Kino PRZECIW STEREOTYPOM. Rozmowa z dyrektorem Festiwalu AFRYKAMERA
Tomasz Raczkowski: Co się dzieje w wymiarze chociażby wspomnianej obecności na festiwalach międzynarodowych? Jakby się zabawić w przypuszczenia, to można oczekiwać, że za parę lat zdarzy się, powiedzmy, afrykański Parasite, który otworzy tę perspektywę dla Afryki i pociągnie tamtejsze kino. Takim filmem może trochę był Atlantyk, ale on nieco zbyt niszowo poszedł w dystrybucji.
Przemysław Stępień: Tak, trochę niszowo i nie miał takiego przebicia na Netflixie, który go po swojemu schował wśród bardziej chodliwych produkcji, przez co film nie był szeroko oglądany, trochę się zgubił. On tam wciąż jest, ale trzeba chcieć go znaleźć w bibliotece. Tym bardziej, że nie miał przecież dystrybucji kinowej.
Tomasz Raczkowski: Co też być może świadczy o pozycji Afryki i o tym, jak działa rynek dystrybucji.
Przemysław Stępień: Tak, również największy oddźwięk mają jednak filmy takie jak Czarna Pantera i to one mają większy wpływ, jeśli chodzi o światowe postrzeganie kultury afroamerykańskiej i pewne stereotypy, które są obalane.
Tomasz Raczkowski: Właśnie, jak pan postrzega wpływ Czarnej Pantery na postrzeganie Afryki czy kina Afryki?
Przemysław Stępień: Niewątpliwie lubię ten film, natomiast mamy tu ewentualny dysonans związany z romantyczną afroamerykańską idealizacją Afryki. Jest to wizja jednak amerykańska i nie ma przełożenia na Afrykę. Z drugiej jednak strony ten film pokazał, że można zrobić obraz, którego akcja toczy się w Afryce, opowiada o Afrykanach, z samymi czarnymi bohaterami i mimo to może się wybić i zostać wielkim międzynarodowym hitem. Kilka lat później to wciąż rezonuje. Coraz częściej mówi się o wielkobudżetowych produkcjach w Afryce, one co prawda nie są w tej chwili realizowane, bo jak wiadomo, COVID zablokował branżę. Wiem, że miała powstawać duża produkcja HBO osadzona w Afryce, nie znam niestety jej obecnych losów, ale gdyby nie taka Czarna Pantera, takie projekty nie pojawiałyby się w ogóle. Zresztą w tej chwili w Nigerii powstają co najmniej dwie względnie wysokobudżetowe produkcje o superbohaterach, w tym jedna animacja. I to, co oddziałuje na całą popkulturę, musi oddziaływać na Afrykę, bo Afrykanie też to oglądali i mimo swoich zastrzeżeń co do afroamerykańskiego narzutu ideowego byli zachwyceni.
Tomasz Raczkowski: Wyciągnąć można z pana wypowiedzi obraz bardzo prężnego i zróżnicowanego środowiska kinowego w Afryce, gdzie kino też po prostu zyskuje popularność.
Przemysław Stępień: Widać, że pączkują takie przemysły, ja sam już nawet nie znam wszystkich nazw, ale te nurty wyszły z Nollywoodu właściwie na cały świat i czasem są naprawdę ciekawe, aczkolwiek totalnie odjechane. Jest chociażby odjechany przemysł Wakaliwood, który de facto składa się z jednego głównego twórcy oraz jego ekipy filmowej. Mowa tu I.G.G Nabwana, reżyserze z Ugandy ze slumsów Kampali. Jego filmy są międzynarodowymi hitami internetowymi, jest chociażby Bad Black. Warto też wspomnieć, że jego najnowszy film Crazy World zamykał zeszłoroczny festiwal w Toronto w sekcji Midnight Madness. Wspominam o tym, bo w jego filmach widać totalnie dziką miłość do kina w jego najbardziej pierwotnej postaci, bo efekty specjalne są mocno prowizoryczne, język filmowy jest bardzo surowy, jednak nie sposób pozostać obojętnym wobec jego twórczości… Obraz jest bardzo silnym instrumentem, który wpływa na nas. Tak jak na kulturę światową wpłynęło kino amerykańskie, tak samo oddziaływało też na Afrykę. W tej chwili Afrykanie jako społeczność ze swoimi marzeniami, planami i wielkimi wizjami, z wielkim impetem rozwijają kino. Gdy raz odniesiono sukces, zapanował pewien szał w tej materii. Oczywiście kino nollywoodzkie, nigeryjskie jest najpotężniejsze, ale to ma oddziaływanie na cały region. Tylko jeszcze może wspomnę, że nie było przez wiele lat w wielu krajach sal kinowych, były przez dłuższy okres tylko kina plenerowe, one potem wymarły w latach 90. Nollywood sprawił, że te kina zaczęły znowu powstawać – sale kinowe, multipleksy, i to w całej Afryce, a wcześniej były w zasadzie tylko w Afryce Północnej i RPA.
Tomasz Raczkowski: Okej, czyli mamy pewien obraz kina afrykańskiego, w którym dużo się dzieje. Chciałem więc zapytać o tegoroczny program AfryKamery – jak był w kontekście tych wszystkich procesów konstruowany i jakie są pana zdaniem jego najważniejsze punkty? Może co warto wybrać w sytuacji, kiedy nie musimy uczestniczyć stricte w wydarzeniu, ale możemy powybierać jego elementy?
Przemysław Stępień: W tym roku obraliśmy sobie główny temat Rwandy i w związku z nią Burundi – nie każdy musi wiedzieć, że te kraje mają ten sam skład etniczny, bardzo podobną historię, więc jak robiliśmy już blok o Rwandzie, to też właśnie wspólnie z Burundi. Więc z obu tych krajów mamy trochę tytułów opowiadających o ich dziejach. Mamy blok krótkich metraży z Rwandy, myślę, że dosyć ciekawy choćby ze względu na niezwykłą specyfikę estetyczną młodych twórców rwandyjskich. Reszta tytułów była raczej dobierana na zasadzie selekcji tego, co nam osobiście najbardziej się podobało, co uznaliśmy za najlepsze. Były też inne plany, ale zostały pokrzyżowane przez COVID – chcieliśmy większą sekcję amerykańską, ale trochę za dużo problemów było z prawami przy formule online, więc większość tytułów odpadła. Być może część z nich pokażemy fizycznie, jak kina się otworzą, bo nie wykluczamy, że zrobimy jakieś pokazy fizyczne w przyszłym roku. Online mimo to pokażemy najmocniejsze tegoroczne pozycje z Afryki plus wybrane dziesięć tytułów z poprzednich edycji, które wzbogacają program i pokazują pewną ścieżkę rozwoju przynajmniej w pewnym wycinku kina afrykańskiego. Jeśli chodzi o tytuły tegoroczne, to udało się stworzyć naprawdę niezły zestaw, z bardzo dużą liczbą tytułów z czołowych festiwali, takich jak Softie, dokument dosyć bliski tematycznie nam Polakom w obecnej sytuacji, bo jest o działaczu-aktywiście, który postanawia zająć się polityką i startuje do parlamentu kenijskiego. Tak naprawdę głównym bohaterem jest jego żona, obserwujemy jej reakcję i jak ta decyzja i podjęte ryzyko wpływa na nią. Dalej mamy szeroki przekrój przez kontynent, od RPA, głównie reprezentowaną przez filmy historyczne, aż po Afrykę Zachodnią, gdzie jest np. Noc Króla z tegorocznej Wenecji. Poruszyliśmy też temat tańca w Afryce – oczywiście nie ma jednego tańca w Afryce, ale chcieliśmy pokazać różne jego aspekty z różnych obszarów kontynentu, więc są dokumenty z RPA, z Angoli, Mozambiku i z Maroka. W różnych filmach przewijał się temat Chin w Afryce, moim osobistym zdaniem najciekawszy jest Budda w Afryce, czyli dokument o tym, jak organizacja pozarządowa, akurat z Tajwanu, ale z silnymi koneksjami z samymi Chinami, buduje kompleksy buddystyczne w Afryce w formie sierocińców. Do tych ośrodków trafia kilka tysięcy osób. Dokument opowiada akurat o takim sierocińcu w Malawi, ale można się dowiedzieć z filmu, że planem NGO-sa jest to, żeby był jeden taki sierociniec w każdym kraju afrykańskim. Więc wchodzimy w sferę miękkiej dyplomacji kulturowej świata chińskiego w Afryce. Mamy szereg znakomitych tytułów, m.in. znane z Nowych Horyzontów Noc Królów, Klimatyzator i Ojciec Nafi, ale też zwycięzcę Kryształowego Niedźwiedzia z Berlina, Marię Pannę Nilu oraz film z Burudni pt. Tęsknota. Oba te ostatnie tytuły oparte są zresztą na książkach wydanych w Polsce pod tym samym tytułem.
Tomasz Raczkowski: A jak wygląda przejście między kinem a literaturą w Afryce, również w kontekście silnej tradycji oralnej i jej wpływu na film?
Przemysław Stępień: Wpływy literackie nie są jakoś bardzo mocne, raczej twórcy filmowi korzystali zawsze z tej tradycji oralnej. Teraz zaczęły się pojawiać i będą się pojawiać coraz częściej ekranizacje, przy czym jeśli się czyta książki z Afryki, widać bardzo często tę tradycję ustną w sposobie konstruowania, opowiadania i plastyczności, przez co można sobie od razu wyobrażać wiele z tych powieści jako film. Osobiście marzy mi się ekranizacja powieści Drogi bez dna Bena Okriego. Podczas czytania od razu widziałem oczami wyobraźni epicki film. Ta obrazowość opowieści powoduje, że przejście z literatury do kina nie jest ścieżką trudną, co pokazują te dwa filmy pokazywane w tym roku, nakręcone na podstawie książek, które są zarówno niezwykle mocne, jak i łatwo przyswajalne na język kina. Filmy również są bardzo mocne, zapadające w pamięć i na pewno mogą zachęcać do sięgania do tych książek i szerzej do afrykańskiej literatury.
Tomasz Raczkowski: Chciałem zakończyć pytaniem o oczekiwania przed festiwalem – jaki będzie oddźwięk i jaka będzie jego przyszłość?
Przemysław Stępień: Teraz trudno prorokować, jeśli chodzi o przyszłość, ale na pewno ta formuła, którą realizujemy, stanowi pewną szansę szerszego dotarcia do ludzi, a jeśli raz spróbują, zobaczą, to może przekonają się, że pewne wyobrażenia o kinie afrykańskim były nieprawdziwe. W tym sensie może się okaże, mam taką nadzieję, że to będzie jakiś przełom dla nas i dla kina afrykańskiego w Polsce.