet pozostawia niedosyt i poczucie niespełnienia. Ewolucja stylu i przekierowanie zainteresowań w ostatnich dwóch filmach to dobre oznaki w portfolio Brytyjczyka. Świadczą o twórczym rozwoju i ciągłym poszukiwaniu przez Nolana nowych środków wyrazu. Niech to ciągle trwa, ale na ten moment z większą sympatią spoglądam na etap jego kariery zakończony aż nadto ckliwym Interstellarem.