JAK ZAORAĆ Z KLASĄ. Dyrektor Berlinale kupuje skrajnej prawicy bilety na film o getcie warszawskim
Na rozpoczynającym się niebawem festiwalu w Berlinie zostanie pokazany polsko-amerykański film dokumentalny Kto napisze naszą historię opowiadający o getcie warszawskim, a dokładnie archiwum Emanuela Ringelbluma. Wszystko wskazuje na to, że będzie to jeden z głośniejszych tytułów Berlinale. Dlaczego? Otóż dyrektor Dieter Kosslick dołączył film do programu w ostatniej chwili, a na seans zaprosił przedstawicieli skrajnej prawicy, oferując, że sam zapłaci za ich bilety.
O sprawie mówią od wczoraj media właściwie z całego świata. W dobie podziałów społecznych i języka nienawiści, taka postawa Kosslicka zasługuje na wielki szacunek. Mówi się, że muzyka łagodzi obyczaje, ale film odgrywa przecież podobną rolę. Umówmy się – spory z osobami sympatyzującymi z Adolfem Hitlerem na niewiele nie zdadzą. Trudno mi sobie wyobrazić, aby tacy ludzie byli gotowi przyjąć choćby najsilniejsze argumenty. Obojętnym jednak być nie można. To, co zrobił Kosslick, jest swoistym wyjściem naprzeciw – przyjdźcie, bądźcie uczestnikami ważnego dla całego naszego kraju wydarzenia, spotkajmy się, przemyślcie sobie. Po tym, jak zapowiedział, że zapłaci za każdy bilet, wyraził nadzieję, że partia AfD skorzysta z zaproszenia i jeśli jej członkowie po obejrzeniu filmu nadal uważać będą okres Trzeciej Rzeszy za „ptasi kleks” w historii Niemiec, to interweniować powinien ktoś inny niż filmowcy.
Ten „ptasi kleks” odnosi się do wypowiedzi Alexandra Gaulanda, jednego z liderów AfD (Alternatywa dla Niemiec) – skrajnie prawicowej partii, która w ostatnich wyborach parlamentarnych uzyskała ponad 12 procent głosów. Stwierdził, że Hitler, naziści i Trzecia Rzesza to jedynie drobna skaza, niewiele znaczący epizod w wieloletniej historii Niemiec. Mało tego, Gauland uważa, że tak jak Francuzi są dumni z Napoleona, a Brytyjczycy z Churchilla, Niemcy powinni czuć dumę z osiągnięć ich żołnierzy w trakcie obu wojen światowych.
AfD jest obecnie jedną z największych sił politycznych w Niemczech – nie mamy do czynienia z choćby przypadkową grupa neonazistowską. W oficjalnym przekazie nie wychwalają Trzeciej Rzeszy, ale zdarza się, że ktoś z partii stwierdzi na przykład, że to Polacy są winni wybuchu II wojny światowej albo, że berliński pomnik Holocaustu to hańba dla Niemiec. Bywa też, że polityk należący do AfD umieści w mediach społecznościowych zdjęcie Hitlera z podpisem „kochamy” czy „tęsknimy”. Mówi się, że propozycja dyrektora Berlinale jest reakcją na niedawny incydent w parlamencie – gdy przewodnicząca gminy żydowskiej z Monachium przestrzegała deputowanych AfD przed trywializowaniem zbrodni nazistowskich, oni ostentacyjnie wyszli z sali.
Nie jest tajemnicą, że tegoroczny Berlinale jest ostatnim w dyrektorskiej karierze Kosslicka. Po 18 latach odchodzi on z tej funkcji. Wielu przedstawicieli niemieckiej kinematografii uważa, że festiwal ostatnio stracił na znaczeniu i trzeba go po prostu ratować, a do tego niezbędna jest świeża krew. Kosslick „na pożegnanie” zaprosił w tym roku wielu ze swoich ulubionych reżyserów, stałych gości berlińskiego święta kina, jak Yimou Zhang, François Ozon, Fatih Akin albo Agnieszka Holland. Pozostał też wierny swoim ideałom. Pilnował, by program nie był zdominowany przez męskich reżyserów oraz żeby filmy stanowiły komentarz do tego, co dzieje się obecnie na świecie.
Ten festiwal od zawsze wyróżniał się tym, że był mniej gwiazdorski, a bardziej polityczny niż Wenecja i Cannes. Do dziś pamiętamy przecież, jak po czerwonym dywanie przed premierą dokumentu Droga do Guantanamo przechadzali się byli więźniowie tej niesławnej placówki. Kosslick w tym roku również postawił na polityczną deklarację – pokaz filmu o getcie warszawskim dla populistów z AfD, którzy uważają, że zbrodnie nazistowskie to nic wielkiego, to mocny akcent na zakończenie jego kariery jako dyrektora Berlinale. Korzystając z narracji sympatyków skrajnej prawicy, można by powiedzieć, że Kosslick „zaorał” AfD. Ale zrobił to z dużą klasą.
Podobne wpisy
Nie bez znaczenia jest fakt, że dla filmu Kto napisze naszą historię cała ta sprawa jest świetną reklamą. A nas to powinno tylko cieszyć. W końcu został współprodukowany przez Polskę, a w fabularyzowanych scenach występują na przykład Karolina Gruszka, Piotr Głowacki i Jowita Budnik. Jako narratorów usłyszymy zaś Adriena Brody’ego i Joan Allen. Miejmy nadzieję, że z tą produkcją będzie się można zapoznać nie tylko podczas festiwali i specjalnych pokazów. Ja chętnie wybrałbym się na seans, nikt nie musi mnie zapraszać ani kupować biletu.