KRÓLOWA KLEOPATRA biała, ale jednak czarna, czyli nowa historia od Netflixa? Refleksje po dokumencie
Jeśli Królowa Kleopatra ma być politycznym manifestem, to nie nazywajmy jej filmem dokumentalnym, tylko fabularyzowanym dziełem fantasy opartym na niektórych faktach historycznych, i problem z głowy. Czarna Kleopatra będzie mogła być nadal czarna, a teraz jest wciąż biała, a tylko udaje czarną, żeby coś symbolizować, a taka gra ze znaczeniem przyjętych faktów historycznych denerwuje m.in. Egipcjan i nie przyczynia się do poprawy społecznej sytuacji innych ras człowieka. A przecież manifest prócz kontrowersji powinien nieść ze sobą tę wartość wychowawczą, kształtującą, dającą wiedzę w przeciwieństwie do wszystkiego tego, co krytykuje. Jada Pinkett Smith i Tina Gharavi postawiły na szokowanie, lecz nie na edukowanie. Pytanie, co na to fakty? Czy były one na tyle wątpliwe, że miały prawo? Czy dokument Neflixa wybroni się chociaż formą i sposobem realizacji?
Pisząc, że Jada Pinkett Smith postawiła na szokowanie, a nie edukowanie, mam na myśli nie tylko owe kontrowersje z kolorem skóry Kleopatry oraz jej najbliższego otoczenia (powiernice Charmiona i Iras są również czarne), lecz pewien sposób realizacji filmu dokumentalnego jako takiego. Inscenizacje aktorskie niegdysiejszych wydarzeń zajmują o wiele więcej miejsca niż faktograficzne analizy. Głos narratora się gdzieś gubi w dialogach, a to niedobrze dla edukacyjnej roli całości. Tak więc jesteśmy świadkami forsowania przez Netflixa zupełnie nowej formy produkcji dokumentalnej, do której przyznaję, że nie jestem przyzwyczajony i widzę jej uproszczenie w porównaniu ze starszymi produkcjami w stylu Defilady czy Człowieka. Chciałbym poczuć się jednak zaskoczony i przekonać się w przyszłości, że taka forma edukacji lepiej zadziała na młodych i zainteresuje ich historią starożytną bardziej niż książki Jarosława Molendy lub Zygmunta Kubiaka. Na razie wątpię, spoglądając z lekkim zażenowaniem na sceny łóżkowe Kleopatry i Cezara oraz Kleopatry z Markiem Antoniuszem, okraszone muzyką jak z 365 dni. Produkcje dokumentalne nie powinny być aż tak banalne.
Wracając do koloru skóry Kleopatry i faktów, które stoją w ewentualnej sprzeczności z koncepcją serialu: z jednej strony w pierwszym odruchu bardzo przeszkadza to, że wizerunek Kleopatry jest niezgodny z jakimś przyjętym przez nas wyobrażeniem, wręcz popkulturowym, ale warto się zastanowić, skąd to wyobrażenie się pojawiło i czy są jakieś fakty je potwierdzające bądź im zaprzeczające. Niewątpliwie przeszkadza to, że Jada Pinkett Smith wprost powiedziała, że chce, żeby serial był czymś w rodzaju manifestu, a kolor skóry Kleopatry wybrała celowo w jednym celu – szokowania. Udało się jej to niewątpliwie. Z drugiej jednak strony w serialu jest wprost powiedziane, że władczyni z dynastii Ptolemeuszy była Macedonką. Jej rodowodu nikt nie kwestionuje, wręcz podkreśla jej obcość w stosunku do Egipcjan. W historii jej rodziny trudno jednak wskazać istotny i jednoznaczny dowód, że mimo jej macedońskiego pochodzenia, nie mogła mieć ciemniejszej skóry. Różni badacze mają na ten temat różne opinie. Mówi się, że Kleopatra VII była Macedonką w ¾, a w ¼ Egipcjanką. Nie jest przecież znana tożsamość matki jej ojca. Istnieje prawdopodobieństwo, że jej skóra mogła być ciemniejsza niż ta zaprezentowana w popkulturowym modelu, który znamy z roli Elizabeth Taylor i do którego się przyzwyczailiśmy. Ale tak zaakcentowany dumnie i antypatriarchalnie przez Netflixa i twórców dokumentu nowy wizerunek królowej Egiptu wzbudza sprzeciw jak cała woke culture.
Mało tego, w serialu wyraźnie jest powiedziane, że Kleopatra chciała się zbliżyć do swoich poddanych m.in. poprzez zmianę swojego wizerunku z Europejskiego na bardziej Afrykański, zmianę nie tylko mentalną, polegającą na przyjęciu obcej kultury, ale i wizualną – makijaż, ubiór, opalenizna itp. Z wypowiedzi ekspertów możemy się również dowiedzieć, że Kleopatra jest postacią symboliczną, nie tylko historyczną. Dla każdego jej postać znaczy coś innego. Dla czarnoskórej społeczności może więc być symbolem o czarnym kolorze skóry. Mają do tego prawo. Można się tej koncepcji w serialu więc radykalnie sprzeciwić, gdyby przeinaczono fakty historyczne, a wyraźnie jest mowa o symbolizmie postaci Kleopatry, w tym symbolicznym kolorze jej skóry, oraz z drugiej strony nie kwestionuje się jej Macedońskiego pochodzenia, a wręcz mówi, że jej skóra mogła mieć wiele różnych kolorytów, bo nie zachował się żaden wizerunek władczyni do naszych czasów. Tak więc histeria Egipcjan i niektórych widzów chyba jest nieco na wyrost. Bo twórcy postawili z jednej strony na szokowanie wizerunkiem Kleopatry, lecz z drugiej w warstwie naukowej nie przeinaczyli faktów. Zaufali jednak widzowi, że będzie umiał oddzielić warstwę symboliczną idei postaci królowej Egiptu od niejasności historycznych związanych z jej postacią – i kolorem skóry właśnie.
Porównajmy jednak jej sytuację symboliczną i historyczną chociażby z Jezusem. Jego istnienia jakoś nikt nie kwestionuje, co jest dziwne. Na ten temat jest o wiele mniej źródeł potwierdzających jego historyczne istnienie, bo Nowego Testamentu raczej jako dowód nie możemy traktować, zwłaszcza że został spisany wiele lat po śmierci domniemanego mężczyzny, który nosił imię Jezus, na podstawie koloryzowanych przekazów ustnych zwolenników nowej religii głównie ze względów politycznych i antyżydowskich. Trzeba było po prostu dać ludziom jakiś dowód. Spisać mit, który posłuży do spajania wyznawców nowej religii, a ta będzie narzędziem walki politycznej z rzymskim okupantem. Najwcześniejszym odniesieniem do Jezusa uchodzi w historii pozachrześcijańskiej Testimonium Flavianum, spisane przez żydowskiego historyka Józefa Flawiusza w Dawnych dziejach Izraela, ale jest to rok 93–94 n.e. Niestety uznaje się je za tzw. interpolację, więc przynajmniej w znaczącej części dopisek późniejszy, czysto chrześcijański, co wynika ze stylistycznej i semantycznej natury dopisanych fragmentów. Pozostałe źródła są albo niejasne, chociaż starsze: jak np. list z 70 roku n.e. Mary Bar-Serapiona, albo młodsze, więc naznaczone podobną interpolacją co wstawka Flawiusza, bo brak przed nimi wartościowych innych źródeł – mam tu na myśli np. Roczniki Tacyta ze 115 roku n.e. czy też list do Trajana napisany przez Pliniusza Młodszego (61–113 n.e.). Tak więc skoro dowody na istnienie Jezusa są tak miałkie, to czemu się powszechnie nie dyskutuje o jego kolorze skóry i w ogóle istnieniu, a tak irracjonalne emocje wywołuje rodowód Kleopatry? Ona była przynajmniej postacią historyczną, a nie synkretyczną, czyli wykreowaną na podstawie zlepienia ze sobą historii życia wielu starożytnych bóstw egipskich, mezopotamskich i greckich, co widać na każdym kroku w całym chrześcijaństwie, nawet w jego demonologii.
Zanim więc zareagujemy histerycznie z powodu czegoś tak w tym przypadku mało znaczącego jak kolor skóry, warto się zastanowić, a nie składać od razu sprawy do prokuratury, bo będzie to podyktowane raczej lękiem przed symbolicznym wyemancypowaniem Kleopatry jako archetypu kulturowego, a nie analizą czystych faktów. Nie da się ukryć, że Królowa Kleopatra od Netflixa trąci banałem, ale po analizie faktów, koncepcja czarnej władczyni Egiptu aż tak bezsensowna nie jest, zwłaszcza że w serialu jest zaakcentowane wyraźne rozróżnienie na warstwę historyczną i symboliczną postaci głównej bohaterki. Będę w prawdziwym szoku, kiedy w jakimś dokumencie zobaczę np. królową Elżbietę II zagraną przez czarną aktorkę albo Martina Luthera Kinga zagranego przez białego aktora, a nie postać z czasów starożytnych, o której wiemy bardzo niewiele w porównaniu z biografiami postaci nowożytnych, w którą wcieliła się niewątpliwie czarna Adele James.