THE CIRCLE – pierwszy zwiastun technologicznego koszmaru
Wyobraźcie sobie miks Google’a i Facebooka – połączenie sieci wyszukiwania, osobistych udogodnień (poczta, płatności, wszelkie media) z aktywnym dzieleniem się własnym życiem, poglądami i emocjami na zasadzie podobnej jak na portalu Zuckerberga.
Wyobraźcie to sobie, ale BARDZIEJ. W formie molocha zdecydowanie większego, angażującego na 100%, wymagającego wiele (prywatność), ale i dającego jeszcze więcej (bezpieczeństwo, przejrzystość życia publicznego). Przy okazji to miejsce, gdzie spełniają się pracownicze marzenia, gdzie osobiste ambicje mają szansę na realizację i gdzie czujesz wsparcie – psychologiczne, społeczne, zdrowotne – na każdym kroku.
Takie jest THE CIRCLE – nie tyle miejsce w internecie, co sposób funkcjonowania na co dzień. Jak trzecia ręka, jak oko z tył głowy, jak fragment mózgu i dostępny na zawołanie plasterek na bolące serce. O tym miejscu lub, co może bardziej trafne, idei opowiada Dave Eggers w książce „Krąg”, którą miałem przyjemność ostatnio czytać. Nie jest to wybitna powieść pod względem stylu, ale to, co w niej najwartościowsze, to sensowne, wiarygodne i klarownie przedstawione uzasadnienie dla braku prywatności. Brak tajemnic = bezpieczeństwo, przewidywalność.
Film zapowiedziano już jakiś czas temu, a teraz mamy pierwszy zwiastun, który dość wiernie odtwarza schemat powieści (choć w szczegółach różni się – John Boyega gra gościa, który w książce jest siwym, dojrzałym mężczyzną). W roli głównej Emma Watson, co oceniam na plus. Obok niej Tom Hanks w roli guru The Circle, który jest kimś w rodzaju Steve’a Jobsa.
Co będzie trudne w tego typu ekranizacji?
Odejście od czytelnego schematu rasowego thrillera ze złą korporacją w tle. Takie rozwiązanie byłoby zgubne, bo tu o coś zupełnie innego chodzi. The Circle jest bowiem jak specjalny odcinek Black Mirror – o technologii, którą dobrze znamy i której łatwo się poddać ze względu na wygodę, na poszukiwanie bezpieczeństwa i akceptacji. To ten sam słodko-gorzki smak, który chciałbym poczuć w kinie. Czy tak będzie? Nie ukrywam, że dużo sobie obiecuję po Jamesie Ponsoldcie, którego bardzo doceniam za The End of the Tour i The Spectacular Now.