Upalić się marihuaną w KINIE, to je docenić, a upić się alkoholem, to je sprofanować?
Jeden ze spotykanych podziałów jest mniej więcej taki jak w tytule. Nazywam go roboczo uproszczoną behawioralną aksjologią kina, która jednak jest czysto subiektywna. Zaraz wyjaśnię, o co dokładnie mi chodzi. Najważniejsze jest teraz jednak coś innego. Jak ta refleksja w mojej głowie się ostatnio pojawiła? Paradoksalnie dzięki jednemu z aktorów, który występował w Obcym: Przymierzu Ridleya Scotta. Danny McBride przypomniał mi, że w aktualnym momencie życiowym jem i piję w kinie i się zupełnie tym nie przejmuję, a pamiętam, kiedy jeszcze byłem na studiach, kino wydawało mi się misterium tak świętym, że nie wypadało żreć w nim popcornu i popijać go colą. Może z wiekiem mam już po prostu gdzieś to, co wypada, a tym bardziej to, co ktoś uznaje subiektywnie za święte. Nigdy w kinie jednak nie piłem alkoholu, a to być może ze względu na czynniki fizjologiczne – źle się po alkoholu czuję i chce mi się spać. Teraz wolę chrupki serowe, popcorn i bezcukrową colę, względnie bezcukrową mirindę. Danny McBride zaproponował jednak zupełnie inną koncepcję – on wolałby w kinie palić marihuanę, i to mi się bardziej podoba z kilkoma zastrzeżeniami.
Nim przejdę do pomysłu McBride’a, otwarcie będę zachęcał do bojkotu wszelkich multipleksowych przekąsek, których ceny są zwykłym nieuczciwym zdzierstwem. Nie godzi się klienta tak traktować i każdy kinomaniak powinien się temu podejściu sprzeciwiać, bo polityka w tej materii wielkich sieci kinowych dąży tylko do finansowego wykorzystywania widzów. Ów bojkot kinowego jedzenia wcale jednak nie ma nic wspólnego z brakiem możliwości czy też przyzwolenia na jedzenie w kinie. Wygórowanym cenom jednak zawsze należy się sprzeciwiać, jeśli nie otwarcie np. przynosząc ze sobą transparenty do kina, bo to by pachniało Gretą Thunberg, to skrycie, po prostu nie kupując tak wycenionych przekąsek. Jedzenia w kinie i tak nam nikt nie zabroni. Tylko pamiętajmy, nie wolno śmiecić, bo to wyraz braku kultury. Pić alkoholu w kinie także nie powinniśmy, bo to niepraktyczne i psuje rozrywkę, ale sieci kinowe w tym względzie wykazują się wyjątkową dwulicowością, bo spokojnie można zamówić w nich popcorn z piwem, byle za to zapłacić do kasy kina. Gdzieś więc mają wychowanie w trzeźwości i tego typu trywialne zagwostki. Wykazują się czystą bufonadą i oszukaństwem, które zauważył McBride i skomentował bez owijania w bawełnę grzecznych słówek.
Danny McBride nie jest grzeczny, ale to pozwala mu jasno wyrażać swoje myśli, a odbiorcom je bez podtekstów rozumieć. Aktor powiedział, że nienawidzi tych kinowych ofert przekąsek, gdy dodaje się do nich alkohol. Bynajmniej nie chodziło mu o rozpijanie społeczeństwa. Aż tak święty McBride nie jest. Bardziej mają tu znaczenie względy pragmatyczne. Wyobraźcie sobie, że pijecie w kinie, przegryzacie piwko chipsami, aż tu zaczyna chcieć się wam sikać. Chwilę wytrzymacie, ale alkohol powoduje silny efekt diuretyczny, więc polecicie do łazienki, zapominając o filmie, o akcji, nieważne, jak bardzo jest ona w danym momencie interesująca. Podobnie będzie z waszą uwagą. Nie chodzi o to, że nagle pijani zrobicie w kinie burdę i zaczniecie wyrywać fotele, żeby rzucić nimi np. w jakiś czarny charakter albo jakiegoś Afroamerykanina, który gra białą postać, w imię lewackiej poprawności politycznej. Chodzi o zaburzenie uwagi, które polega na zwykłej senności, narastającej w miarę wlewania w siebie kolejnych porcji zachmielonego piwa. Czy to jest sposób na przyciągnięcie widzów do kin, zwłaszcza gdy pandemia spowodowała trwały odpływ widzów do serwisów streamingowych? Według McBride’a właśnie nie. Aktor ma inny pomysł, który przyciągnąłby widzów do kin oraz zwiększył ich zainteresowanie filmami. Zamiast alkoholu do tych chipsów i popcornu widzowie powinni dostawać po joincie. Palenie marychy bowiem wpływa pozytywniej na organizm niż picie alkoholu. Niestety, wbrew przekonaniu pijących każda dawka alkoholu truje, czego o trawie nie można powiedzieć.
Gdy działa na nas THC i kannabidiol, z całą pewnością odpada nam latanie do kibelka, żeby wyrzucić z siebie nadmiar poalkoholowych płynów. Co do senności: to już może być różnie, gdyż po etapie przyjemnego pobudzenia następuje u palącego senność, podobnie jak po alkoholu. Dlatego z tymi jointami bym jednak uważał albo wprowadził ograniczenie do jednego, bo efekty mogą być nieciekawe, gdy się towarzystwo na sali kinowej upali. Nie dzieliłbym jednak tak wartościująco aktywności ludzi na to obrażające kino w postaci picia alkoholu i to doceniające w formie zaciągania się trawą. Nie na takim podziale zasadza się owa wspomniana przeze mnie na wstępie behawioralna aksjologia kina. Chodzi o to, że nasza aktywność jedzeniowo-używkowa nie ma nic wspólnego z docenianiem lub pogardzaniem kinem. Zezwalanie lub pozwalanie na jedzenie w kinie nie ma nic wspólnego z negatywną lub pozytywną oceną kina jako rodzaju sztuki, a związane jest jedynie z subiektywnie ujętą tradycją, konwenansami, przyzwyczajeniami, zasadami zachowania oraz niestety chęcią zysku sieci kinowych, które selektywnie zabraniają i zezwalają na określony zakres produktów do spożycia, a na dodatek definiują ich miejsce kupna dla widzów. To, że chcemy jeść w czasie oglądania filmów, jest wyłącznie naszym wyborem i wynika z przyzwyczajeń, a nie jakiejkolwiek aktywności oceniającej przedmiot naszego zainteresowania. Jedzmy lub nie jedzmy – nikt nie ma prawa nam tych aktywności zabraniać, a już najgorszym uzasadnieniem będzie powiedzenie komuś, kto chce sobie zamówić popcorn i napić się w kinie coli, że profanuje sztukę. Lepiej niech krytycy przypomną sobie, z czego kino wyrosło, i jaką miało na samym początku rolę i opinię, zwłaszcza wśród miłośników teatru. Dopiero potem zostało zidolatryzowane, a więc nadane mu zostały cechy semiboskie, czyli ludzkie, tyle że podniesione do dość wysokiej potęgi. A to już wymaga stworzenia specjalnego kodeksu zachowywania się, żeby odseparować przedmiot kultu od tzw. zwykłej rozrywki, którą jest oglądanie filmów np. w domu. Wszystko to jednak dotyczy zachowywania się ludzi oraz definiowania wartości, którego owo zachowanie się jest naocznym wyrazem. Dlatego piszę o behawioralnej aksjologii kina, gdyż nie istnieje ono bez naszej oceny, przejawiającej się w zainteresowaniu oglądaniem filmów w określonych warunkach. Stąd rytuał, jego ocena oraz zdefiniowanie naszej postawy, żeby ten system utrzymać. Jedzenie w kinie jest elementem dodanym, wprowadzającym inną aktywność niż sama percepcja dzieła, stąd być może sprzeciwy wobec tych, którzy lubią jeść i pić w kinie, zakamuflowane pod maską czegoś, co jest nazywane „brakiem artystycznej kultury”.
Danny McBride pomógł mi zrozumieć, że tu nie chodzi ani o alkohol, ani o trawę, lecz o moją wolność wobec sztuki. Upewniłem się więc, że nadal będę jadł i pił w kinie, ale unikał szeleszczenia papierkami, bo to przeszkadza. Siorbanie przez słomkę również ograniczam, podobnie śmiecenie. Po włączeniu świateł popcorn spod fotela należy pozbierać, a przynajmniej się postarać, bo nie chodzi mi o to, żeby przychodzić do kina z wiadrem i mopem. A przynoszeniem do kina własnych chrupek nie będę zaprzątał mojego sumienia, bo świat ma poważniejsze problemy, zresztą ja również.