Robert Downey Jr. porzuca żywot superbohatera. Co dalej z IRON MANEM?
Marvel Cinematic Universe nieubłaganie zbliża się do momentu, w którym decydenci staną przed bardzo trudnym wyborem: zakończyć funkcjonowanie tego (jakże przerośniętego) filmowego monstrum i zaserwować coś świeżego, czy brnąć w MCU bez końca, licząc jedynie na wyrozumiałość bądź przyzwyczajenie widzów.
Podobne wpisy
Fani Marvela mogą drwić z konkurencyjnego uniwersum filmowego, jednak na rynku komiksowym król jest tylko jeden. Dotąd zdawali się tego nie zauważać, ponieważ MCU dzieli i rządzi w kategorii filmów superbohaterskich, ale wszystko kiedyś się kończy. Oczywiście żaden ze mnie profeta, a wybiegając w przyszłość o 4-5 lat i tak mam jakieś 50% szans na poprawne wytypowanie diagnozy, jednak kres MCU zdaje mi się bardziej niż pewny. Przynajmniej w znanym nam kształcie.
Wspominam o sytuacji na rynku komiksowym, ponieważ to właśnie tu upatruję przyczyn ewentualnego odpływu zainteresowania przyszłymi filmami spod szyldu Marvela. “Stara gwardia” powoli się wykrusza. Niedawno Joss Whedon, jeden z twórców uniwersum, nawiązał współpracę z konkurencyjnym DC. Także Chris Evans jakiś czas temu ogłosił, że po Avengers: Infinity War przestanie przywdziewać trykot Kapitana Ameryki. Ostatnio podobne słowa usłyszeliśmy z ust Roberta Downeya Juniora. Zawsze w takich momentach fani lamentują, że odtwórca danej roli jest niezastąpiony – i w przypadku charakternego Tony’ego Starka rzeczywiście ciężko o lepszy dobór – ale prawda jest taka, że każdego można zastąpić, a “giełda nazwisk” potencjalnych następców zapewne dawno by wystartowała, gdyby nie równolegle wydawane komiksy.
Jeśli śledzicie komiksowe poczynania grupy Mścicieli, wiecie zapewne, że mini-serie Civil War oraz Civil War II dość mocno przetrzebiły ich szeregi. I nie wdając się tu w szczegóły, by oszczędzić wam jakichkolwiek spoilerów, przejdę do tworu zwanego “New Avengers”. Kombinacja utartych schematów i olbrzymiej dozy politycznej poprawności, na której zdają się dryfować twórcy związani z Marvelem, przyniosła nam wiele “ciekawych” dywersyfikacji. Poszli przy tym jednak na skróty, a to wielu fanom się nie podoba. Co to ma wspólnego z Iron Manem?
Otóż Nowi Mściciele to w dużej mierze znani nam superbohaterzy, odgrywani przez zupełnie inne osoby. W końcu po co tworzyć nowe postaci, skoro można podmienić te istniejące? Jeśli właśnie tym tropem podąży Marvel, możecie pożegnać się z Tonym Starkiem. Możliwe, że obiły wam się o uszy nieoficjalne wypowiedzi, jakoby na rok 2020 planowana była premiera filmu Iron Man 4. To dwa lata po Avengers: Infinity War, które Downey Jr. ogłosił swoim ostatnim filmem w czerwono-złotej zbroi. Czasu jest niewiele, jednak twórcy wcale nie muszą nerwowo organizować castingów, ponieważ prawdopodobnie już wybrano… Skai Jackson. 15-letnia gwiazdka Disneya posłużyła Mike’owi Deodato jako pierwowzór Riri Williams, która w maju zeszłego roku zadebiutowała na łamach Invincible Iron Man vol.2 #7, a w zeszłym miesiącu (Invincible Iron Man vol.3 #3) oficjalnie zastąpiła Tony’ego Starka, przybierając przydomek “Ironheart”. I nikt nie przejmuje się jej banalnie prostą, wręcz sztampową historią.
Najważniejsze, że w świecie Marvela panuje równouprawnienie. Iron Man, Hulk, Kapitan Ameryka, Thor – każdy ma swoją damską odpowiedniczkę. Dywersyfikacja oficjalnie zastąpiła proces tworzenia nowych postaci. Przynajmniej do momentu, gdy fanom przejedzą się “odgrzewane kotlety”, ale na to jeszcze za wcześnie. Prawda?