search
REKLAMA
Krótkie spięcie

GLADIATOR 2, czyli mam pomysł i nie zawaham się go użyć!

Szymon Pewiński

13 marca 2017

REKLAMA

Wyobrażacie sobie, że ostatnim filmem w dorobku Ridleya Scotta miałby zostać Gladiator 2? Nieważne, jak brzmiałby jego tytuł, bo jeśli jego twórca zszedłby z tego świata – na przykład – tuż po zakończeniu zdjęć, to wciąż byłby to tylko: „Gladiator 2 – ostatni film Ridleya Scotta”. Czyżby zapowiadał się najbardziej niedorzeczny sequel dekady?

Może się okazać, że ten niemal 80-letni reżyser, który w kinie debiutował znakomitym Pojedynkiem, a potem dał światu Obcego, Łowcę androidów, Thelmę i Louise – uzupełni swoją filmografię dziełem, którego sam pomysł każe łapać się za głowę.

Maximus umiera na arenie Czy Ridley Scott go wskrzesi

O tym, że Scott przymierza się do realizacji drugiej części przygód Maximusa, wiadomo było już od pewnego czasu. To nic, że jego bohater zginął na arenie, ratując honor, bliskich, a przy okazji rzymskie imperium przed żądnym krwi Kommodusem. Przecież w głowach twórców wszystko jest możliwe. Próbował to udowodnić Nick Cave. Na szczęście scenariusz jego autorstwa, nakazujący  wskrzeszonemu przez bogów Maximusowi podróżowanie w czasie (ponoć miał dotrzeć nawet do II wojny światowej!) został szybko odrzucony. O ile Cave’owi można ten odlot wybaczyć (choć jako scenarzysta ma na swoim koncie znakomitą Propozycję), o tyle pomysły Ridleya Scotta na powrót do postaci Maximusa – jakiekolwiek by one nie były – każą sądzić, że reżyser powoli traci kontakt z ziemią.

– Wiem, jak sprowadzić go z powrotem – mówił Ridley Scott w wywiadzie dla Entertainment Weekly, dodając, że rozmowy z przedstawicielami wytwórni już miały miejsce.

Jaki ma plan, tego na razie nie zdradził. Stwierdził tylko, że od 2000 roku, kiedy to Gladiator miał swoją premierę, Russell Crowe nieco się zmienił i aktora zajmują nieco inne rzeczy, ale i tak będzie starał się go przekonać do swojego pomysłu. Oby mu się nie udało.

To nieprawda, że Ridley Scott zapomniał, jak się kręci dobre filmy. Wystarczy wspomnieć American Gangster, przyzwoite Królestwo niebieskie czy świetnego, bezpretensjonalnego Marsjanina. Wcześniejszy o kilka lat Prometeusz zawiódł, choć to raczej ambitna porażka. Mówi się trudno i żyje się dalej. Ale że film na siebie zarobił, producenci odrobili lekcje i, sądząc po trailerze Obcego: Przymierze, dadzą publiczności to, co chce oglądać: xenomorphy zabijające kolejnych członków wyprawy. Nie czekam na ten film. Podobnie zresztą jak na, produkowanego przez Scotta, Blade Runnera 2049. Liczę tylko, że kina wpadną na pomysł maratonów, na których będzie można przypomnieć sobie oryginał w reżyserskiej wersji.

Teraz popuśćmy wodze fantazji i uznajmy, że Gladiator 2 powstaje. Najpewniej przyjdzie nam oglądać wcześniejsze przygody Maximusa. Jak został generałem i protegowanym Marka Aureliusza? Dlaczego rozstał się z Lucillą? Jak trafił do Hiszpanii? Tego rodzaju prequel, które Scott lubi chyba bardziej niż  rozwijanie opowieści (w końcu ponoć „poprosił” Neilla Blomkampa o wstrzymanie prac nad Obym 5 na rzecz Prometeusza i Obcego: Przymierze) wydaje się stosunkowo  prostym rozwiązaniem. No, może poza kilkoma „detalami”: aktorzy postarzeli się o kilkanaście lat, a część z nich – jak choćby Richard Harris – już nie żyje. Ale – jak pokazał ŁOTR 1 – technika czyni cuda.

Nie chcę powrotu Gladiatora. Poczuję ulgę, jeśli opowieść Scotta okaże się żartem. Maximus umiera na arenie: w glorii i chwale. I właśnie tam, na arenie, powinien pozostać.

REKLAMA