search
REKLAMA
Felietony

GDZIE SIĘ PODZIAŁY TAMTE SEANSE? Kino wczoraj, dziś i jutro

Radosław Dąbrowski

8 lutego 2018

REKLAMA

Skoro już pojawiło się zagadnienie reżyserów… Współcześnie zdecydowanie mniej zauważalna niż w poprzednim wieku jest ich aktywność na łamach krytyki filmowej (dotyczy to także operatorów kamery). Przez dekady, gdy sztuka filmowa nabierała kształtu, filmowcy nie tylko brawurowo uprawiali swój zawód, lecz byli również znakomitymi teoretykami. Udzielano się w czasopismach filmowych (dość wymienić „Cahiers du Cinéma” we Francji czy „Cinema” we Włoszech), pisano manifesty (jak francuski tercet „młodych Turków”, szereg brytyjskich nowofalowców czy Pier Paolo Pasolini), recenzje, opasłe tomy o sztuce montażu (niczym Siergiej Eistenstein) czy kompozycji obrazu (np. Henri Alekan czy Jerzy Wójcik). Dzisiaj wyraźna jest granica pomiędzy tymi, którzy filmy kręcą, a osobami je opisującymi i poddającymi refleksji.

Być może jednym z powodów dla zaistniałej sytuacji jest zacieranie się granic pomiędzy narodami i faktem, że we współczesnym kinie brakuje wyraźnych nurtów. Oczywiście tradycyjny podział gatunkowy wciąż jest obecny, lecz w jego obrębie nie powstają konkretne kierunki. Reżyserzy zdają się być osobno i trudno wskazać grupę, którą łączyłaby wspólna, przewodnia myśl. W typowej refleksji filmoznawczej można wskazać poszczególne nurty w dziejach kina, m.in. ekspresjonizm niemiecki, włoski Neorealizm, Nową Falę (we Francji, Wielkiej Brytanii, Węgrzech czy Czechosłowacji), awangardę (radziecką, hiszpańską, amerykańską), brytyjski Free Cinema, amerykańskie Kino Nowej Przygody, a w naszym kraju czasy świetności formacji Polskiej Szkoły Filmowej czy Kina Moralnego Niepokoju. Nawet przedstawiciele kina autorskiego, pomimo odmiennych narodowości, na ekranie potrafili ze sobą umiejętnie korespondować. Jednym z ostatnich tak zdecydowanych głosów i próbą wyznaczenia nowego trendu myślowego był awangardowy duński manifest Dogma 95, którego rewolucyjne założenia trochę przypominają postawę francuskich nowofalowców z przełomu lat 50. i 60. Bliżej obecnych czasów można jeszcze wskazać nowofalowe kino rumuńskie oraz greckie,  które przeżywają mocny renesans i w takich przypadkach upatrywałbym możliwości na ponowne narodziny nurtów z mocno wytartymi ścieżkami.

Oczywiście współcześnie można wskazać pewne powracające na ekranie tematy, sposoby ich ujęcia, lecz nie jest to częścią jakiejś większej idei. Nie twierdzę jednak, że należy postrzegać to w sposób negatywny. Być może dobrze się stało, że w dobie postmodernizmu doszło do zerwania z wyraźnym podziałem na konkretne kierunki, a historia myśli filmowej jest kontynuowana wedle nowych reguł i zjawisk.

Inną kwestią jest to, z czego autorzy filmu czerpią podstawy dla swoich opowieści. Abstrahując od ważnych wydarzeń historycznych, nieustannie materiałem na scenariusz służą literatura oraz komiksy. Męczącym stało się rozgłaszanie, jak to w obecnych czasach ludzie nie czytają, ale jeżeli rzeczywiście po książkę sięga się coraz rzadziej, to może w dalszej perspektywie zawód pisarza wymrze, a wtedy kino straci fundamenty dla swoich historii? Tak z lekkim przymrużeniem oka można stwierdzić, że w czołówce co drugiego filmu gości napis informujący o nakręceniu utworu na podstawie literackiego pierwowzoru bądź przynajmniej na jego motywach. Nawet jeżeli książki nie są już wiodącą formą relaksu, to nieprzerwanie stanowią ważny element świata filmowego, zwłaszcza kryminały, thrillery czy melodramaty.

Podobnie jak komiksy. Naturalnie mam na myśli te amerykańskie, albowiem wiele europejskich perełek zapewne nigdy nie doczeka się ekranowych adaptacji. Historie o superbohaterach przyciągają od dawna, lecz w ostatnich kilku latach zauważalne jest nagromadzenie poświęconych im blockbusterów i tempo produkowania kolejnych nie słabnie. Komiksy Marvela czy DC to właściwie niemająca dna studnia mniej bądź bardziej zajmujących wątków i trudno przewidzieć, czy ten potencjał zostanie wyczerpany. Prędzej znużenie odczują sami widzowie, ale wszystko jest w rękach twórców – jeżeli nie zabraknie im wyobraźni na to, jak urozmaicić kolejne potyczki fikcyjnych herosów i nowatorsko wykorzystać ulepszenia techniczne, to zapewne komiksowa hegemonia na ekranie skończy się nieprędko.

Niejeden blockbuster można obejrzeć w technologii 3D, która jeszcze kilkanaście lat temu była czymś wyjątkowym. Dzisiaj z trójwymiarową przestrzenią w filmie spotykamy się już coraz częściej. W większości dotyczy to produkcji z nastawieniem na jakość efektów specjalnych, choć wyjątków nie brakuje (Wielki Gatsby – 2013). Z jednej strony 3D jest technologią, z którą widzowie już się oswoili, z drugiej w codziennym repertuarze nie jest jeszcze tak często obecna, aby można mówić o zdominowaniu tradycyjnego 2D. Czy w przyszłości może to ulec zmianie? Na ten moment na pewno przeszkodą są jeszcze kwestie finansowe (nie wszyscy producenci na taki luksus mogą sobie pozwolić), ale również stanowiska konkretnych twórców, np. Christophera Nolana. W wątpliwość można również poddać sens kręcenia w 3D kameralnych dramatów albo komedii, ale z drugiej strony do tego kino może dążyć. Skoro przejście z epoki czerni oraz bieli do epoki koloru stanowiło zbliżenie do ukazywania na ekranie rzeczywistości takiej, jaka w istocie nas otacza, to za „x” czasu może się zrodzić potrzeba, aby demonstrować w trójwymiarze nie tylko zachwycające oko kosmiczne potyczki albo fascynującą magię świata fantasy, lecz również prozaiczną, poranną rozmowę dwojga bohaterów przy śniadaniu.

REKLAMA