search
REKLAMA
Felietony

Netflix ostrzega przed UTONIĘCIEM, jednocześnie zachęcając do… ŻYCIA 100 LAT

Wrażenia po seansie dwóch filmów dokumentalnych platformy Netflix.

Jakub Piwoński

24 października 2023

REKLAMA

Netflix, dzięki nowym dokumentom, znowu sprawił, że stałem się refleksyjny. Pewne dwa, świeże tytuły świetnie motywują i rozsmakowują się w życiu, z tą różnicą, że jeden każe przełknąć wyjątkowo gorzką, egzystencjalną pigułkę. I bądź tu mądry.

Zacznę od tego zdecydowanie smutniejszego, melancholijnego przypadku. W lipcu swoją premierę miał film dokumentalny pt. Najgłębszy wdech. Tym, którzy znają i tak jak ja kochają Wielki błękit Luca Bessona, nie trzeba pewnie ani specjalnie reklamować tematyki filmu, ani zachęcać do zapoznania się z nią. Rzecz tyczy się tzw. freedivingu, czyli ekstremalnej odmiany nurkowania, polegającej na zdobywaniu głębin bez wsparcia akwalungu. Na jednym wdechu. Najgłębszy wdech debiutującej na stołku reżyserskim Laury McGann przytacza historię włoskiej freediverki Alessii Zecchini. W swojej dziedzinie jest to postać nieprzeciętna – na koncie ma bowiem trzydzieści osiem światowych rekordów.

Złożony z archiwalnych zdjęć, pięknych widoków i wywiadów dokument w początkowym akcie stanowi zapis drogi Zecchini do wielkich sukcesów. Ale już pierwsza, otwierająca scena w filmie trzyma za serce i zwiastuje, że ta niezwykle inspirująca historia kryje w sobie wielki dramat. Na pewnym etapie losy Zecchini przecinają się bowiem z losami irlandzkiego nurka Stephena Keenana. On także próbował swoich sił we freedivingi, ale nie z takim powodzeniem jak Zecchini. Dobry okazał się jednak w trenowaniu, asekurowaniu i ratowaniu tych, którzy biorą udział w zawodach. Zecchini odnalazła w nim niezbędne oparcie i… coś więcej. Zawiązała się między nimi relacja sięgająca, nomen omen, znacznie głębiej niż współpraca sportowa.

Najgłębszy wdech trzyma w napięciu, bo – tak jak sugerowałem – od początku wiadomo, że za chwilę, podczas kolejnego zanurzenia, być może będziemy świadkami tragedii. Nie wiemy tylko, co się stanie i komu. Warto przed seansem nie wspierać się wiedzą z Wikipedii, by przesłanie tego, o czym twórcy chcieli  opowiedzieć, jeszcze lepiej w nas trafiło. Ta opowieść o tzw. nurkowaniu swobodnym zawiera w sobie trudną do przełknięcia gorycz. Bo tak jak opowiada o bezkresnej toni, o tym, jak fascynujące jest móc się w niej zanurzyć, jak bardzo jest to kojące dla duszy, zwłaszcza zjawisko ciszy w wodzie występujące, tak też Najgłębszy wdech jest jednocześnie opowieścią o wielkim ryzyku, jakie biorą na siebie nurkowie.

Chcąc zmienić nieco klimat i rodzaj komunikatu, warto zapoznać się z innym nowym dokumentem od Netflixa. Miniserial Żyć 100 lat: Tajemnice niebieskich stref, to produkcja, która także rozsmakowuje się w życiu i zachęca do czerpania z niego pełnymi garściami, ale w zgoła inny sposób. Nie zachęca do ulegania ekstremie, tylko przytacza fakty, gdzie na Ziemi ludziom żyje się najlepiej, najdłużej. Dlaczego i jaka jest konsekwencja tych kultywowanych od lat zdrowych nawyków. Jest to wynik prowadzonego od lat dziennikarskiego śledztwa Dana Buettnera. Okinawa, Sardynia, Ikaria to tylko niektóre z tzw. niebieskich stref, w których żyje najwięcej osób w wieku stu lat i więcej. Warto dodać, że nie ma tu mowy o dogorywaniu w schorowaniu i przebijaniu bariery stu lat rzutem na taśmę, tylko o życie w sile i zdrowiu.

Jeśli się seans serialu Żyć 100 lat: Tajemnice niebieskich stref wesprze lekturą książki Jak żyć długo. Dlaczego się starzejemy i czy naprawdę musimy Davida Sinclaira, otrzyma się wówczas pełny obraz tego, co można nazwać umownie długowiecznością. Pojęcie to jeszcze niedawno funkcjonowało w obszarze kulturowego mitu, a powoli staje się biologicznym novum, możliwym nie tylko za sprawą rozwoju technologii i medycyny, ale także dzięki mądremu czerpania z analizy dobrodziejstw, jakie dostarcza nam natura, od której przez wieki byliśmy odwróceni. Teraz, w dobie powrotu do zdrowych nawyków żywieniowych, rozumienia niezwykłej wagi ruchu, ale także terapii opartych na ekspozycji na skrajne temperatury oraz życia w otwarciu na wspólnotę i innych, wydawać by się mogło oczywistych rzeczy, a jednak kluczowych, wydaje się pewne, że w zasięgu ręki leży wydłużenie średniej długości życia.

Ale jest jeden haczyk. Trzeba tego chcieć.

Wracam do historii z Najgłębszego wdechu. To jest druga strona medalu. Jeden z egzystencjalnych dylematów każe zastanowić się nam, czy lepiej jest umrzeć młodo, ale żyć w wolnym niczym ptak (lub, co bardziej adekwatne, ryba), czy może ciągnąć swe życie do późnych lat, ale ograniczając w sposób znaczący swoją swobodę, trzymając się, nazwijmy to, żelaznych zasad długowieczności. Obie drogi mogą dać wiele życiowej satysfakcji. Różnią się jednak podejściem do ryzyka. Żyjąc według zasad nurkowania swobodnego, wypada cieszyć się każdą sekundą życia, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zerwie się kontakt z rzeczywistością. Przeciwieństwem tego podejścia jest styl życia zakładający, że moje obecne zachowanie i wybory, jakich dokonuję, trwale determinują jakość i długość życia.

Dylemat sięga jednak głębiej. To nieustanne stąpanie po cienkiej linie i potrzeba przekraczania kolejnych granic w pewnym momencie może przerodzić się w obsesję. Z kolei życie w bańce bezpiecznych i korzystnych nawyków może dla wielu okazać się… nudny.

I bądź tu mądry.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA