search
REKLAMA
Krótkie spięcie

„Cybulski” (nie)zbędny? Czyli na co komu wyróżnianie wyróżnianych

Szymon Pewiński

28 lutego 2017

REKLAMA

Oscarowy kurz powoli opada, więc możemy wrócić na nasze podwórko. Niedawno ogłoszono nominacje do Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Żebyśmy mieli jasność – to wyróżnienie ze wszech miar ważne, potrzebne i – co istotne – dobrze spełniające swoje zadanie, a mianowicie promowanie interesujących i obiecujących (!) młodych aktorów. Niestety, patrząc na nazwiska tegorocznych nominowanych, odnoszę wrażenie, że ta idea może gdzieś umknąć.

Nominowany nr 1: Dawid Ogrodnik. Lat 31, na koncie m.in. Jesteś Bogiem, Ida, Chce się żyć (za ten film był już nominowany do tej nagrody), 11 minut, Disco polo. Ewentualne nagrodzenie go za rolę w Ostatniej rodzinie (dość kontrowersyjną, o czym pisaliśmy TUTAJ) potwierdzi tylko to, co wszyscy już wiedzą: Dawid Ogrodnik to znakomity aktor, obdarzony nie tylko talentem, ale też intuicją w doborze ról. A statuetkę im. Zbyszka Cybulskiego powinien otrzymać  kilka lat (i filmów) temu. Tym bardziej, że w przyszłości przeróżnych nominacji i nagród na jego koncie z pewnością nie zabraknie. Już niedługo aktor wcieli się w rolę Józefa Piłsudskiego.

Podobnie rzecz ma się z Julią Kijowską. To jej trzecia (!) nominacja do Nagrody im. Cybulskiego – tym razem za Zjednoczone stany miłości. Pierwszą otrzymała za W ciemności Agnieszki Holland, drugą – za Miłość Sławomira Fabickiego. Jeśli dla kogoś Kijowska wciąż pozostaje tylko „obiecującą aktorką”, to odsyłam do filmów Wojtka Smarzowskiego (Drogówka i Pod mocnym aniołem), Marcina Koszałki (Czerwony pająk), Jana Jakuba Kolskiego (Serce, serduszko). Pojawia się też w telewizji i nie boi się kina gatunkowego; Sługi boże nie należały do dzieł wybitnych, ale rola Kijowskiej wstydu jej nie przyniosła (czego nie można powiedzieć o występie Małgorzaty Foremniak). I tu mała „wróżba”: dlaczego wygra właśnie Kijowska? Cóż, jeśli nie odbierze tej nagrody teraz, to prawdopodobnie nie odbierze jej nigdy. Regulamin stanowi, że mogą ją otrzymać aktorzy, którzy w roku kalendarzowym, za którym przyznawane są nominacje, ukończyli nie więcej niż 35 lat. Nie wypominam wieku. Po prostu  regulamin to regulamin.

33 lata ma za to nominowana nr 3: Marta Nieradkiewicz, a na swoim koncie trzy ważne tytuły i „tylko” jedną nominację do nagrody im. Cybulskiego. Debiutowała w Człowieku wózków Mariusz Malca. Potem przyszły m.in. krótkometrażowe Ważki i EM, a dalej Non sono pronto i koszmarne Z miłości. Na szczęście potem zagrała w Płynących wieżowcach (wspomniana nominacja w 2013 roku). To właśnie melodramat Tomasza Wasilewskiego pozwolił zaprezentować jej aktorskie umiejętności, które tylko potwierdziła w Zjednoczonych stanach miłości Wasilewskiego i całkiem niezłym Kamperze Łukasza Grzegorzka. Tegoroczną nominację otrzymała właśnie za te dwie role.

Kamper to film, który przyniósł pierwszą nominację Piotrowi Żurawskiemu – aktorowi do tej pory raczej mało rozpoznawalnemu, pomimo iż w jego filmografii znajdują się role w  bardzo dobrym telewizyjnym Jutro idziemy do kina, Chce się żyć, Mieście 44, Hardkor Disko czy Karbali, a ostatnio w serialu Bodo. Ten ostatni w marcu pojawi się na ekranach kin jako film pełnometrażowy. Pozostaje mieć nadzieję, że tym razem będzie to pełnoprawny film, a nie 120-minutowy skrót serialu. Teraz Żurawskiego można oglądać w niewielkiej roli w Pokocie Agnieszki Holland.

Przy całym szacunku dla wspomnianej czwórki, moim osobistym faworytem do tegorocznej Nagrody im. Zbyszka Cybulskiego pozostaje najmłodszy w gronie 27-letni Filip Pławiak. W Czerwonym pająku nie miał łatwego zadania. Musiał nie tylko udźwignąć skomplikowaną rolę, ale też nie ustępować pola Adamowi Woronowiczowi. Liczę, że nagrodzenie go za występ w filmie Marcina Koszałki stanie się dla tego absolwenta łódzkiej filmówki  przepustką do zdobywania równie interesujących ról. Choć i do tej pory radził sobie co najmniej nieźle. Zagrał już m.in. Bilecie na księżyc Jacka Bromskigo, Kamieniach na szaniec, Wołyniu i dobrze przyjętej Prostej historii o morderstwie Arkadiusza Jakubika. Nie spodziewam się, że rola w trzeciej części „Listów do M.” przyniesie mu sławę i chwałę, ale wiadomo – rachunki płacić trzeba. Tak czy inaczej, Pławiakowi warto się przyglądać. Warto też czekać na kolejne filmy z jego udziałem. I po cichu liczyć, żeby w kwietniu to właśnie do niego powędrowała statuetka.

Bo Nagrodą im. Zbyszka Cybulskiego nie się powinno wyróżniać aktorów, którzy od dobrych kilku są doceniani przez widzów i krytyków; którzy już mają na swoim koncie udział w znanych szerokiej publiczności oscarowych produkcjach. W takim przypadku to już nie nagroda dla obiecującego aktora lub aktorki – będąca nieraz ryzykowną decyzją (bo przecież ów aktor nie musi tych nadziei spełnić ), a raczej  tylko potwierdzanie pewnych faktów. Warto o tym pamiętać, bo w poprzednich latach udawało się zachować ideę przyświecającą temu wyróżnieniu. Tylko po 2005 roku (czyli po powrocie tej nagrody w jej obecnej formule) otrzymali je m.in. Marcin Dorociński, Kinga Preiss, Maciej Stuhr, Eryk Lubos, Mateusz Kościukiewicz. Ich dokonania to dowody, że jury powinno stawiać na aktorów, którzy dopiero kształtują swój wizerunek; już intrygują, ale też obiecują widzom znacznie, znacznie więcej.

REKLAMA